miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
pismo pakamera.polonia, od numeru 14 pod adresem internetowym: www.pakamerapolonia.com
podróże
Premiery filmowe drugiej części roku 2023
Siewcy śmierci, niszczyciele świata - o filmie Christophera Nolana "Oppenheimer"
Najlepsze filmy dokumentalne z Polski i świata
Sundance Film Festival - Park City (Utah)
Festiwal Filmu Polskiego w Ameryce
Szczerość w czasach koniunktury - czyli polskie kino po Gdyni 2022
/ KULTURA wydarzenia / film
sierpień 2023 / 8 (12)
Premiery filmowe drugiej części roku 2023
MARTA WASZKIEWICZ
Połowa roku 2023 i wiele bardziej lub mniej interesujących premier filmowych już za nami, Ale to nie wszystko od światowej kinematografii. Przed nami kilka fascynujących miesięcy i tytułów, na które czekamy najbardziej. Wśród nich między innymi: festiwalowe hity, znakomite adaptacje, oryginalne historie oraz produkcje na faktach w gwiazdorskiej obsadzie. Tych pozycji po prostu nie można ominąć. (red.)
„Challengers” – sierpień
Nowy projekt Luki Guadagniniego, twórcy „Tamtych dni, tamtych nocy”, nosi tytuł „Challengers”. Bohaterką filmu jest Tashi, była tenisistka, a obecnie trenerka. Dzięki wysiłkom kobiety jej mąż Art z przeciętnego gracza zmienił się w światowej klasy czempiona. Niestety od jakiegoś czasu mężczyzna ma złą passę. Aby ją przerwać, Tashi zgłasza go do udziału w turnieju Challenger. Na korcie mężczyzna będzie musiał zmierzyć się z Patrickiem, niegdyś obiecującym zawodnikiem, swoim byłym przyjacielem i ekspchłopakiem Tashi. Główną rolę w filmie zagra Zendaya, gwiazda serialu HBO „Euforia”. Na ekranie zobaczymy również Josha O’Connora, aktora znanego widzom z serialu Netflixa „The Crown” oraz Mike’a Faista („West Side Story”).
„Diuna 2” – listopad
Ekranizacja drugiej części pierwszego tomu „Diuny” opowie o mitycznej podróży Paula Atrydy, sojuszu, który bohater nawiązuje
z Chani i Fremenami oraz wojennej ścieżce, na którą wkracza, by wziąć odwet na spiskowcach, którzy zniszczyli jego rodzinę. Stając przed wyborem pomiędzy miłością swojego życia a losami wszechświata, zrobi wszystko, by zapobiec koszmarnej przyszłości, którą tylko on jest w stanie przewidzieć. Reżyserem widowiska jest Denis Villeneuve, który jest również współautorem scenariusza. Na ekranie pojawią się ponownie m.in.: Timothée Chalamet, Zendaya, Rebecca Ferguson, Josh Brolin, Stellan Skarsgård oraz Javier Bardem, a także zupełnie nowe twarze: Florence Pugh, Austin Butler, Christopher Walken i Léa Seydoux.
„Wonka” – grudzień
„Wonka”, prequel „Charliego i fabryki czekolady” z Timothéem Chalametem w tytułowej roli, opowie o losach legendarnego cukiernika Willy’ego Wonki przed założeniem jego słodkiego imperium. Szczegóły dotyczące fabuły na razie owiane są tajemnicą. Znamy jednak nazwiska aktorów, którzy pojawią się na ekranie. W obsadzie znaleźli się między innymi: Sally Hawkins, Rowan Atkinson i Olivia Colman. Za kamerą stanął natomiast Paul King („Paddington”).
„Killers of the Flower Moon”
W roku 2023 będziemy również świadkami wielkiego powrotu legendarnego Martina Scorsesego („Taksówkarz”, „Chłopcy z ferajny”, „Wyspa tajemnic”, „Wilk z Wall Street”). Jego najnowszy projekt „Killers of the Flower Moon” to ekranizacja reportażu Davida Granna pod tytułem „Czas krwawego księżyca”. Dziennikarz „The New York Timesa” odsłania w nim kulisy makabrycznych mordów, do których doszło w Oklahomie w latach 20. XX wieku po tym, jak na terenie należącym do plemienia Osedżów odkryto ropę. Gdy rdzenni amerykanie zwani „najbogatszymi Indianami Ameryki” zaczęli ginąć w dziwnych okolicznościach, w sprawę włączono służby federalne. Zapowiada się arcyciekawe widowisko, zwłaszcza że na ekranie zobaczymy m.in. Leonardo DiCaprio i Roberta De Niro, a za scenariusz odpowiada Eric Roth („Forrest Gump”, „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona”, „Narodziny gwiazdy”).
„Armagedon”
James Gray („Ad Astra”, „Królowie nocy”) ponownie opowiada osobistą historię. W „Armagedonie”, chyba najczulszym z jego dotychczasowych filmów, reżyser wraca do czasu dzieciństwa w latach 80. W nowojorskim Queens mały Paul Graff usiłuje zrozumieć, na czym polega ten cały „amerykański sen”, o którym wszyscy marzą, nawet jego rodzice (Anne Hathaway i Jeremy Strong). Główny bohater pod okiem dziadka intelektualisty (Anthony Hopkins) przeżywa pierwsze artystyczne fascynacje, doświadcza pierwszych rozczarowań i dostaje pierwsze lekcje społecznej hipokryzji. Choć „Armagedon” nie jest stricte filmem autobiograficznym, to
w postaci wrażliwego chłopca trudno nie dopatrzeć się alter ego reżysera, a filmu nie interpretować jako wyrzutu wobec kapitalistycznego społeczeństwa, które zatraciło się w pogoni za pieniądzem.
„Maestro”
Leonard Bernstein był wybitnym amerykańskim kompozytorem, pianistą i dyrygentem. Komponował muzykę symfoniczną, baletową, filmową i musicalową. Prowadził też programy telewizyjne, pisał książki i felietony, a także pełnił funkcję dyrektora artystycznego najsłynniejszych amerykańskich orkiestr i teatrów operowych. O jego życiu opowie dramat biograficzny „Maestro”. Obraz będzie drugim, po „Narodzinach gwiazdy”, filmem wyreżyserowanym przez Bradleya Coopera. Aktor zagra w nim również główną rolę,
a u jego boku zobaczymy Carey Mulligan w roli żony Bernsteina – Felicji Montealegre. Producentami filmu są Steven Spielberg i Martin Scorsese. Za scenariusz odpowiadają natomiast Bradley Cooper z Joshem Singerem. „Maestro” dostępny będzie na platformie Netflix.
„Ferrari”
W tym roku na ekrany kin trafi również filmowa biografia włoskiego kierowcy wyścigowego, konstruktora samochodowego
i przedsiębiorcy – Enza Ferrariego. Tytułową postać zagra Adam Driver, natomiast jego żonę, Laurę Ferrari, sportretuje Penélope Cruz. W obsadzie znalazła się również Shailene Woodley, którą zobaczymy w roli Liny Lardi, kochanki Enza. Za kamerą stanie natomiast Michael Mann, twórca słynnej „Gorączki”, który jest również współautorem scenariusza. Akcja filmu rozgrywa się latem 1957 roku, kiedy Enzo Ferrari zmagał się z kryzysem zarówno w życiu prywatnym, jak i zawodowym. Rok wcześniej na skutek dystrofii mięśniowej zmarł jego syn Dino, firma znalazła się na granicy bankructwa, a małżeństwo zaczęło sypać się jak domek z kart. Szansą na ratunek okazał się udział w niezwykle niebezpiecznym wyścigu dookoła Włoch. Jak zapowiadają twórcy, będzie to „Ojciec chrzestny”, tylko w świecie wyścigów samochodowych.
„Beau Is Afraid”
Najnowsza produkcja studia A24, „Beau is Afraid” (wcześniej zatytułowana „Disappointment Blvd.”), ma być intymnym, obejmującym dziesięciolecia portretem pewnego odnoszącego sukcesy przedsiębiorcy. Ma łączyć w sobie elementy dramatu, thrillera, komedii
i horroru. Zapowiada się ciekawie, chociaż szczegóły dotyczące postaci i fabuły wciąż trzymane są w tajemnicy. Za scenariusz
i reżyserię odpowiada Ari Aster, twórca takich filmów grozy jak „Dziedzictwo. Hereditary” oraz „Midsommar. W biały dzień”, a w roli głównej zobaczymy laureata Oscara Joaquina Phoenixa.
„Asteroid City”
Scarlett Johansson, Margot Robbie, Tilda Swinton, Steve Carell, Tom Hanks, Adrien Brody, Jeffrey Wright, Bryan Cranston, Jeff Goldblum, Maya Hawke. Ta obsada robi wrażenie, z resztą jak każdego filmu w reżyserii Wesa Andersona („Moonrise Kingdom”, „Grand Budapest Hotel”, „Kurier francuski”). Jego najnowsze dzieło, „Asteorid City”, zapowiadane jest jako „poetycka medytacja nad sensem życia”. Akcja rozgrywa się w fikcyjnym pustynnym amerykańskim miasteczku w 1955 roku podczas konwentu młodych astronomów. Film opowie o uczniach i rodzicach z całego kraju, których czekają konkursy, rekreacje, odpoczynek, komedia, dramat, romans i nie tylko.
„The Killer”
W 2023 roku nowym filmem uraczy nas również David Fincher, twórca takich przebojów, jak „Podziemny krąg”, „Siedem”, „Zodiak”, „Social Network” czy „Zaginiona dziewczyna”. Fabuła „The Killer”, bo taki tytuł nosi projekt, bazuje na francuskim komiksie. Tytułowym bohaterem filmu jest bezwzględny zabójca na zlecenie żyjący w świecie, w którym zatarła się granica między dobrem a złem. Nękany przez wyrzuty sumienia mężczyzna przeżywa kryzys emocjonalny. W rolach głównych zobaczymy Tildę Swinton i Michaela Fassbendera. Obraz powstaje dla platformy Netflix.
„Napoleon”
Po 20 latach od premiery „Gladiatora” Joaquin Phoenix i Ridley Scott ponownie połączyli swoje siły, aby stworzyć kolejne widowisko historyczne. Tym razem będzie to film biograficzny o Napoleonie Bonapartem, który przedstawi głównego bohatera jako genialnego stratega o nieustającej ambicji. Obraz skupi się na życiu słynnego cesarza Francuzów, jego walce o władze oraz toksycznej relacji
z żoną, cesarzową Józefiną. – Napoleon jest człowiekiem, który zawsze mnie fascynował. Podbił świat, aby zasłużyć na miłość, a kiedy okazało się, że to nie wystarczyło, podbijał, by ją zniszczyć. I w ten sposób zniszczył samego siebie – mówi Scott. W rolach głównych, oprócz Phoenixa, zobaczymy również Vanessę Kirby („The Crown”, „Cząstki kobiety”) oraz Tahara Rahima („Prorok”, "Wąż"). (zwierciadło.pl)
/ KULTURA wydarzenia / film
sierpień 2023 / 8 (12)
SIEWCY ŚMIERCI, NISZCZYCIELE ŚWIATA – o filmie Christophera Nolana „Oppenheimer”
STANISŁAW BŁASZCZYNA
Zawsze jestem gotów, by dać się uwieźć filmowym spektaklom. Nolanowi, reżyserowi „Oppenheimera” prawie to się udało, choć pojawiające się raz po raz zderzenia z takim „drobiazgiem”, jak dźwięk, coraz mocniej uświadamiały mi podczas projekcji, że coś z tym filmem jest nie tak.
Ale to tylko aspekt techniczny, który można by przeboleć.
Tym, czego ostatecznie nie mogłem przełknąć, jest instrumentalne – i wbrew pozorom (vide: robiąca wrażenie kreacja Cilliana Murphy’ego) powierzchowne – potraktowanie głównego bohatera, jak również kiczowato-symplicystyczny unik, by niemal zupełnie pominąć niszczycielski i ludobójczy efekt zrzucenia bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki oraz wynikające stąd moralne implikacje tego (bardziej politycznego, niż militarnego) aktu agresji wobec ludności cywilnej.
Właściwie to nigdy nie przyjąłem oficjalnej narracji amerykańskiej, według której użycie w tamtym momencie wojny (przypominam, że wtedy Hitler już nie żył, a III Rzesza upadła) bomby atomowej było konieczne, gdyż uratowało to przed śmiercią setki tysięcy amerykańskich żołnierzy (inni z rozpędu mówili o milionach), którzy w przeciwnym wypadku zmuszeni byliby do inwazji na Japonię. (Sam generał Eisenhower stwierdził, że użycie bomb atomowych nie było konieczne, gdyż Japonia i tak bliska była kapitulacji.) Otóż, podczas gdy detonację pierwszej bomby, można by jeszcze usprawiedliwić jakąś racją strategiczną, to decyzja o zrzuceniu drugiej bomby na Nagasaki była już według mnie zbrodnią wojenną, bo służyła jedynie demonstracji siły, a jej celem było zabicie jak największej liczby Japończyków wśród ludności cywilnej. (O tym, że było to również testowanie nowego rodzaju „broni”, na którą wydano miliardy dolarów, nawet nie wspominam: okazało się, że było to ważniejsze, niż życie ponad 100 tysięcy ludzi, którzy zginęli w straszny sposób.) Nie czekano więc nawet na to, jak zareagują Japończycy na Hiroszimę, wręcz przeciwnie – jak najszybciej zrzucono drugą bombę, jakby obawiając się tego, że wcześniej Japonia skapituluje.
Chciałoby się napisać, że cynizm tych, którzy podjęli decyzję o zrzuceniu bomb, jest nieludzki, ale to nieprawda: według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Gallupa zaraz po zniszczeniu Hiroszimy i Nagasaki, aż 85% Amerykanów zaaprobowało ówczesne użycie „broni” jądrowej. Niemal wszyscy łyknęli wojenną propagandę, jak młody pelikan rybę. Tak więc, to zupełny brak empatii wobec wojennych ofiar wśród ludności cywilnej „wroga” okazuje się ludzki, nieludzka zaś jest empatia wobec cierpienia tych ludzi – występująca właściwie w ilości śladowej. Nadal siedzą w nas szympansy.
Charakterystyczna – i do zapamiętania – jest scena, kiedy Oppenheimer,
w gabinecie Trumana ubolewa, że „ma krew na rękach”, a prezydent obrusza się, że to przecież on zadecydował o zrzuceniu bomby – i uznając Oppenheimera za „beksę”, podaje mu chusteczkę. Później, jak twierdzą świadkowie, zastrzega się, że nigdy nie chce już widzieć tego „sukinsyna”.
Sama prezydencka mądrość!
Zresztą, wyznanie Oppenheimera też jest cokolwiek pretensjonalne. Chociaż jego późniejsza działalność dowodziła, iż rzeczywiście sprawa kumulowania
i ewentualnego użycia arsenału jądrowego, leżała w centrum jego uwagi. Dostrzegał on wszelkie zagrożenia z tym związane, domagając się międzynarodowej kontroli broni atomowej. Niestety, to jakby nie interesowało Nolana (a jest on nie tylko reżyserem filmu, ale i jego scenarzystą), który zamiast tego poświęca nieproporcjonalną ilość filmowego czasu przesłuchaniom Oppenheimera przed Komisją Energii Atomowej w 1954 roku, które jako żywo przypominały sąd nad naukowcem obracającym się przed wojną w środowisku amerykańskich organizacji lewicowych (zwanych cokolwiek na wyrost – i jak przystało na czasy McCarthy’owskiej histerii w Stanach lat 50. – komunistycznymi) czy wręcz podejrzanym o szpiegostwo na rzecz Sowietów.
Julius Robert Oppenheimer / fot.: domena publiczna
Grzyb dymu powstały w wyniku wybuchu bomby
atomowej nad Nagasaki 9 sierpnia 1945 roku
/ fot.: fomena publiczna
Hiroszima po atakach 6 sierpnia 1945 roku
/ fot.: domena publiczna
„Oppenheimer” Nolana sprawia wrażenie filmowego majstersztyku – bo rzeczywiście jest w nim cała masa rzeczy po mistrzowsku wyegzekwowanych – ale może właśnie dlatego gubi się w nim prawda o człowieku, jakim był Robert Oppenheimer. To bogactwo elementów świetnych (ot, choćby rewelacyjne wystąpienie Roberta Downey’a Jr.) pada jednak ofiarą czegoś, co można nazwać „over-editing„, a wyrażając się po polsku: montażowego przekombinowania. I chodzi mi nie tylko o przeskoki czasowe, zamulone
a sztuczne dialogi, poszarpaną ścieżkę dźwiękową (jej jakość jest miejscami skandalicznie zła), mozaikę obrazów sklejoną jakby na sterydach… ale przede wszystkim o wytrącanie z rytmu filmowej narracji i gubienie suspensu.
Znane jest – mające coś z gigantomanii – zamiłowanie reżysera do extra-wielkiego ekranu, ale – tak, jak uwielbiam oglądanie filmów na dużym ekranie, tak ten IMAX w „Oppenheimerze” wydawał mi się cokolwiek na wyrost – choćby dlatego, że gross filmu stanowiły gadające głowy, a ukazanie nuklearnej eksplozji to jednak za mało, by usprawiedliwić taki ogromny format. Zresztą, te prawdziwe, zarejestrowane na filmach dokumentalnych wybuchy jądrowe, i tak robią na mnie większe wrażenie, niż te wygenerowane komputerowo w filmowych studiach. Podobnie pulsujące kosmiczno-jądrowe wizje, jakie nękają Oppenheimera – ginęły, jak dla mnie, w ogłuszającym zamęcie.
W sumie: za dużo w tym filmie Nolana samego Nolana. Rękę reżysera czuć w każdym momencie filmu – zamiast o tej ręce zapomnieć. Kto chce patrzeć na „Oppenheimera” jak na nolanowskie dzieło – ten będzie zachwycony. Kto jednak chciałby dotrzeć do prawdy o Oppenheimerze-człowieku, to będzie moim zdaniem omamiony. Przede wszystkim warsztatowymi sztuczkami – a reżyser jest prestidigitatorem przednim.
Mnie jednak dziwi to sztuczne i wykalkulowane podejście do tak charyzmatycznej i niezwykłej postaci, jaką był Oppenheimer. Tym bardziej, że Nolan doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak bardzo ambiwalentnym i paradoksalnym człowiekiem był „ojciec” atomowej bomby (swoją drogą: tylko w płyciźnie środków masowego przekazu można było ulepić tak infantylny przydomek). A jednak wolał się popisać swoim kunsztem, niż ukazać nam człowieka z krwi i kości – zwłaszcza, że tym człowiekiem był geniusz.
/ KULTURA wydarzenia / film
czerwiec 2023 / 6 (10)
Najlepsze filmy dokumentalne
z Polski i świata.
Triumf sztuki i kobiecości
Historia polsko-francuskiej malarki, syryjskich kobiet, szkockiego pustelnika, izraelskich nastolatków
i młodych pianistów zdobyły najważniejsze nagrody festiwalu filmów dokumentalnych Millennium Docs Against Gravity.
W konkursie głównym 20. Millennium Docs Against Gravity o Grand Prix walczyło 12 filmów. Jury zdecydowało się wyróżnić film „Apolonia, Apolonia"
w reżyserii Lei Glob. To powstająca przez 13 lat opowieść o polsko-francuskiej artystce Apolonii Sokół, która opuszcza Danię i przeprowadza się do swojego rodzinnego miasta, Paryża. Tam zostaje malarką... Jurorzy orzekli, iż jest to film o sztuce, przyjaźni
i kobiecości.
MAJA STANISZEWSKA
Kadry z filmu "Apolonia, Apolonia" / fot.: materiał prasowy
- Historia pokazana w filmie staje się opowieścią o tym, jak obecność sztuki w naszym życiu może przynieść wyzwolenie. Film jest tragiczny, dramatyczny i zabawny, jednak nigdy nie manipuluje naszymi emocjami – napisali w uzasadnieniu werdyktu. Ten film otrzymał również nagrodę Nos Chopina dla najlepszego filmu o sztuce.
Wyróżnienia otrzymały filmy „Niewinność" (reż. Guy Davidi) o młodych Izraelkach i Izraelczykach, którzy nie chcą iść do obowiązkowego wojska, oraz „Pod niebem Damaszku" (reż. Heba Khaled, Talal Derki, Ali Wajeeh) o Syryjkach przygotowujących spektakl o mizoginii i wykorzystaniu seksualnym będącymi codziennością syryjskich kobiet.
Za najlepsze polskie filmy uznano „Skąd dokąd" Maćka Hameli, o ukraińskich uchodźcach wojennych (film doceniło także Stowarzyszenie Kin Studyjnych), a wyróżnienie otrzymał „Prawy chłopak" Hanny Nobis o młodym nacjonaliście z Wrocławia, który zmienia poglądy.
Nagroda Amnesty International Polska przypadła filmowi „Siedem zim w Teheranie" (reż. Steffi Niederzoll), a nagroda dla najlepszego filmu o tematyce psychologicznej "Siostrzeństwu świętej sauny" (reż. Anna Hints). Za najlepszy debiut uznano „A wrony są białe" w reżyserii Ahsena Nadeema, wyróżnienie otrzymał też Wojciech Gostomczyk za film „Leon".
Lokalne nagrody dla najlepszych dokumentów
Swoje nagrody lokalne w Konkursie Głównym rozdały także trzy miasta. Wrocław Grand Prix Dolnego Śląska przyznał filmowi „Pustelnik z Treig" (reż. Lizzie MacKenzie) o starzejącym się pustelniku mieszkającym nad szkockim jeziorem. Gdynia Nagrodą Prezydenta Miasta uhonorowała „Pod niebem Damaszku", a wyróżnieniem „Pianoforte" Jakuba Piątka o młodych uczestnikach Konkursu Chopinowskiego z różnych stron świata.
Bydgoszcz zaś swoją Bydgoszcz Art.Doc Award wyróżniła „Niewinność" i „Nie znikniemy" (reż. Alisa Kovalenko) o piątce ukraińskich nastolatków z Donbasu, gdzie woja toczy się już od lat. Honorowe wyróżnienie Okręgowej Rady Adwokackiej w Bydgoszczy dla najlepszej produkcji dotykającej problematyki praw człowieka otrzymał z kolei film „W teatrze przemocy" (reż. Łukasz Konopa, Emil Langballe) o byłym dziecku-żołnierzu, które już jako dorosły mężczyzna stanęło przed Trybunałem w Hadze. (wyborcza.pl)
Od 23 maja do 4 czerwca większość filmów tegorocznej edycji będzie dostępna na stronie festiwalu Mdag.pl.
/ KULTURA wydarzenia / film
luty 2023 / 2 (6)
SUNDANCE FILM FESTIVAL
SLAMDANCE FILM FESTIVAL
Park City - Utah
ZBIGNIEW BANAṠ
W Park City w Stanie Utah zakończyła się (29 stycznia 2023 roku) kolejna edycja festiwalu filmowego Sundance, założonego prawie 40 lat temu przez Roberta Redforda. Sundance co roku oferuje największy przegląd światowego kina niezależnego i jest miejscem, gdzie odkrywa się nowe talenty. Konkursowe filmy podzielone są na tytuły fabularne, dokumentalne i krótkometrażowe. W dodatku są oddzielne kategorie dla filmów amerykańskich i zagranicznych.
W tym roku nagrodę główną spośród amerykańskich fabuł zdobył poruszający dramat pod tytułem "A Thousand and One", o kobiecie, która porywa dziecko z domu zastępczego i wychowuje jako własne.
Wśród filmów fabularnych z zagranicy triumfowała przewrotna brytyjska tragikomedia "Scrapper". To historia 12-letniej dziewczynki
z dużą wyobraźnią, która po śmierci matki mieszka w dawno niewidzianym ojcem.
W konkursie filmów dokumentalnych triumfowały "Going to Mars: The Nikki Giovanni Project", intymny amerykański portret tytułowej poetki, oraz "The Eternal Memory" z Chile, o kochającej się parze starszych osób, z których jedna zmaga się z postępującym zanikiem pamięci.
Jakub Piątek / fot.: materiały prasowe
W kategorii zagranicznych dokumentów był również prezentowany, jako światowa premiera, polski film "Pianoforte" w reżyserii Jakuba Piątka. Jest to bardzo dojrzała
i trzymająca w napięciu opowieść o młodych, ale już wybitnych pianistach, uczestniczkach i uczestnikach legendarnego Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Film ten otrzymał pozytywne recenzje, aczkolwiek nie znalazł uznania
w oczach jury.
Kard z filmu "Pianoforte" / fot.: materiały prasowe
Równocześnie z festiwalem Sundance w Park City odbywał się inny festiwal kina niezależnego Slamdance. To młodszy konkurent, na którym pokazywane są zwykle tytuły mające już swoje wcześniejsze premiery. Na tym festiwalu również byli obecni polscy twórcy,
a film dokumentalny "Silent Love" w reżyserii Marka Kozakiewicza otrzymał specjalne wyróżnienie jury. "Silent Love" pokazuje życie niekonwencjonalnej rodziny w konserwatywnym otoczeniu małej polskiej wsi.
Innym polskim filmem, prezentowanym w tym roku na Slamdance była krótkometrażowa animacja pod tytułem "Hierofania"
w reżyserii Marii Nitek.
W sumie tegoroczne edycje Sundance i Slamdance organizowane po raz pierwszy na żywo po okresie pandemii wydają się sugerować, że świat kina się trochę zmienił. Wielu widzów oglądało festiwalowe projekcje w domu, a nie w kinach i nawet fizyczna obecność gwiazd nie zawsze gwarantowała pełne sale. Liczne filmy o tematyce społeczno-politycznej polaryzowały widownię,
a w wielu przypadkach nie znajdowały nabywców.
Najwięcej, bo 20 milionów dolarów zapłacono za prawa do dystrybucji thrillera "Fair Play". Czy ten tytuł zostanie zwycięzcą oskarowym, tak jak miało to miejsce w ubiegłym roku w przypadku innego przeboju z festiwalu Sundance, filmu "Coda", zobaczymy.
/ KULTURA wydarzenia / film
pakamera październik 2022 / 2 (2)
Festiwal Filmu Polskiego w Ameryce (PFFA) jest uważany
za najobszerniejszy
na świecie coroczny przegląd filmu polskiego
Celem festiwalu jest promocja polskiego kina na kontynencie północnoamerykańskim. Założony w 1989 przy współudziale Centrum Filmowego Chicagowskiego Instytutu Sztuki, każdego roku festiwal przedstawia ponad 70 filmów fabularnych, dokumentalnych
i krótkometrażowych, goszcząc licznych filmowców polskich z całego świata.
Głównym organizatorem festiwalu jest Towarzystwo Sztuki (The Society for Arts), organizacja o charakterze niedochodowym, której celem jest popularyzacja sztuki europejskiej w Stanach Zjednoczonych. Wsparcie osób prywatnych, korporacji oraz instytucji rządowych umożliwia atrakcyjne programy Towarzystwa.
Liczba uczestników festiwalu sięga 35 tysięcy kinomanów z całego świata, którzy zjeżdżają do Chicago na dwa pełne rozrywki tygodnie listopada. Festiwal spełnia także misję edukacyjną, adresując swoje programy do dzieci i młodzieży, rodzin i wychowawców. Wiele programów rodzinnych jest bezpłatnych lub opatrzonych specjalnymi zniżkami.
Festiwal cieszy się świetną reputacją w mediach lokalnych i międzynarodowych. „The New York Times” uważa PFFA za jeden z pięciu najważniejszych festiwali kina europejskiego w Ameryce Północnej, a „The Chicago Tribune” nazywa imprezę historią chicagowskiego sukcesu.
Organizatorzy PFFA zostali uhonorowani nagrodą Laterna Magica za osiągnięcia w promocji polskiego kina, specjalną nagrodą Ministra Spraw Zagranicznych RP oraz nagrodą Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w dziedzinie promocji filmu polskiego za garanicą. Oprócz Chicago, miasta o ponad milionowej społeczności pochodzenia polskiego, satelitarne pokazy festiwalowe odbywają się w prestiżowych ośrodkach filmowych w Los Angeles, Houston, Seattle, Bostonie, Minneapolis, Rochester, N.Y.
PFFA mają charakter niekonkursowy, a dwa główne wyróżnienia to Nagroda Złotych Zębów przyznawana przez jury publiczności najciekawszemu filmowi fabularnemu i dokumentalnemu oraz Nagroda Skrzydeł, którą festiwal honoruje polskich artystów za całokształt dokonań w dziedzinie sztuki filmowej poza Polską.
Od 1994 roku publiczność Festiwalu Filmu Polskiego w Ameryce wybiera najciekawszy film festiwalu. W latach ubiegłych laureatami tej nagrody zostały następujące filmy:
FILM FABULARNY
2021 Żeby nie było śladów, reż. Jan P. Matuszyński
2020 Ikar. Legenda Mietka Kosza, reż. Maciej Pieprzyca
2019 Boże ciało, reż. Jan Komasa
2018 Zimna wojna, reż. Paweł Pawlikowski
2017 Szczęście Świata, reż. Michał Rosa
2016 Marie Slodowska-Curie. Odwaga wiedzy, reż. Marie Nowelle
2015 Moje córki krowy, reż. Kinga Dębska
2014 Bogowie, reż. Łukasz Palkowski
2013 Chce się żyć, reż. Maciej Pieprzyca
2012 Mój rower, reż. Piotr Trzaskalski
2011 W ciemności, reż. Agnieszka Holland
2010 Różyczka, reż. Jan Kidawa-Błoński
2009 Jeszcze nie wieczór, reż. Jacek Bławut
2008 Boisko bezdomnych, reż. Kasia Adamik
2007 Bezmiar sprawiedliwości, reż. Wiesław Saniewski
2006 Jasminum, reż. Jan Jakub Kolski
2005 Mój Nikifor, reż. Krzysztof Krauze
2004 Vinci, reż. Juliusz Machulski
2003 Stara baśn.Kiedy słońce było Bogiem reż. Jerzy Hoffman
2002 Anioł w Krakowie, reż. Artur „Baron” Więcek
2001 Quo Vadis, reż. Jerzy Kawalerowicz
2000 Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową,
reż. Krzysztof Zanussi
1999 Ogniem i mieczem, reż. Jerzy Hoffman
1998 U Pana Boga za piecem, reż. Jacek Bromski
1997 Historie miłosne, reż. Jerzy Stuhr
1996 Tato, reż. Maciej Ślesicki
1995 Mlode wilki, reż. Jarosław Żamojda
1994 Jancio wodnik, reż. Jan Jakub Kolski
FILM DOKUMENTALNY
2021 Jutro czeka nas długi dzień, reż. Paweł Wysoczański
2020 Portret przeszlosci 1920, rez. Robert Wichrowski
2019 Przypadek Joanny Langefeld, reż. Władysław Jurkow
& Geburg Rohde-Dahl
2018 Over The Limit, reż. Marta Prus
2017 Komunia, reż. Anna Zamecka
2016 Dwa Swiaty, rez. Maciej Adamek
2015 Dotknięcie Anioła, reż. Tomasz Pawłowski
2014 Powstanie Warszawskie, reż Jan Komasa
2013 Uwikłani, reż. Lidia Duda
2012 Argentyńska Lekcja, reż. Wojciech Staroń
2011 Cudze listy, reż. Maciej Drygas
2010 Bad Boys. Cela 425, reż. Janusz Mrozowski
2009 Królik po berlińsku, reż. Bartek Konopka
2008 Po-lin, reż. Jolanta Dylewska
2007 Pierwszy dzień, reż. Marcin Sauter
2006 Jak to się robi, reż. Marcel Łoziński
Od 1997 roku Festiwal Filmu Polskiego w Ameryce wręcza specjalną nagrodę „Skrzydeł” artystom polskim lub pochodzenia polskiego za szczególne osiągnięcia w dziedzinie sztuki filmowej poza Polską, za rozwinięcie skrzydeł w świecie. To prestiżowe wyróżnienie przyznaje międzynarodowy komitet selekcyjny, któremu przewodniczy Krzysztof Kamyszew, twórca i honorowy prezes Festiwalu.
W UBIEGŁYCH LATACH LAUREATAMI NAGRODY „SKRZYDEŁ” BYLI:
2016 Krzysztof Zanussi, reżyser i scenarzysta
2015 Gene Gutowski, producent
2014 Peter Fudakowski, reżyser i producent
2013 Andrzej Wajda, reżyser
2012 Paweł Pawlikowski, reżyser i scenarzysta
2011 Andrzej Bartkowiak, operator i reżyser
2010 Waldemar Pokromski, artysta charakteryzacji filmowej
2009 Dariusz Wolski, operator
2008 Stefan Kudelski, konstruktor sprzętu-wynalazca
2007 Allan Starski, scenograf
2006 Sławomir Idziak, operator
2006 Krzysztof Kieślowski (pośmiertnie), reżyser i scenarzysta
2005 Paweł Edelman, operator
2003 Andrzej Bukowiński, reżyser filmu reklamowego
2002 Jan A.P. Kaczmarek, kompozytor
2001 Jan Lenica (pośmiertnie), reżyser filmu animowanego
2001 Janusz Kamiński, operator i reżyser
2000 Andrzej Seweryn, aktor
1999 Roman Polański, reżyser, scenarzysta, aktor
1998 Wojciech Kilar, kompozytor
1997 Agnieszka Holland, reżyser i scenarzysta
NAGRODA ZŁOTA CIUPAGA
2018 Martin Scorsese
2015 Michael Kutza
2015 Ziggy Kozlowski
2014 Ron Henderson
2011 Zbigniew Banaś
2011 Michael Wilmington
2010 Roger Ebert
2009 Piers Handling
2007 Milos Stehlik
2006 Richard Pena
NAGRODA ANIOŁA
2009 James Bond, konstruktor, ofiarodawca
2006 Stanley Stawski, mecenas kina polskiego
NAGRODA “ZŁOTEGO SERCA”
za wbitny wkład w rozwój karier zawodowych w filmie i sztuce
2004 Jan Machulski, aktor i nauczyciel
Bilety i karnety festiwalowe 2022 już
w sprzedaży: https://pffamerica.org/
Program festiwalu oraz godziny prezentacji zostaną przedstawione po 15 października 2022.
/ KULTURA wydarzenia / film
pakamera październik 2022 / 2 (2)
Szczerość w czasach koniunktury – czyli polskie kino po Gdyni 2022
Bartosz Staszczyszyn
Festiwal filmowy w Gdyni potwierdził, że największą siłą polskiego kina jest jego polifoniczność. Gatunkowe kino środka, artystyczne projekty dla festiwalowej publiczności i zaskakująco przewrotne historyczne dramaty budują dziś siłę narodowej kinematografii. Szkoda tylko, że nie potrafimy właściwie docenić pojawiających się arcydzieł, a w festiwalowym repertuarze nie brak także dzieł cynicznych i na wskroś koniunkturalnych.
47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych okazał się nieoczywistym triumfem artystycznej szczerości i filmowej prawdy. Nieoczywistym, bo odniesionym wbrew jurorskim werdyktom. Podczas gdy oceniający gdyńskie filmy eksperci koniunkturalnie przyznali swoje laury filmom niedoskonałym, ale stworzonym przez twórców uznanych w środowisku, tak festiwalowe dyskusje skupiały się na zupełnie innych tytułach. Traktowały o arcydzielnym "Chlebie i soli" Damiana Kocura, wstrząsających "Strzępach" Beaty Dzianowicz, wspaniale zagranej "Kobiecie na dachu" Anny Jadowskiej czy brawurowym "Io" Jerzego Skolimowskiego. Choć część z nich została boleśnie niedoceniona, to właśnie one przypomniały, co jest najważniejsze w kinie: prawda emocji, umiejętność obserwacji i odwaga mówienia rzeczy niewygodnych.
Triumf szczerości
Zacznijmy od najbardziej niedocenionego, a zarazem najlepszego filmu konkursu – "Chleba i soli" Damiana Kocura, nagrodzonego kilka tygodni temu na festiwalu w Wenecji.
W swym pełnometrażowym debiucie Kocur zabiera nas w podróż do małego miasteczka na polskiej prowincji, by opowiedzieć
o młodym artyście odwiedzającym rodzinne blokowisko,
o nietolerancji, niedopasowaniu, narastającym poczuciu obcości. Na ekranie pojawiają się sami naturszczycy,
w dialogach słychać najczystszą prawdę życia, a dokumentalny styl Kocura sprawia, że stajemy się wspólnikami smutnej
i bolesnej podróży bohatera. I choć gdyńscy jurorzy z tej wycieczki się wypisali, to właśnie "Chleb i sól", a nie nagrodzone przez nich tytuły, przejdzie do historii polskiego kina. Bo Kocur serwuje nam dania, które w kinie smakują najlepiej – prawdę
i czułość.
Szczerość i wierność opowiadanemu światu wyróżnia także inny, niepozorny film – "Kobietę na dachu" Anny Jadowskiej, która wyrasta na najważniejszą autorkę polskiego kina kobiecego.
W "Kobiecie…" opowiada o sześćdziesięcioletniej położnej (wspaniała, nagrodzona w Gdyni Dorota Pomykała), jednej z tych kobiet, które każdy z nas zna, a które nigdy, albo prawie nigdy nie goszczą na filmowych ekranach. Mira jest matką i żoną. Robi kanapki czterdziestoletniemu synowi, prasuje ubrania męża. Opiekuje się, dogląda, dba o wszystkich. O nią nie dba nikt. Także ona sama. Gdy pewnego dnia Mira bezskutecznie napada na miejscową kasę banku, jej życie zaczyna się sypać.
Jadowska opowiada o tym procesie po cichu, wierząc, że jej bohaterka obroni się na ekranie. "Kobieta na dachu" zachwyca plastyczną formą (bardzo dobre zdjęcia Ity Zbroniec-Zajt), ale tym, co w obrazie Jadowskiej uwodzi najbardziej, jest prawda socjologicznej obserwacji i bliskość, jaką odczuwamy wobec bohaterki. Wszyscy znamy ten świat – widzieliśmy te miasteczka z osiedlowymi pasażami handlowymi, bloki z wielkiej płyty, działkowe ogródki, sklepy "Wszystko po cztery złote" i ukryte za kratami kasy regionalnych banków. Wszyscy znamy też Miry – to nasze matki, babcie, ciotki, sąsiadki. Dobrze, że Jadowska wreszcie się o nie upomniała, tworząc jeden z najpiękniejszych
i najbardziej poruszających kobiecych filmów ostatnich dekad.
I że w roli głównej obsadziła Dorotę Pomykałę, aktorkę wybitną, ale z której usług polskie kino korzysta jednak zdecydowanie zbyt rzadko.
Kadr z filmu "Chleb i sól" / materiały prasowe
Bez uproszczeń
Odwagi nie zabrakło także innej zwyciężczyni gdyńskiego festiwalu – Beacie Dzianowicz, której "Strzępy" były najmocniejszym filmem konkursu. Opowieść o chorobie, która niszczy pamięć i rozbija rodzinę, to opowiadana półszeptem historia końca pewnego świata. Dzianowicz z niezwykłą dyscypliną i wrażliwością pokazuje kolejne etapy choroby Alzhaimera, która dewastuje życie dwóch bohaterów: ojca
i kochającego syna próbującego zapewnić mu właściwą opiekę. W "Strzępach" znów możemy dotknąć prawdziwego świata – to nie jest serialowe uniwersum zaludniane przez zmyślonych prawników, detektywów i wielkomiejskie singielki, ale rzeczywistość, którą doskonale rozpoznajemy.
"Strzępy", "Kobieta na dachu" i "Chleb i sól" pokazują, że to prawda może być największą siłą polskiego kina. Prawda obserwacji, psychologicznych portretów, prawda życia. Zachwyt, jaki wywołuje każdy z tych filmów, pokazuje, jak wielka jest tęsknota za filmami, które o życiu mówią bez tabloidowych uproszczeń, które dają okazję spotkania z drugim człowiekiem,
i które rodzą się z odwagi i wiary w mądrość widza.
Lekcji artystycznej odwagi udzielił w tym roku mistrz polskiego kina – Jerzy Skolimowski. To właśnie osiemdziesięcioczteroletni reżyser stworzył najodważniejszy film konkursu, odrzucając klasyczną filmową narrację i stawiając na wizualny esej
o ekologicznym przesłaniu. "IO" wyróżnione przez jury w Cannes, z Gdyni wyjechało jednak bez nagrody, co może być albo przejawem ślepoty jurorów, albo koniunkturalizmu, który wciąż mocno trzyma się w rodzimym kinie.
Kino kalkulacji
To koniunkturalizm i środowiskowe układy doprowadziły do tego, że wbrew regulaminowi tegoroczny konkurs powiększono
o cztery tytuły, ale też wyczucie intelektualno-artystycznej koniunktury stało u początku co najmniej kilku konkursowych filmów.
Choćby "Wesela" Wojciecha Smarzowskiego, który opowiada
o mordzie w Jedwabnem, kreśląc publicystyczne wręcz paralele między wojenną przeszłością i współczesnością, piętnując rodzimą ksenofobię i narodowe wady. Zrealizowany 20 lat po "Sąsiadach" Grossa i 30 lat po dokumentalnym "Miejscu urodzenia" Pawła Łozińskiego, jego film jawi się jako histeryczny intelektualnie i zarazem nazbyt podporządkowany publicystycznej tezie.
Nie on jeden. Spójrzmy bowiem na "Cichą ziemię" Agi Woszczyńskiej o europejskiej obojętności wobec uchodźców, film wykalkulowany i obliczony na zdobycie festiwalowego poklasku; czy też "Głupców" Tomasza Wasilewskiego, pretensjonalny, momentami bełkotliwy film tonący w nadmiarze tandetnych symboli i figur.
Agnieszka Radzikowska, Pola Król i Michał Żurawski w filmie "Strzępy" / Fot.: Łukasz Bąk/materiały prasowe
Ale koniunkturalistów znajdziemy też wśród twórców
o komercyjnych aspiracjach. W "Infinite Storm" Małgośka Szumowska próbuje bowiem stworzyć spóźnioną podróbkę "Manchester by The Sea" i zasłania się gwiazdą Naomi Watts, by przysłonić wewnętrzną pustkę i dramaturgiczną miałkość swojego hollywoodzkiego debiutu. Za to debiutujący Daniel Jaroszek w swoim "Johnnym" tworzy filmowy portret księdza Jana Kaczkowskiego, kreśląc na ekranie świecką laurkę, jednowymiarową, banalną opowiastkę o księdzu-buntowniku
i opowieść, w której psychologiczna prawda ginie pod teledyskowymi sekwencjami, okropnymi monologami z offu
i brakiem narracyjnej dyscypliny.
Znośna lekkość filmu
Tegoroczna Gdynia pokazała jednak, że z polskim kinem gatunków jest lepiej, niż sądzi wielu jego krytyków. Najjaśniejszymi dowodami na poparcie tej tezy są "Śubuk" Jacka Lusińskiego oraz "Apokawixa" Xawerego Żuławskiego, filmy, które różni niemal wszystko, ale łączy – rzemieślnicza sprawność i wiara twórców w reguły dramaturgicznego warsztatu. Lusiński, który przed laty zaskakiwał "Carte Blanche" o nauczycielu tracącym wzrok, tym razem znowu zaproponował kino społecznie zaangażowane. Historia samotnej matki walczącej o prawo do edukacji swojego autystycznego syna, to kino skrojone przez profesjonalistów – dobrze napisane, wyreżyserowane pewną ręką, świetnie zagrane przez Małgorzatę Gorol. Wiele bym dał, by tak wyglądało polskie kino środka, takie, które ma szanse na dotarcie do szerokiej publiczności,
a zarazem nie pozwala sobie na chodzenie na skróty.
Dowodem rzemieślniczej sprawności jest także "Apokawixa" Żuławskiego. Najgłośniejsza filmowa petarda tegorocznego konkursu. Szalona komedia o zombie, ekologicznej katastrofie
i zagubionych młodych ludziach, to nie tylko świadectwo artystycznej dezynwoltury Żuławskiego, ale też przykład znakomicie zrealizowanego kina rozrywkowego – pozbawionego artystycznych ambicji i społecznej misji, ale bawiącego widza bez konieczności obrażania jego inteligencji.
Jeśli do grupy "filmów środka" dorzucimy jeszcze niedoskonałe "Broad Peak" Leszka Dawida oraz "Zadrę" Grzegorzas Mołdy,
a także całkiem udanego "Tatę" debiutującej Anny Maliszewskiej o samotnym tirowcu, dwóch dziewczynkach, martwej niani
i podróży na Ukrainę, otrzymamy budujący obraz polskiego kina rozrywkowego. Bo choć nie wszystkie z wymienionych filmów uznać można za udane, to gołym okiem widoczna jest coraz większa profesjonalizacja polskiej branży znajdująca odzwierciedlenie zarówno w sposobie pisania i zarządzania dramaturgią, jak i w warstwie czysto realizacyjnej.
Historia przełomów/przełomy historii
W toku gdyńskich dyskusji o przyznanych nagrodach
i niedocenionych arcydziełach, nieco niezauważone przeszło inne zjawisko – zmiana w sposobie opowiadania o polskiej historii. Wśród dwudziestu konkursowych obrazów co najmniej pięć uznać można za filmy historyczne, a cztery z nich wprost opowiadają o wydarzeniach II wojny światowej. Ale nie ilość jest tu ciekawa, ale sposób, w jaki twórcy konkursowych filmów historycznych mówią o historii, próbując cieniować swoje opowieści.
"Orzeł. Ostatni patrol" w reżyserii Jacka Bławuta
"Orzeł. Ostatni patrol" Jacka Bławuta nagrodzonego w Gdyni m.in. za reżyserię, "Orlęta – Grodno ’39" Krzysztofa Łukaszewicza oraz "Filipa" Michała Kwiecińskiego według Tyrmanda to filmy zaskakująco przewrotne i odważnie stawiający kontrowersyjne tematy i tezy.
W "Orle" Bławut pokazuje bowiem polski gen bohaterstwa, który każe dopatrywać się sensu nawet w najbardziej beznadziejnych misjach i przegranych wojnach. W "Orlętach…" Łukaszewicz opowiada o żydowskim chłopcu odrzucanym przez polskich sąsiadów, dla którego dopiero ofiara z krwi staje się przepustką do bycia Polakiem i kreśli smutny obraz wiecznie podzielonej Polski. W "Filipie" natomiast – wysmakowanym, zrealizowanym
z rozmachem i pieczołowitością – Michał Kwieciński opowiada
o wojnie widzianej z perspektywy przebywającego w Niemczech polskiego Żyda dokonującego osobliwej "rasowej zemsty" poprzez sypianie z niemieckimi kobietami. Jeśli zestawimy te obrazy z filmowymi czytankami, jakie w ostatnich latach gościły na rodzimych ekranach (od "Śmierci Zygielbojma" po "Ciotkę Hitlera"), zobaczymy, że także na polu polskiego kina historycznego pojawiło się światełko.
Bo 47. Festiwal Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni daje nadzieję na lepsze jutro naszego kina. Pokazuje, że jego siłą jest artystyczna, stylistyczna i tematyczna różnorodność, a zarazem postępująca profesjonalizacja, której dowodem były także zwycięskie "The Silent Twins" Agnieszki Smoczyńskiej. Szkoda jedynie, że mimo rosnącej formy polskiego kina, wciąż zbyt wiele w nim koniunkturalizmu i środowiskowych wpływów, które także na tegorocznej Gdyni odcisnęły swoje piętno.
Laureaci 47. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni:
-
Jacek Bławut za reżyserię filmu "Orzeł. Ostatni patrol"
-
Jacek Lusiński, Szymon Augustyniak za scenariusz do filmu "Śubuk"
-
Dorota Pomykała za główną rolę kobiecą w filmie "Kobieta na dachu"
-
Piotr Trojan za główną rolę męską w filmie "Johnny"
-
Małgorzata Hajewska-Krzysztofik za drugoplanową rolę kobiecą w filmie "Iluzja"
-
Grzegorz Przybył za drugoplanową rolę męską w filmie "Strzępy"
-
Beata Dzianowicz za debiut reżyserski lub drugi film za film "Strzępy"
-
Michał Sobociński za zdjęcia do filmu "Filip"
-
Marcin Macuk, Zuzanna Wrońska za muzykę do filmu "The Silent Twins"
-
Jagna Dobesz za scenografię do filmu "The Silent Twins"
-
Radosław Ochnio, Michał Fojcik za dźwięk w filmie "Orzeł. Ostatni patrol"
-
Piasek&Wójcik (Bartłomiej Piasek, Piotr Wójcik) za montaż filmu "Orzeł. Ostatni patrol"
-
Dariusz Krysiak za charakteryzację do filmu "Filip" oraz "Orzeł. Ostatni patrol"
-
Magdalena Rutkiewicz-Luterek za kostiumy do filmu "Wesele"
-
Marta Stalmierska za profesjonalny debiut aktorski w filmie "Johnny" i "Apokawixa"
-
Nagrodę Publiczności otrzymał Daniel Jaroszek za film "Johnny".
-
Nagroda za najlepszy film w konkursie filmów mikrobudżetowych – Kamil Krawczycki za film Słoń". Nagrodę Specjalną w tej kategorii otrzymał Filip Dzierżawski, reżyser filmu "Obudź się".
-
Nagrodę im. Lucjana Bokińca za najlepszy film w konkursie filmów krótkometrażowych otrzymała Karolina Porcari za film "Victoria". Nagrodę Specjalną otrzymał Jakub Radej za film "Followers. Odpalaj Lajwa". Wyróżnienia trafiły do twórców filmów "Dygot" Joanny Różniak i "Alkibiades" Roberta Kwilmana.
Bartosz Staszczyszyn / culture.pl