top of page

/ w oparach satyry

kwiecień  2023 / 4 (8)

D  o  d  a  t  e  k     n  a  d  z  w  y  c  z  a  j  n  y

N O W I N Y   p o d m i e j s k i e

Zion, kwiecień 2015

Z ostatniej chwili....   Z ostatniej chwili...   Z ostatniej chwili...   Nadal nic się nie wydarzyło, sarna żyje, wilk uciekł...   Z osta

Nareszcie będziemy mieli śledzie na Wielkanoc

OGROMNY

połów w Michigan

AMERYKOPOL (PAR) Tegoroczny połów śledzi zapowiada się niezwykle pomyślnie! Zwłaszcza śledzie wędzone i sardynki płyną gromadnie z górskich potoków do jeziora .

A ilość ich jest olbrzymia. 

NAJNOWSZE
WYNALAZKI
i odkrycia

NAUEN (Radio z New Yorku). Znany geograf, profesor McKolanko z Columbia University ogłasza, że udało mu się skrzywić południk przechodzący przez Greenwich, tak dalece, że podróż z Europy do Ameryki trwać będzie nie dłużej niż cztery dni. 

Ostrożne z ogniem

WARSZAWA (UNA) Tokio. Od ognia zaprószonego przez jednego z niższych funkcjonariuszy, wybuchnął tam wulkan Fudżijama. Straty materialne znaczne, chociaż jest nadzieja, że resztki lawy usa się jeszcze zratować!

Nowe udoskonalenia
w handlu

Jak podaje Agencja Teatrów Niższych, personel sklepów spożywczych

i delikatesów ma otrzymać przeszkolenie aktorskie. W sklepach tych dla klientów

w kolejkach grane będą przez personel sztuki o tematyce spożywczejm na przykład "Dzika kaczka", "Indyk", "Jajko"

i inne.

Niebezpieczny zegarek

Skutkiem eksplozji zegarka

został dotkliwie poraniony przemysłowiec W.C. Niejednokrotnie już przestrzegaliśmy przed gwałtownym nakręcaniem zegarka w godzinach wieczornych. Łańcuszek oczywiście znowu był metalowy!

rysunek o malarstwie_edited.jpg

- Ivon kochała malowanie, ale oprawa była jej pasją!

Wiadomości

o śmierci królowej Bony są mocno przesadzone

OSTRZEŻENIE! STAROPIERNIK MŁODOŻENIEC ZNOWU NADAJE ZE SWOJEGO DACHU I STRZELA PAPIEROWYMI KULKAMI!

Z OSTATNIEJ CHWILI

Dalsze usprawnienie

W nieustannym dążeniu do usprawnienia powstanie u nas wkrótce szpital samoobsługowy. Pacjent będzie się sam badał, sam sobie przepisze lekarwsto, sam je przygotuje i sam za nie zapłaci. 

W wypadkach bardziej skomplikowanych operacji chirurgicznych pacjenci będą sobie pomagać wzajemnie. 

*

Dowiadujemy się, że niejaki Krzysztof Kolumb (podobno Włoch) odkrył Amerykę.

*

W Neandertalu odryto zwłoki człowieka przedhistorycznego; śledztwo w toku. Władze są już na tropnie mordercy.

Kronika towarzyska

Jak opowiadają wtajemniczeni, pan R., który obiecał swej narzeczonej, że ożeni się z nią, kiedy wygra milion, ostatnio dla pewności przestał w ogóle uczestniczyć w jakiejkolwiek grze.

Jak dowiadujemy się, niejaki pan S. ufundował prywatną nagrodę w wysokości pięciu tysięcy dolarów dla urzędnika, który najszybciej załatwi pozytywnie podanie wniesione przez niego do pewnej instytucji. Niestety, podczas wręczania nagrody władze aresztowały zarówno jej fundatora, jak i laureata.

 

Obecna na przyjęciu u państwa O. pani Lula (nazwisko i adres znane redakcji) adorowana była przez dystyngowanego pana, który wiele opowiadał jej o swych przedwojennych majątkach, fabrykach i pałacach. Na pożegnanie pani Lula podała dystyngowanemu panu swój przedwojenny numer telefonu.

Myśli ludzi WIELKICH,
średnich i psa Guzika

ramka_edited.jpg

OGŁOSZENIA

Jąkam się codziennie od 8 do 12 i od 4 do 6 wieczorem. W piątki i wtorki dla pań. 3135 East Westernowa

Chętnie wrócę do Sorrento.

Udzielam korepetycji z błędnej pisowni, ponieważ indywidualność
w dyktandzie można przejawiać tylko w błędach. Zion, 2456 Maple.


Właśnie sobie przypomniałem, że okulista, na moje kłopoty ze wzrokiem objawiające się niewidzeniem pieniędzy, zalecił mi widzenie z redaktorem S. Poszukuję więc redaktora S. Wszystkie informacje zostaw w redakcji pakamery.chicago.

Nie ma się drugiej szansy, żeby zrobić pierwsze wrażenie.

Słychać w kołach dobrze poinformowanych, że wkrótce znany pisarz napisze książkę. Niestety, nie wiadomo jeszcze o czym. Nie udało się również ustalić, który to znany pisarz napisze tę książkę. Wiadomo natomiast, że książka będzie bardzo dobra.

Pani Pelagia R., którą mąż, w stanie nietrzeźwym, bił zwykle po powrocie do domu, zrobiła ostatnio przykrą scenę zazdrości pani K., ponieważ jakoby dla niej właśnie pan R. zaniechał zupełnie bicia własnej małżonki, bijąc obecnie nielegalnie
z panią K. 

Wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. (Albert Einstein)

*

Moralista - określenie pisarza, który często zmienia przekonania.  (Jan Błoński)

*

Jeśli nie potrafisz latać, biegnij. Jeśli nie potrafisz biegać, chodź. Jeśli nie potrafisz chodzić, czołgaj się. Cokolwiek jednak robisz, poruszaj się do przodu.  (Martin Luther King)

*

Największym powodem do chwały nie jest nigdy nie upaść, ale umieć podnieść się za każdym razem , kiedy upadniemy.  (Konfucjusz)

*

Jestem jedyną istotą na ziemi, która kocha cię bardziej, niż siebie samego  (pies Guzik)

*

Nikt nie zrozumie w pełni znaczenia mojej miłości jeśli nie miał mojego kumpla. Ja okażę ci więcej uczucia jednym machnięciem ogona niż możesz zebrać przez całe życie

w uściskach rąk.  (pies Guzik)

mleczko.jpg
mleczko-3.jpg

Redakcja Nowin Podmiejskich w Zion zawiesza chwilowo działalność ze względu

na nieuczciwość redaktora S. Czekamy, aż wróci z przedłużonych wakacji.

/ w oparach satyry

marzec 2023 / 3 (7)

anegdoty spisane

ANEGDOTY SPISANE, NIE TYLKO TEATRALNE...

Maria Czubaszek

Maria Czubaszek: Wierzysz bardziej w solidarność męską czy kobiecą?

Jerzy Bończak: Chyba męską. Jest taka anegdotka. Żona zdradza męża i dzwoni do przyjaciółki, żeby w razie czego potwierdziła, że spała u niej. Mąż rzeczywiście dzwoni. Przyjaciółka mówi, że ponieważ lubi ich oboje, musi mu powiedzieć, że żona go zdradza. I sytuacja odwrotna. Facet wraca rano i mówi, że spędził noc u przyjaciela. Na brydżu. Żona dzwoni i pyta, czy jej mąż był u niego. "Jak to był?!" - dziwi się przyjaciel. "On ciągle u mnie jest!"

Szymon Majewski

Mieszkałem kiedyś na ulicy Wóycickiego przez "y". Zadzwoniła do mnie jedna pani, która miała kogoś wysłać do mnie. Pyta się mnie gdzie mieszkam, więc jej mówię, że na Wóycickiego, ale niech pani uważa, bo tam jest "y".

A ta pani sie mnie pyta.

- A w której literze?

Leonard Pietraszak

(...) Kiedyś na spacerach z psem regularnie spotykałem pewnego pana, który w stanie, no powiedzmy, mocno wskazującym na spożycie, pozdrawiał mnie zawsze głośnym: ''Dzień dobry, panie Machulski!''. Zwykle nie wyprowadzałem go z błędu, tylko grzecznie odpowiadałem na pozdrowienia. Ale kiedyś miałem zły dzień, nie wytrzymałem i ryknąłem: ''A odczep się, pan, ode mnie wreszcie z tym Machulskim!''. Na co tamten ze stoickim spokojem odparł: ''O, przepraszam! Widzę, pan Machulski dziś w sztresie''.

Zofia Czerwińska.jpg

Zofia Czerwińska

Andrzej Łapicki.jpg

Andrzej Łapicki

Zofia Czerwińska

Za najprzystojniejszego aktora w swoim czasie uchodził Andrzej Łapicki. Kochała się w nim platonicznie połowa Polski. Bywało, że i on nie pozostawał obojętny na kobiece wdzięki. Mała tego świadomość ZOFIA CZERWIŃSKA, która pewnego dnia zadzwoniła do domu aktora. Odebrała żona, więc Zofia uprzejmie prosiła "pana Andrzeja". Gdy on przejął słuchawkę, aktorka pełnym erotyzmu głosem powiedziała: "Panie Andrzeju, tu Zosia Czerwińska, zostawił pan w klubie aktora "Express wieczorny". Jest do odebrania u mnie wieczorem".

Jerzy Waldorff

Jerzy Waldorff opisuje jeden ze skeczy wykonywanych

w legendarnym kabarecie Siedem Kotów: "Na scenie

w salonie zdenerwowany hrabia z przyjacielem, u drzwi lokaj w liberii. Hrabia: Za chwilę moja żona ma rodzić,

a przepowiednia mówi, że jeżeli będzie chłopiec, ojciec umrze. Pielęgniarka (wchodząc): Hrabina powiła dziecko płci męskiej. Lokaj pada martwy".

#

Jerzy Walforff wspomina współpracowników z ,,Przekroju’’

i wspólne biesiady w krakowskich lokalach gastronomicznych.

(…) W Gospodzie pod Snopem (ul. Sławkowska 26) było menu wypisywane na kolorowych kartonikach. Myśmy tam często jadali i pewnego dnia wpadło nam do głowy, żeby wziąć taki kartonik ze sobą i podrobić menu, przynieść

i podrzucić na jakiś stolik obok. Trzeba przyznać, że nasze nowe menu było dość specyficzne. Jako przekąska proponowane były na przykład jąderka po góralsku na grzankach, a w daniu firmowym pod tytułem gicz cielęca

w sosie własnym, literkę g zastąpiliśmy literką p. W tym duchu została spreparowana cała karta od góry do dołu. Podrzuciliśmy tę kartą na stolik obok, gdzie po chwili przysiadła się szalenie elegancka para. Młody człowiek podał kartę wytwornej damie: ,,- Proszę, wybierz kochanie’’.

A myśmy to wszystko obserwowali z boku. Ona się zaczerwieniła, ale była dość sprytna, bo powiedziała:

,,-Wiesz co, może jednak ty coś wybierzesz’’. I oddała mu fałszywkę. On rzucił okiem i wściekły poleciał do barku,

a przy barze stał młody właściciel, który od razu spojrzał na nas. I myśmy wtedy ryknęli śmiechem. No i to wszystko oczywiście skończyło się jakimś wielkim pijaństwem. Często bywaliśmy też w Cyganerii naprzeciwko Teatru Słowackiego. Konsumpcja połączona była z występami artystyczni tancerzy Leona Wójcikowskiego i Steni Stanisławskiej. Pewnego wieczora wypadły imieniny Stefanii, więc z towarzystwem zamówiliśmy róże. Ustaliliśmy, że z wysokości loży obrzucimy tancerkę kwiatami, kiedy skończy program. Niestety kompletnie pijany Antoni Uniechowski, rzucając różę, przewrócił stolik, na którym stały kieliszki czerwonego wina. Wszystko spadło na stolik poniżej, przy którym siedział para ubrana na biało. Natomiast w Gospodzie Aktorów przy Plantach – nieoficjalnej kawiarni Związku Artystów Scen Polskich, Janina Ipohorska namówiła Antka Uniechowskiego, żeby sprawił sobie zęby, bo on nie miał ani ani jednego własnego. Po czasie on sobie je sprawił, ale nie mógł się do nich przyzwyczaić i nosił je w tylnej kieszeni spodni. I zapomniał o nich. Pewnego razu mówi do mnie: ,,- Jerzy, zapraszam cię do baru’’. Poszliśmy. On wskoczył na wysoki stołek przy barze i z wielkim wrzaskiem zeskoczył na ziemię. Bo się okazało, że sam siebie ugryzł w pupę.

Ignacy Gogolewski

Ignacy Gogolewski: Aktor powinien być dobry, mieć jakąś aparycję, interesować się światem, w którym żyje. Może być nawet inteligentny, jeśli mu to nie przeszkadza grać.

Jerzy Waldorff

Marek Haliński

Scenograf Andrzej Haliński wspomina dekoratora wnętrz MARKA IWASZKIEWICZA: (…) Marek miał ksywę Dziadek i był prawdziwym enfant terrible polskiego filmu. Pamiętam spięcie z reżyserem serialu ,,Lalka’’ Ryszardem Berem:

- Marek! Co ty pleciesz! Tam nie ma żadnego hrabiego! Nie pamiętasz dokładnie scenariusza!

- Nie pamiętam dokładnie? Ja w ogóle go nie czytałem

i w dodatku nigdy nie przeczytam! W szkole nikt mnie nie zmusił do czytania ,,Lalki’’ to i ty mnie zmusisz! To takie strasznie nudziarstwo!

- Ale przecież musisz wiedzieć…

- Ale po co? Andrzej mi powie, do jakiej klasy społecznej to mieszkanie należy i ile ma pokoi, a ja to urządzę. Błagam cię, Ryszard, nie namawiaj mnie żebym to czytał!

Dziadek potrafił rozbroić podobnymi tekstami niejednego reżysera. Znanym aktorom potrafił ze złośliwym chichotem oświadczyć, że stara kanapa interesuje go bardziej, niż ich gra.

Razu pewnego wszedł znienacka do dekoracji mieszkania państwa Łęckich. Zdjęcia już się rozpoczęły i reżyser ustawiał właśnie Emila Karewicza w salonie na tle kominka. Dziadek przyglądał się przez chwilę tym próbom i kiedy już scena była przygotowana, jak nie ryknie:

- No i gdzie pan stoi, gamoniu!

Emil Karewicz aż podskoczył z wrażenia. Spojrzał zdezorientowany na reżysera, który dopiero co go w tym miejscu ustawił. Marek podszedł do niego. Kategorycznym gestem pociągnął za rękaw i przesunął o metr dalej. Speszony aktor, nie mając zielonego pojęcia, kim jest ten siwiejący pan z przekrzywioną muszką, wybąkał:

- Bardzo pana przepraszam, ale tu właśnie mnie ustawiono.

- Tutaj? Na tle kominka? Czy pan jest ślepy i nie widzi, że zasłania przepiękny zegar i kandelabry, po które jeździłem aż do muzeum w Kozłówce?!

Biedny obrońca antyków został w końcu, nie bez użycia siły, usunięty z hali. Jeszcze od drzwi dobiegały jego krzyki:

- Aktorów jest na pęczki, ale taki zegar tylko jeden w całej Polsce, wy dyletanci!

Następnego dnia podobnie niepostrzeżenie zakradł się

w dekoracje. Próbowano właśnie scenę z Małgorzatą Braunek i Zofią Mrozowską. Wizyta ciotuni u ukochanej kuzynki, Izabeli Łęckiej, miała miejsce w jej saloniku. Dziadek przyglądał się przez moment ceremoniałowi picia kawy przez obydwie damy. Twarz coraz bardziej wykrzywiał mu pogardliwy grymas, aż w końcu nie wytrzymał i skoczył

w kierunku Braunek.

- No i co tak siedzisz w tym fotelu? Zgarbiona jak paragraf! Dama się trzyma prosto, o tak, jak pani Zofia!

- Ależ ja…

- Co ja? Co ja? To nie bar mleczy, tylko arystokratyczny salon. I filiżanka do ust, a nie dziób do filiżanki.

Nie zdążył zmaltretować skonfundowanej aktorki, albowiem ponownie został wyproszony z hali.

Hanka Bielicka

Nie jest tajemnicą, że szybkość z jaką wyrzucała z siebie słowa Hanka Bielicka, mogła konkurować z karabinem maszynowym. Impresario Jan Wojewódka, podczas jej występów za oceanem, poprosił kiedyś panią Hankę:

- Hanucho, błagam cię, mów wolniej, bo w swoim monologu jesteś już przy piątym dowcipie, a publiczność śmieje się dopiero z pierwszego.

Andrzej Łapicki

Po powrocie do domu z kliniki, gdzie żona urodziła przed godziną dziecko, Andrzej Łapicki poprosił gosposię o kieliszek czegoś mocniejszego. Po wypiciu kilku, rozmarzony młody ojciec rzekł:

- Pani Marysiu, tak to jest w tym życiu... Urodzi się takie maleństwo, córcia moja jedyna, a potem przyjdzie jakiś obcy człowiek i weźmie ją jak swoją...

- Może pan nie doczeka - pocieszyła go gosposia.

Hanka Bielicka.jpg

Hanka Bielicka

Nina Andrycz.jpg

Nina Andrycz

Nina Andrycz

Dama polskiej sceny Nina Andrycz nagrywała w 1959 roku spektakl dla teatru telewizji, w którym kreowała tytułową bohaterkę Panią Bovary (reżyserował Jerzy Gruza). Rola ta wymagała kilku zmian kostiumów (teatr wtedy był emitowany ,,na żywo’’). Nie chcąc tracić czasu na wędrówki do odległej garderoby, aktorka wygospodarowała sobie w kącie studia miejsce na przebieranie. Po kolejnej zmianie sukni, spadła niespodziewanie prowizoryczna zasłonka służąca za parawan i pani Nina ukazała się w stroju Ewy. Przerażona garderobiana zdążyła krzyknąć do stojącego obok dyżurnego strażaka:

- Proszę się natychmiast odwrócić, pani Andrycz jest naga!

- Mowy nie ma – odpowiedział z kamienną miną strażak – jestem tu służbowo!

Helena Modrzejewska

... została zaproszona na uroczysty obiad w rezydencji pewnego teksańskiego milionera. Pani domu chcąc zaimponować słynnej heroinie sceny, podjęła temat biżuterii:

- Ja myję brylanty w wodzie, szmaragdy w koniaku, zaś szafiry w mleku. A pani, jak postępuje?

- Ja – odparła Modrzejewska – wyrzucam klejnoty kiedy się zabrudzą.

Artur Barciś

Artur Barciś: Pamiętam spotkanie z Ireną Kwiatkowską. Miałem zaszczyt z nią grać w spektaklu ,,Z rączki do rączki’’. Byłem zachwycony, że mogłem ją wieźć moim samochodem do Łodzi, bo podczas tej podróży opowiedziała mi prawie całe życie. Kiedy mijaliśmy Pruszków, powiedziała: ,,O, tutaj się znaleźliśmy, kiedy Niemcy wygonili nas z Warszawy, a tutaj w tych kartoflach, ukryłam się, gdy uciekałam z konwoju… Pewien chłop mnie zobaczył, a ja się bałam, że on mnie wyda, więc kopnęłam go w jaja i uciekłam’’.

Maria Czubaszek

Kobiety, jakie my jesteśmy zajebiste. Kobieta z niczego jest w stanie zrobić obiad i awanturę. Faceci to szczęciarze, że nas mają. Idzie facet szukać czapki, mówisz mu gdzie jest, wraca i mówi, że nie ma. Idziesz z nim i kurwa jest. Magia.

/ w oparach satyry

luty 2023 / 2 (6)

Anatol Potemkowski

ANATOL POTEMKOWSKI
i jego humor 

Pisarzy najlepiej wspominać nawiązaniem do tego, co dla nich było najważniejsze. Ich twórczością. Piętnaście lat temu odszedł Anatol Potemkowski (Megan), pisarz

i satyryk wybitny, niesprawiedliwie zapomniany, choć jego dorobek imponujący i niekwestionowany.

Mówiono o nim, że był trochę staroświecki, bo przychylny ludziom, nawet tym wyśmiewanym. Pisał jak Czechow, ujmująco i życzliwie, chociaż jego opowiadania są lekko absurdalne, ale i nie pozbawione sensu, nawet pouczające.   

Był współautorem scenariusza komedii filmowej („Irena do domu”). Napisał dwie powieści: „Wszystkie pieniądze świata” (na jej podstawie powstał w 1999 roku miniserial telewizyjny o tym samym tytule) oraz „Drugi brzeg rzeki”. Przez lata pisywał do tygodników „Szpilki” i „Karuzela”, a jego wyrafinowany i inteligentny humor słyszano w kabaretach „Szpak” i „Dudek”.

Sięgając po latach po teksty Potemkowskiego okazuje się, że są one nadal w pełni aktualne, więcej – dają się „przerobić” na zabawne minitury teatralne, co też uczynił Maciej Wojtyszko w Teatrze Nowym imienia Kazimierza Dejmka w Łodzi. Przypomniał wyimaginowany „Bar Kokos”, w którym Potemkowski pod swoim pseudonimem opowiadał historyjki

z życia lub z głowy wzięte, dowcipne z filozoficznym pierwiastkiem, przypominające twórczość chociażby Gałczyńskiego.   (ac)

humor 3.jpg

Zakupy

 

Pod wpływem reklam prasowych, radiowych i telewizyjnych odwiedziliśmy dom towarowy w śródmieściu. Było kolorowo.

Ładnie było.

Zaraz podeszła do nas miła panienka, widząc, że się rozglądamy niepewnie. Ładna panienka. Kolorowa.

   – Czy mogę w czymś pomóc?Było tyle różnych produktów, że potrzebowaliśmy pomocy. – Oj tak! – ucieszył się poeta Koszon. – Szukamy czegoś, co by nie było ekologiczne.

   – Przepraszam, nie rozumiem – powiedziała panienka.

   – Chodzi nam o jakiś produkt zawierający koncentraty – wyjaśniła baronowa Sołowiejczyk. – Czy jest coś takiego?

   – Ależ skąd?! – panienka żachnęła się.

Nie traciliśmy nadziei, że jednak coś kupimy.

   – Może przynajmniej coś jest sztucznie barwione? – spytał Bezpalczyk. – Mam na myśli barwniki syntetyczne...

Panienka rozłożyła ręce.

   – Mamy tylko naturalne barwniki.Była nadal pełna najlepszych chęci.

   – Może w dziale chemii gospodarczej znajdą państwo coś dla siebie?

   – Oczywiście – przyznała baronowa. – Trzeba było od tego zacząć.

W chemii gospodarczej też było kolorowo i przyjemnie. Określiliśmy dokładnie, o co nam chodzi.

– Proszek do prania z fosforanami, zatruwający środowisko naturalne, nieusuwający plam nawet po burakach. Niszczący kolory, w opakowaniach niepodlegających recyklingowi. – Nie ma czegoś takiego – powiedziała tamtejsza panienka. Też kolorowa i też ładna. – Zresztą po co to państwu?

   – Dla higieny psychicznej – wyjaśniła baronowa Sołowiejczyk.

   – Może jest spray z freonem? – spytał Bezpalczyk.

Nie było.

   – Duszno tu – powiedziała baronowa. – Atmosfera nie sprzyja rozwijaniu indywidualnych upodobań!

Wyszliśmy. W drzwiach buchnęło spalinami z ulicy. Mogliśmy odetchnąć pełną piersią!

Spotkanie

Jakiś pan zaczepił mnie na przstanku tramwajowym. Po chwili wyszło na jaw, że jest to niejaki Franio, z którym sąsiadowałem przed parowa laty.

   - Szalenie się cieszę - rzekł Frani.

   - Mnie też jest bardzo miło - odparłem.

   - Zdzwonimy się - zaproponował.

Zgodziłem się z entuzjazmem.

Po paru dniach Franio zadzwonił. Umówiliśmy się na najbliższy czwartek. W przeddzień Franio zadzwonił ponownie. Było mu bardzo przykro, ale sprawy nie cierpiące zwłoki wzywały go do Pabianic. Przełożyliśmy spotkanie na niedzielę.

W sobotę użwiadomiłem sobie, że niedzielę mam zajętą. Powiadomiłem Frania depeszą, proponując piątek. 

Franio wyraził listownie zgodę.

We czwartek koło póąnocy zadzwonił z Pułtuska. Coś się przeciągnęło Franiowi ponad planowany termin. Proponował poniedziałek. Zgodziłem się, ale potem musiałem spotkanie przełożyć na wtorek. Zapomniałem o urodzinach Pataszońskiej. Wzorek Franiowi odpowiadał, ale w ostatniej chwili zaszło coś nieprzewidzianego. Zaproponował listownie niedzielę. Propozycję tę zaakceptowałem telegraficznie.

Wczoraj spotkaliśmy się w kawiarni Kocmołuch.

   - Co nowego ? - spytał Franio.

   - Jakoś powolutku - odpowiedziałem - A u ciebie?

   - Można wytrzymać - rzekł Franio. - Jakoś się żyje.

   - To świetnie - ucieszyłem się. - Abyśmy zdrowi byli.

Wypiliśmy kawę, potem rozstaliśmy się z ulgą. Na parę lat mamy ze sobą spokój!

 

Ojcowie i dzieci (fraszka)

Złajany, że się w domu zachował cynicznie, 

Syn rzekł ojcu: "Mój cynizm ma strony dodatnie:

My dziś w domach prywatnych robimy publicznie

To, coście wy w publicznych robili prywatnie".

                                            Jerzy Paczkowski

Kariera

 

Debiutancka powieść Nikusia Samotrackiego pt. „Najazd na zajazd” nie wzbudziła większego zainteresowania na rynku wydawniczym.

Mniejszego też nie.

Autor, nieco zrażony do prozy, podjął działalność poetycką. Po ukazaniu się tomiku poezji „Mroczny kandelabr”, jedno z pism stołecznych zamieściło w dziale miejskim notatkę, informującą o zamieszkach, wywołanych w księgarni Nowości wydawnicze przez nabywców „Kandelabra”, żądających zwrotu pieniędzy. Interweniowała policja.

Nie przeszła bez echa również książeczka pt. „Miauknij koteczku” wydana w cyklu „Wierszyki dla najmłodszych przez Instytut Wydawniczy Bobas. Młodzi czytelnicy zdemolowali lokal Instytutu. W notatkach prasowych podkreślano niestosowność udziału rodziców w zajściach.

Dotknięty do żywego i zrażony do poezji Nikuś Samotracki postanowił poświęcić się dramatopisarstwu.

Komedia Samotrackiego pt. „Syjonista w przeręblu” została poddana nieprzyjaznej krytyce w kwartalniku „Boże coś Polskę”, będącym organem prasowym Związków Zawodowych Katolików. Autor opracowania zarzucił Samotrackiemu tendencje filosemickie.

Teatr nie doznał uszczerbku.

Wystawie prac malarskich i rzeźby Samotrackiego pod nazwą „Zadaszenia i lamperie” w Salonie Sztuk Pięknych Sióstr Kasperczak towarzyszyło spore zainteresowanie sfer kulturalnych. Mimo udziału oddziałów prewencyjnych policji zaszła konieczność wezwania również pogotowia

i straży ogniowej. Ostatnio w odbudowanym Salonie Sióstr Kasperczak odbył się wernisaż wystawy-kiermaszu pisanek wielkanocnych Samotrackiego. Zgromadzeni obrzucili autora wystawy pisankami. Spowodowało to straty materialne, ponieważ przez niedopatrzenia pisanki nie były gotowane.

O Nikusiu Samotrackim słyszy się coraz częściej. Trudno się zresztą dziwić. Jest człowiekiem renesansu, i nikt mu tego nie odmówi.

Osobowość

Poszliśmy się rozerwać towarzysko i wypić po kieliszeczku dla pełnej iluzji. Ktoś wyraził opinię, że baronowa Sołowiejczyk ślicznie wygląda. Fascynująco. Prezes Smykała obrzucił baronową uważnym spojrzeniem.

   - Krówsko w ornacie - powiedział.

Baronowa roześmiała się nieszczerze. Zamierzała obrócić sprawę w żart. 

   - Kieliszek wina? - zaproponowała.

Prezes Smykała trzymał się raz przyjętej konwencji.

   - Poszła won! - powiedział chłodno.

Trochę wszystkich zaskoczył, trzeba przyznać. Mógł się wymówić w inny sposób. Że wino mu szkodzi, że organizm ma mało przyzwyczajony czy coś zbliżonego. Niczego nie wyjaśnił, tylko oparł nogi na stole, odsuwając salaterkę

z sałatką majonezową i przyglądał się nam urągliwie, ciekaw wrażenia jaki wywarł.

Kłopotliwy incydent zażegnało umiejętnie i szybko dwóch panów, trzymających się dotychczas na uboczu i przez resztę wieczoru nic ciekawszego już się nie zdarzyło.

Nazajutrz wyszło na jaw, że prezes Smykała od jakiegoś czasu interesuje się własną osobowością i czyta różne książki z ulubionej dziedziny. Wkrótce trafiła nam w ręce książka pochodząca z księgozbioru Smykały pt."Jak zachować osobowość i samorealizować się w każdych okolicznościach?".

Autor, profesor Jonathan Thompson jr. z uniwersytetu stanowego w Bronx, zadaje czytelnikom pytania

i natychmiast sam na nie odpowiada, co znakomicie ułatwia studia przedmiotu.

   - Czy mówisz niekiedy nieszczere komplementy?

   - Nie rób tego nigdy!

   - Czy zachowujesz się niekiedy nie tak jak chcesz, ale tak jak inni oczekują, że się zachowasz?

   - Nie rób tego nigdy!

   - Czy mówisz uprzejmości, bo tak wypada?

   - Nie rób tego nigdy!

   - Czy wypowiadasz nieszczere opinie, by sprawić komuś przyjemność?

   - Nie rób tego nigdy!

Po przeczytaniu paru podobnych dzieł naukowych, prezes Smykała zyskał osobowość, ale kosztem trzonowego zęba, zwichniętego nadgarstka i urazu żeber. Ponadto garnitur smokingowy, który nieopatrznie nałożył idąc z nami do Kokosa, uległ bolesnej degradacji w chwili gdy opuszczał lokal.

Publikacje na temat zachowania osobowości zasługują na baczniejszą uwagę, zwłaszcza, że jak wynika ze statystyk, analfabetyzm zmniejsza się w niepokojący sposób.

humor 2.jpg

/ w oparach satyry

styczeń 2023 / 1 (5)

Kula u nogi

KULA U NOGI 
Zdzisław Gozdawa i Wacław Stępień

Tak, tak... Akurat dzisiaj mija pół roku, jak to przyszedłem... Tak się jakoś zasiedziałem. Prokurator żądał najwyższego wymiaru. Piątkę dostałem. Kiedy byłem w szkole - pamiętam - rodzice mi ciągle mówili: - Żebyś ty raz chociaż dostał piątkę... No i dostałem. I to bez żadnego zawieszenia. Nie powiem - adwokata miałem dobrego, chociaż z urzędu. Jeszcze przed rozprawą powiedział mi: 

   - Panie Wąsik, sprawa jest trudna, bo tu chodzi o przywłaszczenie państwowych pieniędzy, ale będziemy bili na niedorozwój pańskiego umysłu i może da się coś tam wytargować. Co tu dużo mówić? Musisz pan udawać wariata, bo inaczej dycha leci jak obszył. Powiedz pan szczerze - może miał pan kogoś w rodzinie z fiołem, może tatuś alkoholik był, może mamusia tarczycę miała?

   - Nic z tych rzeczy, panie mecenasie, rodzinę miałem czystą jak kryształ od dziesiątego pokolenia.

   - To może pan osobiście jakieś wstrząsy w życiu przeszedł?Może był pan niedonoszony albo bity pałkami przez policję? No, mów pan, do cholery, bo ja muszę mieć jakąś podkładkę, żeby pana wyciągnąć!

   - Po co to, panie mecenasie? Niech się pan mną tak nie przejmuje.

   Ale mecenas wymyślił, że zrobi ze mnie debila, zatrzymanego w rozwoju na skutek zaburzeń na tle seksualnym. I trzeba przyznać, że podczas rozprawy walczył o mnie jak lew. Tylko, że ja się nie dałem, bo w ostatnim słowie powiedziałem, że to wszystko nieprawda, że 20 000 wziąłem z kasy z całą premedytacją i proszę o najwyższy wymiar kary. 

   - No, widzi sąd - krzyczał mecenas - nie mówiłem, że to kompletny idiota?!

   No i siedzę.

   Tak, tak... Na emeryturę miałem przejść i właśnie przez to zrobiłem ten numer. 20 000 w pięćsetkach zabezpieczyłem w chińskim termosie do zupy i zakopałem w piwnicy tak, że nikt nie ma prawa znaleźć.

   No i czekam. Na warunki się nie skarżę: kawalerkę mam zupełnie przyzwoitą, prawie w centrum, piąte piętro od podwórza, dzieci nie hałasują. Centralne działa, okno zaopatrzone, jedzenie trzy razy dziennie, kaloryczne, podane na czas. Jak na samotnego domatora - lepiej nie potrzeba. Sweter na drutach sobie robię, na spacer chodzę na godzinkę dziennie, w domu na to nie miałem czasu... Książki czytam, zęby sobie zaplombowałem, na elektrycznej gitarze grać się nauczyłem i jestem członkiem naszego zespołu "Rakowiecka-rage-time-band"... A najważniejsze, że listy obecności podpisywać nie muszę, za bilans nie odpowiadam, o urlop się nie martwię, opiekę lekarską mam na miejscu... Czego mi więcej potrzeba? Nieraz tylko tak z przyzwyczajenia liczę: Mieszkanie - 150 złotych, wyżywienie, skromnie licząc po 50 złotych dziennie - 1 500 złotych, światło - 50 złotych, pranie - 5+, obsługa - 500, piżama - 150 złotych, rozrywki - 100 złotych, czyli plus-minus 2 500 złotych miesięcznie. Rocznie to wynosi 30 000 złotych. Znaczy się, że jak posiedzę tu pięć lat - to zaoszczędzę sobie 150 000 złotych. Czyli - do moich tamtych 20 000 złotych państwo dopłaci jeszcze 150 000. I teraz ja się pytam - komu to się opłaca?

   A mecenas krzyczał przed sądem, że ja jestem idiota!

ANEGDOTY SPISANE

 

W kawiarni „Czytelnik” do Antoniego Słonimskiego podszedł jeden z partyjnych dziennikarzy i zapytał: „Pan musi mnie chyba uważać za wielką świnię?”. Słonimski bez mrugnięcia okiem odparł: „O żadnej wielkości nie może być mowy!”.

Satyryk Mikołaj Biernacki został zapytany przez pewnego kolekcjonera autografów:

– Czy widział pan mój słynny zbiór autografów? Mam na przykład miłosny list Sobieskiego, a w zeszłym miesiącu kupiłem nawet list napisany przez króla Popiela!

– To jeszcze nic w porównaniu z moimi zbiorami – przerwał mu Biernacki. – Ja ostatnio nabyłem list pisany przez Adama do Ewy ze znaczkiem pocztowym i stemplem „Raj”.

Do przedziału w pociągu na trasie Łódź-Warszawa wsiadł jakiś jegomość i przyglądając się przez dłuższy czas satyrykowi i felietoniście Stefanowi Wiecheckiemu „Wiechowi”, w pewnej chwili powiedział:

- Dużo o panu słyszałem, mistrzu.

Na co asekuracyjnie odparł Wiech:

- Możliwe, ale niczego mi nie udowodniono!

Ktoś zapytał sławnego karykaturzystę Zdzisława Czermańskiego, jak się pisze „prostytutka”, czy przez „u” zwykłe czy kreskowane.

- Ja też się nieraz zastanawiam - odpowiedział karykaturzysta - a jeśli mam wątpliwości, piszę zawsze „szanowna pani”.

Rodzinna anegdota Holoubków mówi, że Gustaw Holoubek z żoną Magdaleną Zawadzką kupili sobie pierwszy wspólny samochód, i pojechali do Krakowa na obiad uczcić to. Wrócili pociągiem, bo zapomnieli, że ten samochód mają.

Grafik, autor rysunków satyrycznych Andrzej Czeczot wyemigrował do USA w stanie wojennym. Po wielu latach wrócił do kraju, zadano mu wtedy pytanie:

Andrzeju, dlaczego wróciłeś do Polski?

Bo wyjechałem! - padła odpowiedź.

W Sejmie I kadencji życie towarzyskie kwitło już od śniadania. Jedliśmy raczej niezdrowo, ale za to w sporych ilościach. Profesor Aleksander Krawczuk, zwany po prostu Olkiem, schodził zwykle do knajpki w Nowym Domu Poselskim ostatni. Dosiadał się, i patrząc po naszych talerzach rytualnie pytał:

- Postawi ktoś śniadanko staremu profesorowi z Krakowa?

Gdy odpowiadała cisza, ordynował nieocenionej kelnerce Pani Gieni:

- To ja tylko herbatkę z twarożkiem.

Tłumaczył nam, że bycie z Krakowa zobowiązuje, bo „Krakus to Szkot wypędzony z domu za sknerstwo”.

bottom of page