top of page

/ kultura społeczeństwo 

grudzień  2022 / 4 (4)

Pasterze, Lutosławski i Skaldowie
- wypiski z historii kolęd i pastorałek

FILIP LECH

W okresie przedświątecznym kolędy słyszymy prawie wszędzie. Możemy się na nie natknąć w telewizyjnej reklamie i w radiu; centrum handlowym i zatłoczonym autobusie. Warto zastanowić się, skąd wzięły się u nas kolędy, w końcu dla wielu Polaków to jedyne piosenki, które zdarza im się śpiewać... 

Skąd pochodzą kolędy?

Samo słowo "kolęda" pochodzi z łaciny. W starożytnym Rzymie obchodzono kalendy styczniowe (Calendae Ianuarie), czyli początek nowego roku, a także czas objęcia władzy przez nowego konsula; ludzie składali sobie życzenia i obdarowywali się nawzajem prezentami. Wykonywano pieśni będące powitaniem i pochwałą gospodarza, odwiedzanych domów

i symbolizującego nowy rok słońca. Podobne zwyczaje na dzisiejszych ziemiach Polski praktykowali w VI–VII wieku Słowianie (nazywali je Godowym Świętem, Szczedrymi Godami).

kolednicy bukowina.jpg

Kolędnicy z Bukowiny Tatrzańskiej; fot.: PAP/G. Momot

Wraz z rozwojem chrześcijaństwa, tematyka pieśni coraz bardziej krążyła wokół narodzin Chrystusa. Pisano melodie do łacińskich hymnów, powstawały też utwory niezwiązane

z oficjalną, kościelną liturgią – pastorałki i kolędy w językach narodowych. Impuls do rozwoju bożonarodzeniowych pieśni dał Franciszek z Asyżu, który zapoczątkował zwyczaj wystawiania jasełek, w których badacze doszukują się źródeł wielu współczesnych kolęd. Franciszkanie przybyli do Polski w XIII wieku, a pierwsza polskojęzyczna kolęda (niestety nie znamy jej melodii) pochodzi z 1424 roku.

     Zdrow bądź, krolu anjelski
     K nam na świat w ciele przyszły,
     Tyś za jisty Bog skryty,
     W święte, czyste ciało wlity.

Nowy rok

W języku polskim słowo "kolęda" miało wiele różnych znaczeń. Dawniej oznaczało podarunek (noworoczny, wigilijny, bożonarodzeniowy), albo po prostu Nowy Rok. Później ludzie zaczęli "kolędować" (chodzić po domach z życzeniami), a księża "chodzili po kolędzie" (odwiedzali parafian w ich domach), najczęściej biorąc od nich pieniężny zadatek, także nazywany kolędą. Mówiono też

o "kolędzie dla bydła" – na świętego Szczepana (26 grudnia) mieszano opłatek z potrawami wigilijnymi, a uświęconą mieszankę wręczało się swoim zwierzętom.

Jak kwiaty są ozdobą roślin i ziemi, tak nasze zwyczaje doroczne są okrasą naszego domowego życia – pisał w "Zwyczajach i pieśniach dorocznych" (cytat za wydaniem czwartym z 1898 roku) Zygmunt Gloger, historyk i etnograf – Są one spuścizną długich stuleci bytu społecznego, a dla wnuków są pamiątką po ich ojcach i dziadach.

Zwyczaj kolędowania wywodzi się z kultury pasterskiej Słowian i Rumunów (rum. colindă), początkowo nie miał żadnego związku
z chrześcijaństwem, pierwotnie kolędowanie było związane z symbolką płodnościową i wymianą darów. Pozostałością po dawnych strojach są zwierzęce przebrania kolędników (bociana, turonia, niedźwiedzia i innych zwierząt kojarzących się z siłą i płodnością), chrystianizacja przyniosła nowe kostiumy.

W bożonarodzeniowych i noworocznych obrzędach pojawiły się między innymi Herody, postaci nawiązujące do historii o rzezi niewiniątek urządzonej przez Heroda Wielkiego. W tekstach dawnych kolęd możemy odnaleźć ludowe apokryfy
i wątki nawiązujące do uprzedzeń, stereotypów
i sytuacji społecznej (Żydzi, Cyganie, Turcy; żołnierze i przedstawiciele władzy). Jedną z nich opisuje literaturoznawca i slawista Stanisław Dobrzycki w swojej książce ''O kolędach'' (Warszawa, 1923):

Bardzo piękna jest kolęda o zmyleniu pogoni żydowskiej [...] Kiedy żydowie dowiedzieli się o ucieczce Przenajświętszej Rodziny i pobieżeli za nią w pogoni, na drugi dzień, ''napadli chłopka w polu rżnącego

i pszeniczkę w snopy wiążącego". Pytając go czy Maria tędy nie szła? Tak, odpowiada chłopek. A kiedy? "Jeszcze się ta pszeniczka siała, kiedy Marja tędy bieżała". I żydzi – dodaje kolęda – stanęli gdyby trzcina, bo ich moc boska bardzo zaćmiła. Motyw tej kolędy znany jest także wśród innych narodów, szczególnie piękną jest tej treści kolęda francuska.

Pasterze

Pierwsze polskie kolędy są tłumaczeniami ze śpiewników Braci Czeskich, ruchu religijnego nawiązującego do ideologii taborytów. Innymi słowy, radykalnego odłamu husytyzmu, który skupiał biedotę miejską i chłopstwo. Jedynym uznawanym przez nich źródłem prawa była Biblia, dążyli do całkowitej równości społecznej i wspólnego podziału dóbr. Ich nazwa pochodzi od miasta Tabor

w południowych Czechach, jednym z przywódców taborytów był Jan Žižka (weteran bitwy pod Grunwaldem). W 1548 cesarz Ferdynand I z dynastii Habsburgów wydał edykt, który zmuszał członków Jednoty braci czeskich do przyjęcia wiary katolickiej albo emigracji, wielu z nich udało się do Polski. Jednym z najważniejszych elementów tożsamości czeskich protestantów był kult książki, ich tradycje drukarskie znacząco wpłynęły na rozwój nauki i kultury w Polsce (aż do czasów kontrreformacji i potopu szwedzkiego,

w 1654 roku spalono Leszno, kolebkę braci czeskich – była to kara za popieranie protestanckich Szwedów).

Najstarszą kolędą, jaką dziś znamy, jest pieśń ''Anioł pasterzom mówił'', jej siedem zwrotek znajdziemy w XVI-wiecznym rękopisie kórnickim, a melodię znamy dzięki nieco młodszej tabulaturze organowej.

Anioł pasterzom mówił:
Chrystus nam się urodził w Betleem
nie bardzo podłem mieście,
narodził się w ubóstwie
Pan wszego stworzenia.

kolednicy.jpg

W tym miejscu warto wspomnieć o pastorałkach, utworach zawierających motywy pasterskie, tak bardzo typowych dla polskich świąt. Historia pastorałek sięga epoki baroku, narodziny Jezusa i losy jego rodziny są opisane w konwencji sielanki, często humorystycznie, a czasami wręcz frywolnie. Niektóre weszły do oficjalnego, kościelnego repertuaru; inne śpiewa się do dzisiaj

w domach, dlatego pastorałki nazywa się też ''kolędami domowymi''.

Kołysanki

Większość polskich kolęd, które do dzisiaj wykonuje się przy świątecznych stołach, powstało w XVIII wieku (chociaż my śpiewamy je w XIX-wiecznych opracowaniach). Wiele z nich ma formę kołysanki, na przykład ''Jezus Malusieńki'' (kolęda spopularyzowana przez karmelitki). Prawdopodobnie śpiewaniu kolęd-kołysanek towarzyszył osobliwy, z dzisiejszego punktu widzenia, zwyczaj kołysania figurki przedstawiającej małego Jezuska. Nie wiadomo, jak długo zwyczaj ten obecny był w polskiej obyczajowości; pierwsze opisujące go źródła pochodzą z XIV wieku, dzisiaj praktykowany jest w niektórych żeńskich klasztorach.

Dunajowanie

Kolędowanie związane jest z wieloma lokalnymi obrzędami. Jednym z nich jest "dunajowanie" – zwyczaj pochodzący z Łukowej, wsi

w okolicach Biłgoraja. To grupowe śpiewanie kolęd życzeniowych w intencji zamążpójścia. Stanisław Ciepla, zmarły w 2020 roku dunajnik, wspominał:

Każdej trza było śpiewać, ale najstarszej śpiewało się "Czerwone jabłuszko" – to wychodziła już w przyszłym roku za mąż. Średniej śpiewano "Na dunaj", najmłodszej "Pod winem". W następną niedzielę po dunajowaniu za uzbierane datki kupowano flaszkę lub dwie wódki i urządzano zabawę taneczną z pannami.

W dunajowaniu uczestniczyli przede wszystkim kawalerowie, ale i żonaci mężczyźni. W Łukowej śpiewano wieczorem w dzień św. Szczepana (26 grudnia), czasami kolędnicy chodzili do rana. W innych wsiach dunajowano przed dniem Trzech Króli (6 stycznia).
W skład kolędniczego zespołu wchodziły skrzypce, bęben, później akordeon. W dawnych czasach chodzono z "kobyłką" – jeden
z kolędników nosił na plecach worek, kiedy wrzucano do niego jedzenie głośno rżał.

Pieśni dunajowe zawierają życzenia spotkania z kawalerem – panna czerpiąc wodę ze źródła (dunaju), upuszcza wianek, który wyłowi kawaler. Kolędę taką kończy się okrzykiem naśladującym rżenie konia. Koń znajduje się

w tym obrzędzie nieprzypadkowo – był symbolem męskiej potencji, zdrowia.
 

W 2020 roku łukawskie dunajowanie zostało wpisaną na Krajową listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.

Chopin gra kołysanki

Dla historii polskiej muzyki jedna z kolęd-kołysanek jest wyjątkowo ważna (i symboliczna), chodzi o ''Lulajże Jezuniu''. To fragmenty tej kolędy umieścił w wyjątkowo emocjonalnym Scherzu h-moll Fryderyk Chopin. Pisał je w 1831 roku, podczas swojego pobytu

w Wiedniu, wtedy po raz pierwszy spędził święta z dala od domu. Listy Chopina z tego okresu są wyjątkowo dramatyczne, kompozytor pisał do przyjaciół:

Przeklinam chwilę wyjazdu... W salonie udaję spokojnego, a wróciwszy piorunuję na fortepianie... Wracam, gram, płaczę, śmieję się, idę spać, gaszę świecę i śnicie mi się zawsze... Wszystko, com dotychczas widział za granicą, zdaje mi się (...) nieznośne i tylko mi wzdychać każe do domu, do tych błogich chwil, których cenić nie umiałem... Zdaje mi się, że to sen, że to odurzenie, że ja u Was – a to mi się śni, co słyszę...

Kto pisał kolędy?

Autorstwa większości kolęd nie da się ustalić, zostały stworzone przez anonimowych kolędników, przekazywane potem z ust do ust ewoluowały i zanim zostały spisane, miały prawdopodobnie mało wspólnego ze swoją pierwotną wersją. Kopalnię ludowych kolęd stanowi kilkudziesięciotomowe dzieło ''Lud'' Oskara Kolberga, gdzie znajdują się pieśni ze wszystkich regionów Polski.

Zupełnie innym przypadkiem są kolędy pisane przez duchownych i poetów. ''W żłobie leży'' napisał słynny kontrreformator ksiądz Piotr Skarga, nadworny kaznodzieja dworu Wazów; oświeceniowemu poecie Franciszkowi Karpińskiemu zawdzięczamy ''Bóg się rodzi'' (tradycja mówi, że melodia tej kolędy została zapożyczona od koronacyjnego marsza królewskiego); a słowa do jednej
z najpiękniejszych kolęd – "Mizernej cichej" – napisał Teofil Lenartowicz, etnograf i poeta romantyczny.

Lutosławski też pisał kolędy

Kolędy nieobce są także XX-wiecznym kompozytorom, sięgali po nie między innymi Zygmunt Noskowski i Stanisław Niewiadomski. Jednak najciekawsze opracowanie zawdzięczamy Witoldowi Lutosławskiemu, którego kolędy ilustrują ten artykuł.

Jak doszło do tego, że Lutosławski, kompozytor odważny i poszukujący bezustannie własnego muzycznego języka, sięgnął po tradycyjny materiał? Taką misję zaproponował mu Tadeusz Ochlewski, ówczesny dyrektor Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, który wcześniej zamówił u Lutosławskiego cykl 12 melodii ludowych. Kompozytor określał swoją pracę jako ''dokomponowanie akompaniamentu do starych polskich melodii kolędowych''.

Propozycje przyjąłem chętnie, chodziło bowiem o melodie, z których wiele specjalnie lubiłem już od wczesnego dzieciństwa. Inicjator cyklu [...] Tadeusz Ochlewski wiedział dobrze, czego mógł się spodziewać zamówiwszy u mnie opracowanie kolęd. Nie oczekiwał bynajmniej praktycznej, konwencjonalnie ''grzecznej'' pozycji wydawniczej, przeznaczonej do użytku domowego. Toteż sprzeczne reakcje jakie wywołał cykl

u pierwszych słuchaczy, bynajmniej go nie zdziwiły.

Witold Lutosławski skończył pracę w 1946 roku, rok później cykl wykonali po raz pierwszy Anna Szelmińska (sopran)

i Jan Hoffman (fortepian). Stwierdzenie, że kolędy Lutosławskiego są dalekie od tradycji, nie oddaje do końca charakteru tych utworów. W końcu Zygmunt Mycielski nie bez powodu pisał: ''Są podobno ludzie, którzy wprost zielenieją na widok kolęd Lutosławskiego'', a Włodzimierz Sokorski, minister kultury PRL chciał go wrzucić pod tramwaj.
 

Pewnie dlatego kolędy Lutosławskiego nie weszły do tej pory do kanonu wykonawczego. Linia melodyczna pozostaje nienaruszona, ale w kolędach pojawia się wiele niuansów, barw i wariacji, niespodziewanych dźwięków. Aranżacje te pokazują, że kolędy mogą zawierać w sobie emocje, o których wcześniej nie myśleliśmy; stanowią wspaniałą bazę do późniejszych wariacji.

Najbardziej wyrazistym przykładem jest pieśń ''Bóg się rodzi'', kolęda bardzo sentymentalna, która w popularnych, chóralnych interpretacjach osiąga niekiedy szczyt ckliwości i patetyzmu. W wersji Witolda Lutosławskiego niepokoi i przeraża, mogłaby wręcz zostać użyta w ścieżce dźwiękowej horroru.

Kolędy polityczne

Kolędy mają też inną funkcję: służą komentowaniu bieżących wydarzeń, tworzeniu wspólnych narracji i dodawaniu otuchy w ciężkich czasach. Proste i wpadające w ucho melodie zachęcają, żeby tworzyć do nich własne teksty: wykorzystywali to autorzy humoresek (dawna prasa wypełniona jest satyrami pisanymi w kolędowej formie) i działacze społeczni wszelkiej maści politycznej. Dzięki temu

z przerobionych kolęd możemy dowiedzieć się o procesie konstruowania polskiego narodu, jego martyrologii i dziejach poszczególnych grup społecznych.

Np. ''Kolęda robotnicza'' (na melodię ''Wśród nocnej ciszy'') została wydana w 1891 roku przez Związek Robotników Polskich, napisali ją pracownicy działającej do dzisiaj fabryki fajansu w Kole.

Hej w dzień Narodzenia prawdy Krzewiciela
Z otchłani ucisku ludu Zbawiciela
Wesoło śpiewajmy, prawdę ogłaszajmy.
Hej kolęda, kolęda!

[...]

Gdy więc bracia z głodu umierać nie chcemy,
Co dobre, co podłe wszyscy rozumiemy,
Stańmy mocnem kołem i krzyknijmy społem:
Hej kolęda, kolęda!

Precz z fabrykantami, z wyzyskiwaczami,
Raz porządek nowy zaprowadźmy sami,
Pracujmy ogólnie i dzielmy się wspólnie.
Hej kolęda, kolęda!

[...]

Ale pamiętajmy słowa Zbawiciela,

Żeśmy wszyscy bracia w kole ludów wiela,
Prześladować żyda, na nic się nie przyda.
Hej kolęda, kolęda!

Żyd, Francuz czy Anglik, Włoch, Turek czy Niemiec
Każdy człowiek brat nasz, żaden cudzoziemiec,
Wszyscy się kochajmy, ręce sobie dajmy.
Hej kolęda, kolęda!

swiateczne kartki.jpg

Nie wszystkie kolędy opowiadają o narodzinach Jezusa, niektóre mówią o narodzinach... państwa. W 1918 roku, we Lwowie, środowiska związane z Legionami Piłsudskiego wydały broszurkę ''Gdy się Polska rodzi po kaźni stuletniej'' (na melodię ''Bóg się rodzi''):

Kraj się rodzi – z młodych pnączy
Cudne już listowie tryska.
Niechaj zawiść nas nie łączy,
Niech prywata nie uciska!

Maciej Zembaty, internowany w trakcie stanu wojennego, napisał kolędę przebywając w areszcie na warszawskiej Białołęce. Na więziennym korytarzu zaśpiewał ją chór opozycjonistów (również na melodię ''Bóg się rodzi''):

Bóg się rodzi, a rodacy
Po więzieniach rozrzuceni,
Bo marzyła im się Polska
Niepodległa na tej ziemi. […]
Matki, żony, siostry, dzieci
Same przy świątecznym stole,
Tylko szatan mógł zgotować
Naszym bliskim taką dolę.

Kolędy jako narzędzie oporu (i represji)

Dzisiaj w Londynie, dzisiaj w Londynie, wesoła nowina.
Tysiąc bombowców, bombowców tysiąc – wraca znad Berlina.
Hitler się wścieka, Göring ucieka,
Polacy śpiewają, bombami rzucają: cuda – cuda wyprawiają.

swiateczne kartki 2.jpg

Kolęda ta występuje w nieskończonej ilości wariantów, śpiewali ją nawet Tytus, Romek i A'Tomek w trakcie swoich wojennych podróży do przeszłości. Istnieje wiele humorystycznych kolęd z czasów II wojny światowej, jednak w wojenne zawierusze trudno było zdobyć się na żarty. Przerabiano je na modłę wojskową, jednym z najbardziej znanych przykładów jest piosenka ''Żołnierz drogą maszerował'', powstała po powstaniu warszawskim w szpitalu dla rannych zorganizowanym w Tworkach pod Pruszkowem. Jej słowa napisała lekarka, której nazwiska nie znamy, na melodię ''Serce w plecaku'':

Żołnierz drogą maszerował,
Poprzez góry, lasy, polem,
Pastuszkowie go spotkali,
Do Betleem wiedli społem.

A choć był zmęczony bardzo,
Ale spieszył się on wielce,
Bo w plecaku niósł Dzieciątku
Z Warszawy żołnierskie serce.

Nie zawsze kolędy można było śpiewać. 24 grudnia 1940 roku w obozie Auschwitz I Niemcy ustawili na placu apelowym choinkę oświetloną elektrycznymi lampkami, pod choinką ułożyli zwłoki więźniów zmarłych z mrozu i wycieńczenia. Lagerführer Karl Fritzsch zabronił więźniom śpiewania polskich kolęd, ciała określił mianem ''prezentu''. Kolęd nie mogli śpiewać także Polacy uwięzieni
w radzieckich łagrach. Ojciec Albin Janocha przebywający w obozie pracy w kazachskim Bałchaszu postanowił zorganizować uroczystą Wigilię. W jego baraku, oprócz Polaków, mieszkali także Litwini, Ukraińcy i Estończycy. Po zakończeniu uroczystości Janocha został wezwany przez wartowników do władz łagru. O. Janocha wspominał:

Tam czekał już na mnie naczelnik "politczaści", czyli specjalista od wychowania ideologicznego, i zaczęło się przesłuchanie. A więc najpierw, jakie to zebranie urządziłem w swoim baraku [...] oświadczył, że w baraku nie wolno się modlić.

Gwiazdy o gwieździe betlejemskiej, czyli kolędy i przemysł rozrywkowy

Nie można zapomnieć, że piosenki świąteczne są istotną gałęzią przemysłu rozrywkowego. Śpiewali je Czesław Niemen i Chuck Berry, Beach Boysi i Skaldowie, Irena Santor i Eartha Kitt, Wham! i Golec uOrkiestra.

W śpiewanie kolęd, pastorałek i piosenek inspirowanych świętami byli zaangażowani Skaldowie. Prezentowana poniżej ''Będzie kolęda'' z muzyką Andrzeja Zielińskiego

i słowami Wojciecha Młynarskiego ukazała się na bestsellerowym longplayu ''Wszystko mi mówi, że mnie ktoś pokochał''. W latach 90., po reaktywacji zespołu, Skaldowie nagrali nawet płytę ''Moje Betlejem'', godzinne paramisterium, z którym występowali w klasztorze na Jasnej Górze.
 

Co ciekawe, młodzi polscy wykonawcy związani ze sceną popularną i alternatywną raczej dość rzadko sięgają po kolędy. Na Zachodzie "Christmas Music" stanowi istotny segment rynku muzycznego. Gwiazdy popu i muzyki niezależnej nagrywają swoje interpretacje klasycznych kolęd w różnych gatunkach muzycznych, tworzą autorskie piosenki świąteczne albo piszą pastisze. Czy brak takich produkcji na polskim rynku świadczy o tym, że święta Bożego Narodzenia nie są

w Polsce jeszcze tak bardzo skomercjalizowane?

(culture.pl)

Jemioła

/ KULTURA społeczeństwo

grudzień  2022 / 4 (4)

Jemioła - królewski pasożyt

Pod jemiołą wolno się całować! Wieszamy ją więc pod sufitem, na lampie, nad stołem, na dobrą sprawę nie wiedząc dlaczego — jakby bez niej całować się nam nie było wolno.

jemioła.jpg

U różnych ludów powstawały podobne tradycje lecznicze czy przesądy, choć kraje dzieliły nieprzebyte wówczas oceany. W Europie jemioła jest przedmiotem kultu od niepamiętnych lat. Druidowie w całej Galii czcili dęby uwieńczone koroną jemiołkową, jako najwyższą świętość. (Być może nazywają się druidami od greckiej nazwy dębu — drus). Jemiołę uważali za dar nieba, a nic gorszego nie mogło zdarzyć się druidowi niż zerwać taką jemiołę bez określonego obrzędu. Według Pliniusza miało się to odbywać szóstego dnia po nowiu. Czynił to kapłan, ubrany na biało, który wstępował na drzewo i ścinał jemiołę złotym sierpem, zgarniając ją w białą płachtę, tak, by nie dotknęła ziemi. Obrządki te, odbywające się

w czasie, gdy światło bierze górę nad ciemnościami, związane były z kultem odradzającego 

LUCYNA WINNICKA

się słońca. Grudniowe i świętojańskie uroczystości wnoszenia zieleni do domu znane były u Germanów i Słowian. Zielonymi gałęziami ozdabiano chaty także na kolędę i stąd pewnie nasza tradycyjna wigilijna choinka, która w obecnej, zwyczajowej, formie pojawiła się w Polsce dopiero w XVIII wieku. Zielone drzewko było drzewem żywota, które rosło w raju, symbolem siły Słońca. U Celtów jemioła była także drzewem generacji, które rosło obok drzewa żywota, jako znane nam z przykrych dla naszego rodu następstw — Drzewo Wiadomości Złego i Dobrego.

Czy jemioła jest skarbnicą aż takiej wiedzy? Druidzi i mieszkańcy Italii wiedzieli — według Pliniusza — o leczniczych właściwościach jemioły; uważali, że zbierana być musi w odpowiednim czasie i w określony sposób. Nie mogła opaść na ziemię i nóż musiał być ze złota. Wskazywałoby to, że chronili jemiołę przed zetknięciem z magnetyzmem Ziemi, lub żelaza; być może nie chcieli uziemiać jej energetycznych mocy. Także u Tatarów i na Rusi przestrzega się, aby przy zrywaniu jemioły żelazem jej nie dotknąć i na ziemię nie upuścić, a złoty sierp powtarza się jako najwłaściwsze jemioły traktowanie.

Jeśli chodzi o czas zbiorów, brano pod uwagę Księżyc i Słońce. W Italii miał to być pierwszy dzień miesiąca, u druidów — szósty, sprzyjała także pełnia w marcu i zmniejszający się Księżyc w zimie, gdy Słońce jest pod znakiem Strzelca. Spotyka się także drugą uprzywilejowaną porę — wilię letniego przesilenia, lub dzień św. Jana — najdłuższy dzień w roku. Być może była składnikiem oleju świętego Jana, który przyrządzano ze zbieranych w świętojańską noc gałązek.

jemioła.jpg

W wiekach średnich przypisywano jej wiele działań leczniczych, okazywano cześć religijną. Nazywano ją nawet drzewem Krzyża Świętego o cudownych własnościach. Skuteczna zwłaszcza miała być przeciw epilepsji, a w winie uwarzona — dla ludzi, którzy rozum tracą, a także na przestrachy i straszliwe widzenia. Z dobrym skutkiem leczyła ponoć wrzody (chory miał żuć kawałek rośliny, a drugi przykładać na miejsce owrzodzone).

W Japonii uważali, że jemioła pomaga na prawie wszystkie choroby. Znano wiele sposobów jej stosowania: jedzono bezpośrednio, sporządzano odwar, wyciskano sok. Częściej używano liści niż owoców.

Medycyna ludowa ceni jemiołę, używając jej zarówno jako leku, jak i talizmanu. Np. w Szwecji chorzy na padaczkę noszą przy sobie nóż z trzonkiem z jemioły, aby zapobiec atakom, a w Niemczech zawieszało się jemiołę na szyi dzieciom. We Francji natomiast sporządza się znany przeciwepileptyczny lek — wywar z jemioły z mąką żytnią. Także w Anglii i Holandii poważani medycy XVIII wieku stosowali ją do leczenia epilepsji. Wszędzie powtarzają się pory zbiorów na św. Jana lub

w okolicach Bożego Narodzenia.

W całej Europie wiele jest przesądów z tą rośliną związanych. W Austrii kładzie się wiązkę na progu domu, aby chronić przed zmorami. Na północy Anglii daje się jemiołę pierwszej krowie, która się ocieli po Nowym Roku. W Szwecji wiesza się jemiołę, znalezioną po wilii św. Jana, na suficie domu, w stajni lub oborze, bo troll nie będzie mógł wyrządzić żadnej krzywdy ani ludziom, ani bydłu.
Ludy afrykańskie znały ją również, szczególnie jako talizman.

Podobnie jak kwiat paproci jemioła umie odnajdywać skarby. Poszukiwacze skarbów kładą różdżki z jemioły po zachodzie słońca na ziemi, a gdy gałązka znajdzie się nad skarbem — ożywa. Jest więc również prekursorką różdżkarstwa. Niedawno wiceprezes Stowarzyszenia Radiestetów, doc. Tadeusz Bogumił, opowiadał mi, że badając różdżką mieszkanie poczuł niezwykle silne promieniowanie z niewiadomego źródła. Okazało się, że to pęk jemioły nad tapczanem tak promieniował. Podobno wieszano ją nad łóżkiem chorego, aby przywracała mu siły. Jest skarbnicą energii i światła, jako pasożyt — cudzożywna, równocześnie samożywna

i wiecznie zielona.

Ma jeszcze wiele innych tajemnic i przeciwstawnych właściwości. Nie tylko jest przewodniczką do Hadesu, ale jest nosicielką życia. Bywa rodzaju żeńskiego i męskiego. Pąki różnią się kształtem, inne są kwiaty i owoce, inny sok. Męski — intensywniejszy,

o silniejszym zapachu, choć rzadziej spotykany.

jemioła 4.jpg

Tę niezwykłą roślinę zaczęto badać i obserwować jej zwyczaje około 60 lat temu, kiedy to zainteresował się nią dr Rudolf Steiner, jako. rośliną o bardzo czynnych procesach biologicznych. Dr Steiner powiedział kiedyś, że cały świat roślin jest odpowiedzią Ziemi na promienie światła, które na nią padają. W zieleni rośliny, w chlorofilu, zawarta jest informacja o wewnętrznej zależności rośliny

i światła. U jemioły zielone jest nawet wnętrze nasienia. Gdy przekroić gałąź, w którą wrosła swoimi ssawkami, odróżnić można ich zielony kolor w jasnym drzewie. Jest to swego rodzaju fenomen, gdyż chlorofil związany jest z promieniami światła, jemioła zaś potrafi go utrzymać w swych korzeniach w ciemności. Świadczy to o szczególnych umiejętnościach przyswajania chlorofilu

i przechowywania go a dala od światła przez długie miesiąca zimy. Ta obojętność rośliny na źródło światła da się także zaobserwować w kształcie liści, jednakowych po obu stronach, oraz w tym, że nie zważa na kierunek, w którym rośnie: do dołu, czy do góry.

Niezależna od ziemi i światła jemioła tworzy także własny czas: inny od tradycyjnych pór roku świata roślinnego. Jagody i zawarte w nich nasiona nie usypiają na czas zimy, lecz niezmiennie gotowe czekają na roznoszące je ptaki. Nawet 20 miesięcy mogą tkwić na gałęzi nie spadając na ziemię. Ziemia jest dla jemioły złym gruntem, na którym nigdy nie zapuści korzeni. Odmładza się nieustannie, równocześnie kwitnie i owocuje. Stare, dwuletnie, owoce sąsiadują z młodymi i trwają w wiecznej gotowości kiełkowania, jedne obok drugich. W ten sposób jemioła łączy w sobie przeszłość i teraźniejszość na jednej, wiecznie zielonej gałązce.

Jemioła nie umiera. Chyba, że umiera drzewo, na którym żyje. Albo, gdy zbyt wiele soli mineralnych otrzyma z sokami drzewa — korzonki jej drewnieją. Traci wtedy swoją lekkość i ziemsko ciężka ginie. Nie lubi więc minerałów i ziemi. Potwierdzają się intuicyjne obrządki druidów.

Kiedy więc wieszać będziemy świeży pęk nad wigilijnym stołem, otoczmy ją należnym szacunkiem, do jakiego przywykła od tysięcy lat, obejmijmy się pod jej patronatem, a po każdym pocałunku zerwijmy jedną białą kulkę. Z zielonych listków wypijmy trochę leczącego soku, który już sam będzie wiedział jak podregulować nasze kwękające ciała, aby kwitły i mężniały, zwyciężając trudny mroźny czas.

Czego Wam życzę w Boże Narodzenie i na Nowy Rok.

Jaskinie

/ KULTURA społeczeństwo 

Jaskinie wiarą
i miodem płynące

TOMASZ WIṠNIEWSKI

W historii religii świątynie nie wyczerpują wszystkich możliwości sakralnej przestrzeni. Święte mogły być gaj, góra, rzeka czy źródło. Wydaje się jednak, że współcześnie najbardziej zapomnianą sferą sacrum jest jaskinia.

Badacze nadal spierają się, czy groty, w których znajdują się słynne malowidła naskalne, pełniły funkcję kultowe (a ściślej: czy były miejscami szamańskiej inicjacji). Wiadomo jednak, że starożytni Minojczycy uznawali kreteńskie jaskinie naciekowe za miejsca święte. Wybitny mitoznawca i historyk religii Károly Kerényi twierdził, że w starożytności odgrywały one tak doniosłą rolę, że wpłynęły na architektoniczną wyobraźnię twórców minojskich pałaców.

jaskinia dikta.jpg

Jaskinia Dikte, Kreta     fot.; domena publiczna

Jaskinia Dikti znajduje się na płaskowyżu Lassithi. Nie sposób nie trafić, wszystkie drogowskazy prowadzą do jaskini. Do jaskini prowadzą strome schody. Sama jaskinia ma kształt pionowy. Z jednej strony kamienie porasta mech. W głębi jaskini są różne formy naciekowe. Jaskinia jest słabo oświetlona i sprawia dużo skromniejsze wrażenie od na przykład Jaskini Niedźwiedziej.

Z jaskinią związany jest mit: Rhea, żona króla Kronosa, miała w niej urodzić Zeusa.

grudzień  2022 / 4 (4)

jaskinia melidoni.jpg

Jaskinia Melidoni, Kreta     fot.; domena publiczna

Według mitologi w jaskini naciekowej Melidoni mieszkał olbrzym Talos - obrońca Krety. Talos trzy razy dziennie obchodził Kretę strzegąc jej przed obcokrajowcami.
Od czasów minojskich jaskinia jest miejscem kultu.
W trakcie powstania Kreteńczyków przeciw Turkom w 1823 roku w jaskini Melidoni ukryło się ok. 350 kobiet, dzieci i starców oraz ok. 30 partyzantów. Gdy Turcy odnaleźli miejsce ukrycia Kreteńczyków postanowili zatkać wejście do jaskini drzewem i podpalić. Kreteńczycy nie mieli szans i udusili się. Prochy osób, które zginęły w jaskini zostały umieszczone w ołtarzu w głównej komorze jaskini Melidoni (zwanej Salą Bohaterów).

W jaskini Melidoni znajduje się również tablica upamiętniająca to tragiczne wydarzenie.

Na wyspie znajduje się co najmniej 300 jaskiń. Wiele z nich można zwiedzać do dziś, jak choćby Jaskinię Idajską, określoną jako „pszczela”, według mitologii miejsce narodzin Zeusa. Można się domyślać, że kryje się za tym niezwykle ciekawy kompleks wierzeń. Zanim pszczoły zostały udomowione, najczęściej spotykano je właśnie

w grotach. Według mitologii owady te karmiły młodego Zeusa. Kerényi utożsamił cenny miód z krwią po narodzinach Zeusa i z wodami płodowymi bogini. Jego zdaniem w kreteńskich jaskiniach czczono Ejlejtyję – córkę Zeusa i Hery, boginię patronującą porodom, początkom życia i kobietom. Bardziej wyróżniające się stalagmity badacz interpretował jako symbole pępka, będące również czymś w rodzaju ołtarza. Za tą argumentacją przemawia odkrycie w jaskini Inatos w okolicach Tsoutsouros figurek kopulujących ze sobą par. Mitologia minojska dotrwała do naszych czasów jedynie fragmentarycznie – jej elementy wchłonęła mitologia Greków. Ostrożne odtworzenie pewnych motywów starokreteńskich świętych opowieści jest możliwe m.in. za pomocą odkrywanej przez archeologów starożytnej sztuki – dzięki wyobrażeniom uwiecznionym na pieczęciach i wazach.

Do niektórych kreteńskich świętych jaskiń wstęp mieli tylko nieliczni. W trakcie odprawianych tam tajemnych obrzędów prawdopodobnie odurzano się miodem pitnym. Zgodnie ze świadectwem starożytnego historyka Diogenesa Laertiosa to właśnie w Jaskini Idajskiej sam Pitagoras miał dostąpić wtajemniczenia w misteria, które zostały określone jako „orgiastyczne”.

Przywołajmy w tym miejscu śmiałą hipotezę amerykańskiego pisarza Terence’a McKenny. Według tego pomysłowego  badacza człowiek prehistoryczny przechowywał w miodzie grzyby halucynogenne, co pozwalało mu spożywać je także poza sezonem, w którym występowały.

Z czasem miód jednak fermentował, co doprowadziło do odkrycia alkoholu. Wraz z rozwojem dziejów skupiono się na oszałamiających właściwościach sfermentowanego miodu, a kulturę grzybową zastąpiła kultura alkoholowa. Jeśli teoria McKenny nie jest czczą spekulacją, minojskie objawienia, które Kerényi nazywa „preludium do historii religii Europy”, należałoby również zbadać pod kątem związków z psychodelikami.   (Przekrój)

bottom of page