top of page
Po Międzynarodowym Dniu

kultura  teatr

kwiecień 2023 / 4 (8)

teatr

Po Międzynarodowym Dniu Teatru
Tu zaszła
wielka zmiana

ANNA CZERWIŃSKA

    Szukam początku, kiedy teatr uległ  pewnej degradacji. Szukam początku  zmian nie tylko w teatrze polonijnym, ale w ogóle

w teatrze współczesnym…

    Od czego się to zaczęło? Od wyjścia teatru z teatrów w miejsca nieteatralne? W korytarze, hale fabryczne, warsztaty samochodowe czy prywatne mieszkania? Już rodzaj przestrzeni określa formę dialogu między aktorami i widzami, wprowadzając obie strony

w niemal intymne misterium wspólnoty.

    A może od braku zaufania do wielkich tekstów, będących kiedyś odkryciami repertuarowymi, z których pozostało dzisiaj wybieranie pojedynczych myśli przewodnich…

    Nie wykluczam też lęku przed Wielkimi Słowami. Przed patosem prawd bardziej powszechnych, aniżeli te, które dotyczą tylko naszej prywatności. Łatwiej opowiadać o kromce chleba na śniadanie i stosunkach intymnych, niż zabierać głos w imieniu Ludzkości, Narodu, Społeczeństwa …

C Z Y T A J   T A K Ż E

Maryla 5.jpg

    A może przyczyna jest bardziej prozaiczna? Zmiany mogły nastąpić wówczas, gdy autor dzieła teatralnego – reżyser – zaczął „opowiadać o sobie”, używając postaci scenicznych jako aktorów swojego wewnętrznego teatru, miast wykreowanego do istnienia przez autora tekstu?

    W teatrze, choć cały czas jest udawaniem i nienaturalnością, nie da się uniknąć pewnej dozy egoizmu. Nie tylko aktor obdarza graną postać twarzą, wzrostem, wiekiem, barwą głosu

i wrażliwością. Wszystkie te cechy u każdego są inne, więc i persona zabrzmi inaczej. Postać dodatkowo jest wypełniana ideami i ambicjami twórcy teatralnego. Chodzi oczywiście

o proporcje, które mogą stać się przyczyną odrazy, śmieszności, nieakceptacji, ba – nawet prowadzić do nieporozumień.

    Ktoś powie: a gdzie przykłady, konkretne dowody? Jest ich mnóstwo, bez zagłębiania się

w konkretny teatr czy jego twórców. Współczesny teatr od dawna stoi nie tyle dialogiem między autorem a reżyserem, co bezdyskusyjną wojną między nimi, w której czytelną przewagę ma ten drugi. Może to emocjonalny samozachwyt, artystyczna arogancja czy intelektualna nonszalancja. Wielu osób nie podejrzewałabym o to, a jednak przyglądając się ich poczynaniom scenicznym ponownie zadaję sobie pytanie – Dlaczego? Po co?

    Tegoroczne orędzie na Międzynarodowy Dzień Teatru wygłosiła egipska aktorka, 91. letnia Samiha Ayoub. Powiedziała na zakończenie: "Naszą misją (…) od pierwszego występu aktora na scenie jest stała konfrontacja z tym, co brzydkie, krwawe

i nieludzkie. Naprzeciw stawiamy wszystko, co piękne, czyste i humanitarne. Mamy zdolność rozsiewania życia. Pomnażajmy je razem dla dobra zjednoczonego świata i ludzkości”.

    Chwalebne przesłanie, nie zawsze mające odbicie na scenie, gdziekolwiek się ona znajduje. Częściej bije ze scen wulgaryzm

i monotematyczność, związana z intymnością fizyczną, aniżeli sens sztuki godny uwagi i chwili zastanowienia.

No cóż, dobrzy aktorzy czy adepci sztuki mogą zagrać królewską rolę po królewsku. Ciągle stać ich na to. Ich wielkość zależy jednak od ambicji reżyserskich, dobrej scenografii, kostiumologa…

Nie chodzi o to, by nie robić przedstawień stojących aluzjami teatralnymi, chociaż te starzeją się najszybciej. Chodzi o lojalność wobec   k a ż d e g o   widza.

I, chyba… o dobre obyczaje.

Międzynarodowy Dzień Teatru

kultura  wydarzenia/teatr  

marzec 2023 / 3 (7)

teatr

Międzynarodowy
Dzień
Teatru

Międzynarodowy Dzień Teatru (obchodzony 27 marca) został zainicjowany w czerwcu 1961 roku podczas 9. Światowego Kongresu Międzynarodowego Instytutu Teatralnego w Helsinkach. Data teatralnego święta upamiętnia otwarcie Teatru Narodów w Paryżu

27 marca 1957 roku.


Pomysłodawcą obchodów był prezydent Fińskiego Instytutu ITI, Arvi Kivimaa. Od tego czasu święto teatru obchodzone jest

w wymiarze globalnym przez ponad sto narodowych ośrodków ITI. Tradycyjne obchody święta zaczynają się w siedzibie UNESCO,

w czasie których wybitna osobistość świata teatru wygłasza orędzie dotyczące aktualnej sytuacji teatru na świecie. Pierwszą wiadomość wysłał w 1962 roku Jean Cocteau, francuski poeta, dramaturg, reżyser filmowy. Wśród innych osób, które spotkał ten zaszczyt są takie sławy jak Arthur Miller, Peter Brook, John Malkovich, Judi Dench, Sabina Berman, Antonio Gala Velasco, Vaclav Havel, Augusto Boal, Anatoli Vasíliev, Isabelle Huppert. Zaszczyt ten spotkał także Polaków Krzysztofa Warlikowskiego i Janusza Warmińskiego. Orędzie tłumaczone jest na kilkanaście języków, a jego odczytanie transmitują największe stacje radiowe oraz telewizyjne.


Celem światowych obchodów jest promowanie sztuk teatralnych w społeczeństwie, dążenie do zintegrowania środowiska artystycznego oraz pobudzenie do międzynarodowej współpracy i wzmocnienia przyjaźni. W Polsce od 2007 roku Polski Zarząd Międzynarodowego Instytutu Teatralnego wręcza coroczną Nagrodę im. Stanisława Ignacego Witkiewicza cudzoziemcom, w uznaniu działalności związanej z propagowaniem teatru i dramaturgii polskiej na świecie. W tym dniu, także prezes Związku Artystów Scen Polskich wygłasza orędzie do całego społeczeństwa.

W trakcie Światowego Dnia Teatru organizowane są spektakle teatralne, spotkania z aktorami, warsztaty artystyczne, wykłady, czy wycieczki do teatru. Od 2009 roku w wielu polskich miastach z tej okazji przeprowadzany jest też ogólnopolski projekt „Dotknij Teatru” (teatry instytucjonalne, muzea, ośrodki kultury, fundacje, stowarzyszenia i artyści przeprowadzają setki najróżniejszych wydarzeń związanych z teatrem).

Dzisiejszy teatr…

 

Zastanawiając się nad dzisiejszym teatrem można z powodzeniem zadać pytanie, kto w teatrze jest ważniejszy; autor czy reżyser? Ale czy ktoś o to pyta... Odpowiedź jest znana, widziana i słyszana - reżyser, a tekst jest jedynie materiałem do pracy, uzupełnianym na bieżąco na potrzeby danej sceny  teatralnej... Rozpłynął się gdzieś mechanizm dla dramaturgii fundamentalny: teatr, czyli reżyser

i jego zespół, powinien wziąć gotowy, oryginalny dramat i pracować na to, by go uruchomić, wystawić przekonująco i zrozumiale. Musi się weń wczytać, musi się nam nim  pochylić, wziąć w karby własne ego i  wykrzesać z siebie lojalność nie tylko wobec swoich wizji

i skojarzeń. Dzisiaj już tak się nie robi. Nikt tego nie oczekuje, więcej - nawet się nie domaga... Czy ktoś jeszcze doceni taki ewenement, jeśli nawet się zdarzy?  Ciągle na to czekam...  Po prostu lubię dobry teatr. I zdecydowanie wolę rzadziej i lepiej, aniżeli częściej i byle jak. 

 

Najbardziej lubię, gdy gasną światła na widowni. W ciemności jestem sama, skupiona w oczekiwaniu, osobna, ale jednocześnie

z innymi, więc nie samotna. Jako widzowie tworzymy wspólnotę.. Nie wiemy, co nas czeka. Przed nami otwarte, oświetlone okno sceny. Przyglądamy się rekwizytom, prowokacyjnie czekającym na nas aktorom…

Umówiliśmy się na teraźniejszość. Wiemy, że dostali do zagrania życie. Czy uniosą ciężar słów i emocji?

Po dwóch godzinach z hukiem opada kurtyna. Nikt nawet nie drgnął. Na widowni i na scenie kompletna cisza…

 

Tylko od aktorów zależy, czy teatr będzie trwał tylko pod powieką ostatnich widzów, czy obroni swoją kruchość i pozostanie pod powieką pierwszych. (ac)

CZYM JEST TEATR ? 

- dla aktorów i widzów, mieszkających w Chicago

Andrzej Borysiewicz

Teatr to dla mnie malutka, niezwykła oaza, w której od czasu do czasu mam szanse przeżycia katharsis. Ale przeżycia katharsis w pojęciu Platona, a nie powszechnie dziś obowiązującej definicji Arystotelesa. (…) Mój teatr to uszlachetnienie duszy

i uczuć w wyniku przeżycia głębokich emocji i pogłębionych refleksji wywołanych uczestnictwem w przedstawieniu teatralnym.

Julitta Mroczkowska-Brecher

Teatr to wzajemna relacja aktora i widza. Aktor kreuje iluzoryczną przestrzeń, w której oddziaływuje na uczucia

i emocje widza. To właśnie jest teatr.

Aga Sarrafian

Teatr jest dla mnie odetchnieniem od codzienności. Kiedy zapędzę się w kozi róg, nie pamiętam jak się nazywam, teatr przywraca mi równowagę ducha. Balansuje we mnie odludka, pomocnicę, durną babę i inteligentną kobietę. Przywraca mnie do pionu. Kocham teatr za uczciwość i prawdę o mnie i o nas ogólnie.

Agata Paleczny

Ciemno i pusto. I ta cisza.... obłędna, tajemnicza, inspirująca

i niepokojąca.

Przestrzeń i specyficzny zapach - daleko mu do świeżego.

A kiedy już zachwyci cię ten moment, to potem jest kolejny, kiedy twój głos odbija się od pustych krzeseł i ścian i wraca do ciebie niby bumerang.I możesz wszystko. To jest twoja chwila. 

A potem...

Światła robocze, to jeszcze nie blask reflektorów ale już nie jesteś sama - próby. Radość i ból tworzenia. Nieustanna droga odkrywania, poznawania siebie, partnera. Szczęście,złość i łzy. 

I oczekiwanie...

Jest. Krzesła już nie są puste. Zaczyna się podróż, ta najważniejsza, rozmowa, dialog, ale nie tyle na scenie ile aktora

z widzem. Nasłuchujesz oddechów, łapiesz energię i to jest coś takiego niezwykłego, co trudno opisać, trzeba po prostu przeżyć i poczuć. 

Bo TEATR to emocje i uczucia.

Ryszard Gajewski-Gębka

Czym jest dla mnie teatr? ( nie w sensie budynku).

Na pewno nie jest dla mnie świątynią sztuki, a sztuka teatralna nie jest misterium, które należy oglądać w nabożnym skupieniu. Te określenia słyszałem wielokrotnie w Akademii Teatralnej, ale one przez lata uległy erozji i zwietrzały, a praca w zawodowym teatrze mocno to zweryfikowała.

Co więc stanowi o tym, że teatr niezależnie od czasu i miejsca postrzegany jest jako teatr? Teatr to zwierciadło naszego życia. Teatr jest tym co wydarza się między aktorem i widzem.

Czego oczekuję od teatru?

Prawdziwości uczuć i szczerości a także zdolności do mówienia prawdy. Teatr to miejsce gdzie aktor prowadzi z widzem dialog

o wartościach: estetycznych, moralnych, metafizycznych; szczery dialog. Niestety we współczesnym teatrze to zjawisko rzadkie i niezbyt popularne. W moim mniemanu następuje degradacja teatru – teatr zgłupiał...

”Kiedy umysł śpi budzą się demony”. Miejmy nadzieję, że to zjawisko przejściowe.

 

Agnieszka Zątek

W małym miasteczku, z którego pochodzę, było tylko kino. Do teatru jeździliśmy ze szkołą do Szczecina kilka razy w roku. Już wtedy przeczuwałam, że teatr to nie moja bajka. Od zawsze gra wydawała mi się mniej lub bardziej sztuczna. Kiedy w czasie studiów polonistycznych mieszkałam pięć lat w Warszawie, regularnie bywałam w teatrze. Byłam pewna, że znani aktorzy zmienią moje nastawienie. Niestety, tak się nie stało. W czasie spektaklu częściej zerkałam na zegarek, niż brawami wyrażałam swój zachwyt. Do dziś nie mogę pozbyć się wrażenia ciągłej recytacji w grze aktorów. Czego nigdy nie mam w dobrym filmie. Czym innym jest teatralna atmosfera. To trochę jak z kawą. Nie przepadam za jej smakiem, ale uwielbiam zapach i cały rytuał związany z jej piciem. Cóż, po prostu kocham kino.

Wojtek Sawa

Brakuje mi Kantora. Czy jest teatr tego rodzaju?

dziady-w-chicago 3.webp

Edyta Luckos, Maciej Góraj, Marcin Kowalik - "Dziady", teatr Scena Polonia, Chicago

Maryla 6.jpg

"Kopciuszek"; Warsztaty teatralne, Chicago. Kostiumy: Maryla Pawlina

"Warsztaty teatralne", Chicago, kostiumy: Maryla Pawlina

Straszny Dwór 2.jpg

"Straszny Dwór" Stanisława Moniuszki, Paderewski Symphony Orchestra, Chicago

Marcin Kowalik

Teatr to drugi dom ze względu na wielką rodzinę, choć nie zawsze wszyscy żyją w pełnej symbiozie. Teatr to ogromna praca i nie tylko fizyczna. Teatr to taka stara szafa u babci, do której można wejść i przebrać się w cokolwiek zapragniemy. Teatr to kontrolowane widoczne emocje. Teatr to kreowanie postaci. Teatr to zmierzenie się z sobą samym. To poddanie się zmiennemu nurtowi. Teatr to karuzela, która raz bardzo mocno nas uszczęśliwia, a innym razem przyprawia o mdłości.

Monika Kulas

Teatr to przeżycie wizualno-duchowe, pozwalające uciec od rzeczywistości.

 

Andrzej Krukowski

Teatr jest religią, której świątynie są na całym świecie. Ludzie Teatru to kapłani sztuki. Opowieść należałoby zacząć tak:

Na początku był teatr… Bóg stworzył teatr, a ludzie zamienili go w cyrk…

 

Barbara Maksymiuk

Teatr jest tym rodzajem sztuki, która najbardziej oddziaływuje na moją wyobraźnię i emocje. Do dziś pamiętam, jak głęboko byłam poruszona „Apokalipsis cum figuris” Jerzego Grotowskiego czy „Lotem nad kukułczym gniazdem” Zbigniew Hübnera. W teatrze mamy do czynienia z żywym człowiekiem, może więc na krótko ulegamy iluzji, że przedstawiane wydarzenia dzieją się naprawdę?

Zebrała Anna Czerwińska

Marcin Kowalik

Teatr to drugi dom ze względu na wielką rodzinę, choć nie zawsze wszyscy żyją w pełnej symbiozie. Teatr to ogromna praca i nie tylko fizyczna. Teatr to taka stara szafa u babci, do której można wejść i przebrać się w cokolwiek zapragniemy. Teatr to kontrolowane widoczne emocje. Teatr to kreowanie postaci. Teatr to zmierzenie się z sobą samym. To poddanie się zmiennemu nurtowi. Teatr to karuzela, która raz bardzo mocno nas uszczęśliwia, a innym razem przyprawia o mdłości.

Monika Kulas

Teatr to przeżycie wizualno-duchowe, pozwalające uciec od rzeczywistości.

 

Andrzej Krukowski

Teatr jest religią, której świątynie są na całym świecie. Ludzie Teatru to kapłani sztuki. Opowieść należałoby zacząć tak:

Na początku był teatr… Bóg stworzył teatr, a ludzie zamienili go w cyrk…

 

Barbara Maksymiuk

Teatr jest tym rodzajem sztuki, która najbardziej oddziaływuje na moją wyobraźnię i emocje. Do dziś pamiętam, jak głęboko byłam poruszona „Apokalipsis cum figuris” Jerzego Grotowskiego czy „Lotem nad kukułczym gniazdem” Zbigniew Hübnera. W teatrze mamy do czynienia z żywym człowiekiem, może więc na krótko ulegamy iluzji, że przedstawiane wydarzenia dzieją się naprawdę?

Zebrała Anna Czerwińska

Czym jest teatr?

kultura  teatr

marzec 2023 / 3 (7)

Witold Gombrowcz

WITOLD GOMBROWICZ
w Trap Door Theatre

BARBARA MAKSYMIUK z oprawą fotograficzną KRZYSZTOFA BABIRACKIEGO

Do niewielkiego teatru Trap Door Theatre, mieszczącego się przy 1655

W. Cortland w Chicago, wchodzi się przez słabo oświetlony wąski korytarz. Przez chwilę można mieć wrażenie, że wchodzi się na zebranie jakiegoś tajemnego stowarzyszenia.

Jeszcze tylko krótkie pytanie o bilety w miniaturowym przedsionku i ... jesteśmy w teatrze.

Kilkudziesięciu widzów otacza niewielką półamfiteatralną scenę.

Po scenie przechadza się wyglądający pompatycznie, nieco pulchny król Ignacy, nieopodal siedzi jego żona, królowa Małgorzata, jeszcze dalej młody dworzanin pogrążony w lekturze.

Królewska para i ich syn, królewicz Filip, to główne postacie dramatu Witolda Gombrowicza "Iwona księżniczka Burgunda", opublikowanego w 1938 roku.

Za chwilę scena się wypełni - wejdzie książę z przyjacielem, dworzanie. Spacerują, rozmawiają o pogodzie, wieczornym brydżu. Król każe wspomóc żebraka, a zaraz potem jest zachwycony swoją hojnością, ma kaprys "bratania się z ludem", bo jest narodowe święto. Wydaje się sobie liberalny

i wielkoduszny. 

Przyjaciel księcia próbuje zwrócić jego uwagę na przechodzące obok piękne kobiety, ale książę mający (jak sam mówi) "subtelne poczucie własnej godności" jest apatyczny I znudzony.

Wszyscy się fotografują albo przeglądają się w lustrze…

Ich wzajemne relacje pozbawione są ciepła i spontaniczności. Zachowują się w sposób przewidywalny i schematyczny. 

Dwór zbudował swoją kostyczną tożsamość w oparciu o zasady, których nikt nie ośmiela się kwestionować.

 

W "Iwonie..." dwór króla Ignacego uosabia coś, co fascynowało Gombrowicza przez całe życie, a co nazywał różnie - formą, gębą, pupą.

Forma to konwenans, normy i umowy społeczne, w których jesteśmy uwięzieni.

Forma daje poczucie bezpieczeństwa, poskramia chaos świata, ale jednocześnie niszczy indywidualizm i odbiera wolność.

Forma jest żywiołem, który zagarnia wszystkich i przed którym nie ma ucieczki. 

 

A co się stanie, jeśli w ten apatyczny, skodyfikowany świat, wejdzie ktoś inny, kto swoją innością i nieznajomością konwenansów zachwieje samozadowoleniem dworu?

Kto podważy jego pyszałkowatą wiarę we własną wyjątkowość?

 

Gdzieś na spacerze pojawia się Iwona.

W oryginalnym dramacie Gombrowicza miała być brzydka i nieporadna.

W inscenizacji "Trap Door ..." jest piękną, młodą dziewczyną - jasną

i świetlistą. 

Iwona jest jak dzikie dziecko - milcząca i nieśmiała, płochliwa i zagubiona.

Nie ma w niej nic z kokieterii Izy - damy dworu. Jej własna ciotka karci Iwonę za jej bierność mówiąc, że nie miała powodzenia wczoraj, nie ma go dzisiaj

i nie będzie go miała również jutro. A jednak Iwona w swojej zgrzebnej sukience-koszulce, z potarganymi włosami, wywołująca kpiny otoczenia

- hipnotyzuje. Nie przynależy do dworu, nie wiadomo skąd się wzięła, nie przystaje do otoczenia ani wyglądem, ani zachowaniem. 

Jej dezorientacja zagubionego dziecka i absolutna bierność, jej milczenie będące kontrastem do rozgadanego dworu prowokują księcia Filipa do oświadczyn.

Bo przecież nie ma żadnego prawa, które mówi, że należy się żenić tylko

z powabnymi pannami. A książę, rozkapryszony i znudzony, może robić co chce. Przedstawia Iwonę rodzicom, którzy akceptują ją, chcąc uniknąć skandalu.

Trap Door 4.jpg
Trap Door 1.jpg
Trap Door 3.jpg

I wtedy zdarza się rzecz nieoczekiwana - trwożliwa i ufna Iwona zakochuje się w księciu. Nie zna przecież miłosnych gier, kokieterii, dworskich intryg. I ona właśnie pokazuje zblazowanemu księciu, jak wyglądają prawdziwe, płynące z serca emocje. Tuli się do niego, wplata mu kwiaty we włosy i porywa do zwariowanego, radosnego tańca. Książę wydaje się być oszołomiony i zobowiązany do odwzajemnienia jej uczuć. "Jeśli jestem twoim ukochanym, to nie mogę ciebie nie kochać". Ale pokochać jej nie potrafi, wpada

w gniew i oświadcza się zalotnej Izie.

Miłość Iwony, jej tkliwość i przywiązanie zaczynają być zawadą.

 

  Jest w spektaklu taki moment, kiedy Iwona zmuszona do mówienia najpierw z wysiłkiem, a potem już uporczywie, powtarza ciągle te same słowa, które brzmią jak epifania albo proroctwo - wszystko się kręci od zawsze w koło i w koło...I znowu nie wiemy, czy Iwona jest niemową-wariatką czy czystą i jasną istotą o perłowej skórze, która wie o świecie więcej niż cały dwór uwięziony w etykiecie, pozorach i konwenansach...

I w tym momencie dwór zaczyna się rozsypywać. Jego sztafaż jest sztuczny, a jego członkowie są marionetkami grającymi maniakalnie swoje społeczne role.

Królewicz nie chce takiej żony, królowa uświadamia sobie, że jej poezja to zaledwie grafomańskie wysiłki (pełne "giętkości, malin, kalin"), król przypomina sobie młodzieńcze grzeszki ("jestem królem głupoty, grzechów, gwałtów i jęków”). 

Iwona mimowolnie uświadamia dworowi jego fałszywy blichtr, megalomanię i pustkę.

I dlatego Iwona musi zginąć, żeby zachować status quo dezintegrującego się dworu...

Najpierw każdy pojedynczo, a potem już cała rodzina królewska planuje zgładzenie Iwony.

Ale nie można tego zrobić tak prostacko, bez elegancji; nawet teraz trzeba zachować etykietę i konwenanse.

 Urządzają więc dekadenckie przyjęcie, na którym ma być podany karaś "ryba z pozoru skromna, ale w gruncie(...) wprost nieprawdopodobnie arystokratyczna" w śmietanowym sosie -"pikantnym, błyskotliwym, paradoksalnym"

Naiwna, nie znająca intryg Iwona daję się zaprosić na bal i ginie dławiąc się karasiową ością...

Zakończenie godne farsy, co prawda, ale mnie jakoś nie było do śmiechu..

Pomyślałam, że taki rodzaj odrzucenia, ostracyzmu czy kary stosują różne grupy społeczne, systemy polityczne czy nawet klany rodzinne od niepamiętnych czasów.

Dwór po zabójstwie Iwony natychmiast się zjednoczył, zapomniał o chwilowych refleksjach czy wyrzutach sumienia i wszyscy jego członkowie uklękli wokół dziewczyny, którą właśnie wespół-zespół unicestwili.

"Klęknij Filipie. Trzeba uklęknąć synu. Tak trzeba"

"Prędzej! Nie możesz sam jeden stać, kiedy wszyscy klęczymy"

Ale w inscenizacji "Trap Door.." Filip nie uklęknął... Stał z boku, ale jego twarz nie zdradzała żadnych emocji.

Przedstawienie zostało zagrane wręcz brawurowo; somnambuliczna Iwona do końca skrywała tajemnicę swojej duszy - raz była jak biały, delikatny motyl, a raz jak zagubiona ciamajda.

Królowa w momencie planowania zbrodni była jak oszalała lady Macbeth, a Szambelan grał (że tak powiem) błyskotliwie...

Dosłownie iskrzył się na scenie, przeistaczając się z jednej postaci w inną.

Wszyscy znakomicie pojęli gombrowiczowski humor oscylujący pomiędzy głęboką filozoficzną refleksją a groteską.

Mamy nadzieję, że TDT pokaże nam jeszcze niejedno znakomite przedstawienie o "awangardowym smaku".

Trap Door 5.jpg
Trap Door 2.jpg

PRINCESS IVONA

 

Autor: Witold Gombrowicz

Tytuł oryginału: Iwona, księżniczka Burgunda

Tłumaczenie: Krystyna Griffith-Jones i Catherine Robins

Reżyseria: Jenny Beacraft (gościnnie z Hiszpanii)

Obsada: Cat Evans, Bill Gordon, Joan Nahid, Laura Nelson, Manuela Rentea, Keith Surney, Gus Thomas, Kevin Webb i Robert Wilson.

Scenografia: J. Michael Griggs

Projekt oświetlenia: Richard Norwood

Kostiumy: Rachel Sypniewski

Oryginalna muzyka i dźwięk: Przemysław Bosak

Charakteryzacja: Syd Genco

Projekt graficzny: Michał Janicki

Dramaturg: Milan Pribisic

Menadżer sceny: Tyler Hughes

Asystent reżysera: Micah Mabey

Huśtawki: Emily Nichelson i Joseph Jenkins

/ KULTURA  teatr

 marzec 2023 / 3 (7)

Ucieczka do przodu

ROZMAWIAŁA:

ANNA CZERWIŃSKA

DO PRZODU...

Maryla 11.jpg

UCIECZKA

Jest zmysłowa, nienasycona, głodna wiedzy i eksperymentów. Uwielbia kwiaty, odmienność,

a projektowanie kostiumów traktuje poważnie i z pokorą.

W rodzinnym domu Maryli Pawliny obowiązywał podział ról - mężczyźni rządzili, intrygowali, toczyli wojny. Im wolno było wszystko. Kobiety zaś musiały znać swoje miejsce

w społeczeństwie. Ona nie godziła się na taki podział. Ceni błędy, które zdarzało jej się popełniać: „Człowiek szybciej dzięki nim dojrzewa, więc musi mieć do nich prawo!"

Kostiumolog teatralny Maryla Pawlina, laureatka ubiegłorocznej nagrody IV Kongresu Teatru Polskiego w Chicago, w towarzystwie przystojnego króla z bajki, w którego wcielił się Jacek - mąż Maryli, przebierając się w kostium jej autorstwa.

    Kulturą nasiąkała w Krakowie, mieszkała w Brzesku, urodziła się w Wilkszynie, powiat Środa Śląska, województwo wrocławskie. Dorastała w czasach powojennych, komunistycznych. Antykomunizm wpoił jej ojciec, choć taka postawa ograniczała wówczas możliwość startu w dorosłe życie. Podglądała wszystko, co działo się wokół. Nie akceptowała…

   Uciekała do przodu. Bardzo chciała uczyć się w Liceum Plastycznym, ale sprzeciwiła się babcia z rodu Koźmińskich. W jej przekonaniu w rodzinie nie mogły zaistnieć „jakieś artystki”, a kobieta o wielu talentach powinna zostać nauczycielką.    

    Ta część ucieczki nie udała się… Może za wcześnie… Chociaż czuła się dorosła już wieku 9. lat, kiedy zniosła do piwnicy węgiel (1,5 tony), by ochronić zaawansowaną brzemienność mamy, węgiel przed kradzieżą i obie przed gniewem ojca. Mimo jego apodyktycznej postawy wiele ją nauczył, wiele też cech po nim odziedziczyła – wytrwałość, upór, pracowitość i chyba zdolności wszelkie…

    Ucieczka do przodu powtórzyła się już w dorosłym życiu – wraz z mężem i dziećmi pojawili się w Stanach Zjednoczonych.

Maryla.jpg
Maryla 1.jpg
Maryla 3.jpg
Maryla Pawlina_edited.jpg
Maryla 15.jpg
Maryla 1.jpg
Maryla 8.jpg
Maryla 16.jpg
Maryla 7.jpg

Anna Czerwińska: Zostawiłaś wszystko za sobą, Cały niepokój, zakłopotanie i znaki zapytania. Rozpoczęło się nowe życie, nowe wyzwania. Pomogła siła wewnętrzna?

 

Maryla Pawlina: Desperacja, która z pewnością ma wpływ na to, co wokół, na odbiór świata, i jego poznanie… Kiedy podejmuje się taką decyzję, i to z dziećmi, musi być siła i wzajemne zrozumienie. Inaczej nie pokonamy przeszkód. Zamieni się to w koniec świata i jedną wielką rozpacz. Na szczęście u nas tak nie było… Udało się „zamienić” życia z polskiego na amerykańskie z zachowaniem polskości. Jednak początki były trudne. Jak u każdego.

 

A.Cz.: Byłaś wówczas panią nauczycielką od muzyki. To konsekwencje decyzji babci, głowy rodu. A przecież los zasypał Cię talentami wszelkimi. Czułaś, że musisz je wykorzystać?

 

M.P.: Tak, było coś takiego. Moja mama mi przypomniała, jak będąc w przedszkolu wybudowałam teatrzyk i aktorów, kukiełki. Zawsze z chęcią występowałam, zawsze interesowała mnie szafa mamy i podczas jej nieobecności przebierałam się, dopasowywałam, usiłowałam coś zmienić. Później, już w szkole podstawowej, do której bardzo lubiłam chodzić i chętnie uczyłam się, miałam bardzo dobrą panią od wychowania plastycznego. W siódmej klasie nauczyła nas perspektywy, co było raczej niespotykane. Zabierała nas do parku i tłumaczyła, na czym to wszystko polega. Jak ją wspominam, widzę ją w kolorach… Jak mówiła, tworzył się błękit, słoneczny żółty, pomarańczowy… Ciepło wokół niej. W ogóle miałam szczęście do dobrych nauczycieli… To procentowało w późniejszym życiu.

Tutaj… też miałam szczęście do kreatywnych ludzi. Agata Paleczny otworzyła swoje studio „Warsztaty teatralne”. I tak to się zaczęło. Tam stawiałam swoje pierwsze kroki, tam mnie poznawano… Potem Paderewski Symphony Orchestra i „Straszny Dwór”. Moc kostiumów… Bardzo poważny projekt…

A.Cz.: Zapracowała wrażliwość, znajomość kolorów, zrozumienie ich znaczenia… A do tego wyobraźnia. Bez niej trudno?

 

M.P.: Wręcz niemożliwe jest projektowanie bez wyobraźni. Wszyscy, którzy projektują ubiory na scenę, czy do filmu, muszą mieć wyobraźnię przestrzenną. Będąc nieskromną w tym momencie, mogę powiedzieć o sobie, że ją mam. Wiesz, największą dla mnie trudnością jest faza wstępna projektowania. Nigdy nie uczyłam się technologii. I tak na przykład długo zastanawiałam się, jak zrobić smoka, jak wykroić formę… Zrobiłam w końcu…

 

A.Cz.: i wyszedł rewelacyjnie!

 

M.P.:  Nie ma sztuki, do której nie zrobiłabym samodzielnej dokumentacji. Jak już wszystko przemyślę, naczytam, naoglądam, jestem gotowa do rozmów z reżyserem. Uzgadniamy swoje poglądy, chociaż mnie jest trudno przekonać do zmiany moich pomysłów. Szyję sama, robię też niezbędne dodatki samodzielnie. I bez względu na to, czy jest to sztuka dla dzieci czy dla dorosłych, praca nad nimi jest jednakowo trudna, ale i pasjonująca. Projektuje się dla konkretnych osób, aktorów… Trzeba ich znać, ale też trzeba wiedzieć, jakie ruchy wykonują na scenie, by kostium ich nie krępował, by każdy z nich czuł się na scenie swobodnie. Dlatego szyję sama. Wszystkie kostiumy – małe i duże.

 

A.Cz.: Dystans między sceną a widzem jest dosyć duży. A jednak dbasz o wszystko, o każdy guziczek czy koronkę…

 

M.P.: Nie wyobrażam sobie, by mogło być inaczej, chociaż w naszych, emigracyjnych warunkach jest to dużym problemem. Nie ma budżetu na kostiumy, ba… nie ma budżetu na nic. Nie mamy teatru, tułamy się po rożnych miejscach, za które trzeba zapłacić, więc o kostiumach już naprawdę nie może być mowy. Jakoś to rozwiązujemy, dzięki sponsorom czy rodzicom przy przedstawieniach dla dzieci, ale to są półśrodki. I nigdy nie wiadomo, na co możemy liczyć. Dlatego podpieram się sklepami z używaną odzieżą, którą potem przerabiam, przeszywam, doszywam, by maksymalnie ograniczyć koszty przy zadowalającym i w miarę wiernym do sztuki efekcie.

A.Cz.: Jesteśmy wzrokowcami. Ty pierwsza dajesz nam sygnał ze sceny poprzez kostiumy aktorów. Wprowadzasz w nastrój przedstawienia…

 

M.P.:  Mam tego świadomość i jest to spore obciążenie. Dlatego muszę znać scenariusz i obsadę, by móc stworzyć taką atmosferę. Kostium też musi współgrać ze scenografią, z muzyką czy dźwiękiem. Nie znoszę bylejakości w kostiumie. Dlatego nie znajduję przyjemności w oglądaniu dziwnych przedstawień, byle jakich… To nie moja estetyka. Jestem po prostu inna. Kocham kolor, kocham strukturę materiału, fasony i chcę, żeby to było jak w orkiestrze symfonicznej, żeby to zagrało. To nie może być przypadkowość. Jak robiłam „Bal w operze”, to też była wojna o drobiazgi. Dla mnie mają znaczenie, dla innych nie.  No i mam muzyczną pamięć. Taką samą do kolorów czy szczegółów. Dzisiaj mogę powiedzieć, jak wyglądał Zygmunt III Waza, którego obraz widziałam w dzieciństwie. To wspólna praca na efekt wstępny i końcowy. Wymaga też poprawek podczas prób, drobnych zmian. To kulisy naszego działania.

Ale po dwudziestu latach projektowania i uszyciu około dwóch tysięcy kostiumów dochodzi się do wprawy. (śmiech). Wyeksploatowałam już parę maszyn, nie naprawiam, bo się nie opłaca, tylko kupuję nową. Jak zobaczę coś interesującego w sensie tkanin, dodatków, gadżetów – zbieram na przyszłość. Zawsze się przydaje, no i jest w czym wybierać, szczególnie w sytuacjach nieprzewidywalnych.

 

A.Cz.: IV Kongres Teatru Polskiego w Chicago obdarował Ciebie nagrodą za kilkunastoletnią działalność związaną ze sceną.

 

M.P.: To duże wyróżnienie i jestem nim ciągle zażenowana. Cała oprawa tego wręczenia była miła, ale pompatyczna, wielka, szokująca.

Jestem skromną osobą, która dzieli się swoimi umiejętnościami i niech tak zostanie.

 

A.Cz.: Plejada kostiumów była jednocześnie opowieścią o Tobie.  To był świetny pomysł, a nagroda w pełni zasłużona. Po raz kolejny gratuluję…

 

M.P.: Bardzo dziękuję. Może masz rację, ale wiesz, jak to jest…

 

A.Cz.: Nie poddajesz się złym nastrojom, uwielbiasz operę, muzykę klasyczną, dobre maniery, nietuzinkowość. Ubierałaś swoją siostrę według własnych projektów. Ciebie ubierała ukochana krawcowa, według Twoich projektów. Miałaś swój styl i on pozostał. Dzisiaj tryskasz radością, energią, spełnieniem…

 

M.P.: No, może codzienność taka tryskająca radością nie jest, to niemożliwe. Czasem naprawdę trudno do lustra się uśmiechać - dopadają nas niedogodności fizyczne i psychiczne. Generalnie rzecz biorąc, jestem zadowolona. Mnie pewne rzeczy nie są potrzebne. Nie muszę jeździć co roku na Dominikanę czy zmieniać samochody na nowsze modele… Nie mam w sobie zazdrości; wprawdzie czasem przemknie przez głowę „dlaczego nie ja?”. Szybko potrafię to sobie wytłumaczyć i sprawa zamknięta.

Jestem osobą spełnioną, mam troje dzieci. Jednym już się drogi poprostowały, innym się nigdy nie skrzywiły… Jest dobrze. Mam wnuki… I nie czuję się głową rodu. Niczego nie narzucam, jak narzucano mnie. Czuję się też spełniona w swoim związku, który nie był filmowo cukierkowy. Z taką osobą jak ja, walczącą całe życie – jestem wojowniczką, nie słodką, grzeczną Marysią – trudno jest wytrzymać.

Wszystko się ułożyło, wyrównało, choć nadal jestem „wojująca”, ale inaczej.

Tym niemniej mój sukces jest też sukcesem Jacka, mojego męża od dziesiątek lat. I za to jestem mu wdzięczna. Nie narzeka na rozgardiasz w domu, często służy za manekin – bo wiesz, nie umiem ubierać kukieł, muszę mieć żywego człowieka. Cierpliwie mnie dokarmia bez uwag „znowu nie ma obiadu”. Daje mi to poczucie bezpieczeństwa i ogromnego komfortu.

 

A.Cz.: Chciałoby się powiedzieć, by inne osoby, zajmujące się od czasu do czasu projektowaniem kostiumów dla chicagowskich prezentacji scenicznych, uczyły się rzetelności od Ciebie. Do zobaczenia niebawem w teatrze.

Maryla 5.jpg
Maryla 2_edited_edited.jpg

Autorzy zdjęć z chicagowskich przedstawień: Kasia Jarosz, Krzysztof Babiracki,  Dariusz Lachowski, Paweł Nocon

bottom of page