top of page

/ KULTURA   wydarzenia / teatr

Stanisław  Wojciech  Malec  

(1939-2023)

wspomnienia

kwiecień 2023 / 4 (8)

Wojtek Malec 4.jpg

Wojtek Malec w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie ze specjalnym programem artystycznym dla Andrzeja Szopy, 2019

„Był bardzo dobrym, rzetelnym aktorem. Grał z ogromnym kunsztem, uważnością, oddaniem. Tak trudno mówić o nim w czasie przeszłym – wspomina BOGDAN ŁAŃKO.

Dzisiaj, 2 kwietnia, dowiedzieliśmy się o Jego odejściu. Będzie grał w innym teatrze, niebiańskim, choć ciągle chciał być bardzo aktywny scenicznie, naziemnie.

   Spotkaliśmy się w nieistniejącej już restauracji Eugeniusza Borisa. Po przyjeździe z Polski w 1989 roku pracował jako kelner. Rozpoznała go moja żona, Ewa Milde. Znali się z Teatru Ateneum w Warszawie, gdzie grał przez długie lata…

Wojtuś, czasem Stasio – był dwóch imion i obydwu używał – szybko stał się gwiazdą Kabaretu Bocian. Każdy jego występ był perełką, nagradzaną sowicie brawami. Był świetny w zabawnych scenkach, w poezji, a potem namówiliśmy go do śpiewania. Miał ciekawy głos… Taki z lat międzywojennych… No i piosenki do poezji Wojtka Borkowskiego (a pisywał dla Wojtka przez lata) i najczęściej do muzyki nieżyjącego już Janusza Pliwko były kolejnymi sukcesami Wojtka.

    Poza kabaretem brał udział w spotkaniach poetyckich Elżbiety Kochanowskiej, w różnych akcjach charytatywnych. Czuł się też znakomicie w Teatrze przy stoliku, prowadzonym przez Alicję Szymankiewicz. Zagraliśmy razem w „Emigrantach” Sławomira Mrożka w reżyserii Ewy Milde…

To wszystko jest ważne, ale chyba najważniejsza jest pamięć o nim jako człowieku gościnnym, radosnym, kochającym swój zawód ogromnie. Scena była, poza Rodziną, jego życiem i żywiołem. Był wymagający przede wszystkim w stosunku do siebie, ale wymagał też od innych podobnej rzetelności scenicznej…

Składam kondolencje całej Rodzinie Wojtka-Wojtusia i całej społeczności związanej z chicagowskim teatrem. Odszedł nasz Przyjaciel, część naszej chicagowskiej rodziny, z którą przeżył około trzydziestu lat. Żegnaj, Przyjacielu".

"Jeszcze dwa tygodnie temu - opowiada ELŻBIETA KOCHANOWSKA- w moje urodziny, siedzieliśmy razem przy stole. Wszyscy śmiali się, żartom nie było końca. Wojtek wygłosił monolog o życiu – jak to Wojtek – nawet prywatnie czuł się aktorem i musiał to zaznaczyć. Nikomu z nas do głowy nie przyszło, że to będzie jego ostatni występ!
Niedługo później kilka rutynowych wizyt u lekarza i szpital. Tam, rankiem pierwszego kwietnia, we śnie odszedł bezpowrotnie w inne światy.
Znałam Wojtka od lat - występował na polonijnych scenach, w Kabarecie Bocian, w Teatrze Przy Stoliku, w moich Wieczorach z Poezją i w innych spektaklach. Każdą rolę zawsze traktował z ogromnym zaangażowaniem. Był absolwentem krakowskiej PWST (Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej), po studiach aktorem scen wrocławskich i warszawskich; kochał ten zawód, kochał być na scenie, szanował widza i zawsze miał liczną widownię.
Wojtku, piszę to w dwa dni po Twoim odejściu, choć ten fakt jeszcze do mnie nie dociera. Zostawiłeś w mojej pamięci nasze „sprzeczki” na temat ról, nasze radości z sukcesów, naszą wieloletnią pracę, znajomość i przyjaźń. 
Jestem z Hanią w stałym kontakcie, więc się nie martw! Dominice i Mateuszowi, Twoim dzieciom, składam serdeczne wyrazy współczucia, wiem jak im ciężko. 
No cóż Wojtku, jak Cię znam, to już szykujesz jakiś monolog, żeby z chórem Aniołów wystąpić przed Panem Bogiem. Żegnaj"

Po lewej: Wojtek Malec w kuchni. Po prawej: Spotkanie w warszawskim mieszkaniu Państwa Malec. Od lewej, kolejno: Bożena Jankowska, Andrzej Michalik, Hanna Malec, Stanisław Wojciech Malec, Elżbieta Kochanowska

Fragment wywiadu Bożeny Jankowskiej ze Stanisławem Wojciechem Malcem "Aktor musi grać", który został opublikowany w tygodniku MONITOR w grudniu 2015 roku

- (...) Bożena Jankowska: Zawsze ubolewałam, że w naszym środowisku polonijnym brak prawdziwych menadżerów,

a w środowisku aktorskim szczególnie dotkliwie to odczuwam. AmerykaPscy aktorzy mają swoich agentów, którzy wyszukują im role, załatwiają kontrakty, reprezentują. Tu musicie sami dbać o wykonywanie zawodu. Widocznie nikt jeszcze nie zorientował się, że takie zajęcie może przynosić konkretne dochody. Natomiast pokora czasem kojarzy się 

z niższym poczuciem wartości. Wydaje się ktoś skromny, a tu bidula po prostu ma kompleks niższości i potajemnie wyżywa się na innych. Nie dziw się, że czasami nie bywasz doceniony.

- Stanisław Wojciech Malec:Tak rozmawiamy, jakbym miał jakieś pretensje czy wymagania. W naszym zawodzie jest tak, że każdy chciałby być zauważony, doceniony, pochwalony, wręcz podziwiany. Taka jest domena aktorstwa, czyli profesji, która każe wyjść przed innych i dać się oceniać publicznie.

- Czy uważasz, że ta ocena zmieniła się pozytywnie w naszym polonijnym świecie? Czy jesteście bardziej zauważani, doceniani, dopieszczani. Ostatni koncert Orkiestry im. Paderewskiego dowiódł, że nie tylko produkcje z Polski mają wyprzedane bilety. Jak oceniasz reakcje Polonii na wasze artystyczne produkcje?

- Mało nas ciągle. Jesteśmy nie rozbudzeni zainteresowaniem własną miejscową produkcją. Wydaje się nam, że ci z Polski są lepsi lub ciekawsi. Może to sprawa reklamy. A może ciągle kłania się stare przysłowie: "Cudze chwalicie...". Przygotowanie programu kabaretowego wymaga od nas nakładu pracy, czasu, wielkiego zaangażowania. A tu cóż, zaledwie dwa przedstawienia. I od nowa poszukiwania. Próby muzyczne, sceniczne. Nie mamy szansy, aby taki program, nawet najlepszy, zaistniał dłużej. Przecież pracujemy na co dzień w innych zawodach, zajmujemy się zupelnie czym innym, zarabiamy gdzie indziej na życie. Jesteśmy ogromnie zajęci. Nie utrzymujemy się z pracy artystycznej. Czasami wydaje się, że już coś się zmienia, komplet na sali. Potem gramy po raz kolejny i następuje, jakby odwrót. Mniejsze zainteresowanie. Zastanawiamy się więc, czy jest sens kontynuować naszą pracę, czy ma to cel. Oczywiście znowu przypominamy sobie, że aktor musi grać. Nawet do najmniejszej widowni, że jest to powinność aktorska. Ale jakoś żal.

Koledzy z Polski mają lepiej, bo więcej się o nich mówi, rozmawia z nimi. Reklamuje w sposób ładny i przekonujący. Dlatego mają zawsze ogromną widownię. Obserwujemy to i wydaje nam się, że nie jest to całkiem sprawiedliwe. Nie zazdrościmy, tylko chciałoby się, żeby ten sam zapał i serce wkładane w artystów z Polski dotyczył i nas tutaj. W końcu też jesteśmy profesjonalistami, a poziom naszych dokonań wcale nie odbiega od poziomu prezentowanego przez kolegów z Polski.

A czasami przewyższa. Przecież my dla Polonii pracujemy. Wyłącznie dla was. Chcemy z wami przeżywac artystyczne doznania i radość z tego, co dla was przygotowujemy. Jestem bardzo emocjonalny, więc przejmuję się, że nie mamy pełnej możliwości prezentowania się ogromnie potencjalnie wielkiej Polonii w Chicago. (...)

Rodzinie

ś.p. Stanisława Wojciecha Malca

najszczersze kondolencje

i wyrazy współczucia

składa zespół redakcyjny

pakamery.chicago

/ KULTURA   wydarzenia 

kwiecień 2023 / 4 (8)

Sławek Sobczak

Sławomir Sobczak

Sławek Sobczak 5.jpg

(1961- 2023)

Panie Sławku, Drogi Sąsiedzie z 11 piętra, mijaliśmy się tyle razy

i zawsze miał Pan pogodną uśmiechniętą twarz… Gdy szedłem wyrzucić śmieci, a spotkałem Pana spacerującego z Soplem, to wracałem do mieszkania po godzinie, bo tak Pan człowieka potrafił zagadać… Pomimo przeprowadzki liczyłem, że spacerując w okolicy starego mieszkania, spotkam Pana i znów czegoś ciekawego

i wartościowego się dowiem… Wiadomość o Pana śmierci należy do tych nie do uwierzenia… Pani Moniko, prosze się jakoś trzymać w tych trudnych chwilach…

(Tomasz Zając)

wspomnienia

Wspominam nasze spotkania i rozmowy. Był duszą towarzystwa. Każdego (...)

(Stanisław Błaszczyna)

Potwornie trudno przyjąć do wiadomości i pogodzić się, że już się nie usłyszymy ….. Z kim teraz spotkamy się w Cechowej, w Loży, w …. ?

Z kim wielogodzinne rozmowy telefoniczne o wszystkim …. ? Powspominamy Chicago.... ?

Uwielbialismy każdy kontakt, każde spotkanie ze Sławkiem! Tę Jego radość życia, dobrą energię, optymizm, gorące serce, serdeczność, troskliwość, chodzącą życzliwość!

(Ania Mania)

Wczoraj w Krakowie odszedł Sławek Sobczak. Wciąż nie możemy w to uwierzyć. Do końca mieliśmy nadzieję, że to jakaś tragiczna pomyłka, niestety…

Tak się cieszył, że jego opowiadaniem zainteresowali się ludzie od produkcji filmowej. Bo jest niezwykle, kto czytał, ten wie.

Koniec końców to nie o ilość dni chodzi w życiu, tylko o ilość życia

w tych dniach. Sławek rozumiał to dobrze.

(Ania Włoch)

5 kwietnia 2023 r. w Krakowie zmarł nasz Kolega - SŁAWOMIR SOBCZAK.

Sławek mieszkał w Chicago przez 24 lata. Pracował

z wieloma z nas, z wieloma był zaprzyjaźniony, z wieloma zakolegowany.

Mimo iż wrócił do Polski mentalnie nadal "mieszkał" z nami

w Wietrznym Mieście.

Pasjonat sportu i polityki. Zawsze pogodny i życzliwy ludziom; posiadał rzadką umiejętność kulturalnego

i rzeczowego prowadzenia sporów światopoglądowych.

Autor świetnego opowiadania "The Fixer" zamieszczonego w wydanej w Chicago w 2022 roku antologii opowieści emigracyjnych "Kierunek Ameryka".

Należał do ludzi niezastąpionych.

Żonie Monice przekazujemy najgłębsze i najszczersze kondolencje.

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich w Ameryce

Sławek Sobczak 2_edited_edited.jpg
Sławek Sobczak 3.jpg
Sławek Sobczak.jpg
Sławek Sobczak 6.jpg

Setki pożegnań, wspomnień, słów uznania... I ogromne zadziwienie... Nie tak dawno celebrowaliśmy wspólnie wydane przez Wydawnictwo Evergreen książki "Kierunek Ameryka" - Sławek był jednym z autorów antologii. Nie tak dawno wspominał Ryśka Choroszy na łamach pakamery.chicago, którego bardzo cenił za aktorstwo. Kochał ludzi, a ludzie kochali Jego. Za radość życia, ciepłe słowo, opowiadania, dyskutowania, ocenianie w sposób nie obraźliwy, acz stanowczy.

Przez ostatnie dziesięć lat mieszkał w Krakowie, ale nie rozstał się z Chicago i naszą Polonią. Był cały czas wśród nas, jako korespondent i "podpowiadacz".  Ostatnim pomysłem, którym mnie zaszczepił, było poszukiwanie pamięci o doktor Jadwidze Roguskiej-Kyts, filantropce,  która odeszła do innego świata w styczniu tego roku w wieku 90 lat. Szukaliśmy razem - Sławek

w Polsce, ja - w Chicago. Niebawem powstanie wspomnienie - rezultat naszych wspólnych działań - o lekarce medycyny rodzinnej, która swojego czasu była lekarką Oprah Gail Winfrey, a później - wielu pracowników codziennej gazety Chicago Tribune. 

Sławku, pozostaniesz w naszej pamięci, wiesz o tym... Pozostaniesz też w filmach dokumentalnych "Oblicza Ameryki", w których byłeś narratorem, operatorem, osobą rozładowującą trudne niekiedy sytuacje.  Spotkamy się jeszcze na łamach pakamery.chicago... Spoczywaj w spokoju...  

(Anna Czerwińska)

Całej Rodzinie oraz najlepszej przyjaciółce - żonie Monice Sobczak,

przekazujemy głębokie i szczere kondolencje...

Anna Czerwińska w imieniu całej redakcji miesięcznika pakamera.chicago

/ KULTURA   portrety

listopad 2022 / 3 (3)

Slenczynska

Muzyka ma sprawiać radość… Jeśli mój nowy album daje ukojenie, spokój, to znaczy, że osiągnęłam to, co chciałam…

5-letnia Slencyznska gra Beethovena_edited.jpg
Ruth Slenczynska.jpg

5-letnia Ruth, grająca utwór Beethovena                                                                 ... i 97-letnia Ruth, przygotowująca się do nagrania płyty.

RUTH SLENCZYNSKA

Aneta Zalewska

pianistka amerykańska o polskich korzeniach, w wieku 97 lat wydała nowy album „My Life In Music” z utworami fortepianowymi Griega, Chopina, Debussy’ego, jej przyjaciela Samuela Barbera, ukochanego Rachmaninowa i Bacha.

To retrospektywa utworów, które kojarzą jej się z niektórymi

z najcenniejszych wspomnień. A tych jest mnóstwo, ponieważ… występuje od czwartego roku życia.

   Urodzona w Sacramento, Kalifornia, w 1925 roku Ruth Slenczynska jest córką polskiego skrzypka-imigranta Józefa Ṡlenczyńskiego. Uczył gry w ich rodzinnym domu. „Mój ojciec kończył lekcje gry na skrzypcach, a ja stawałam na ławce przy pianinie i grałam wszystko to, co grali jego uczniowie. Miałam wtedy cztery lata” – wspomina Ruth, opowiadając

o najwcześniejszych muzycznych doświadczeniach.

   W swojej książce „Zakazane dzieciństwo” otwarcie opowiada o tyranii ojca. „Nie miałam dzieciństwa. Mój ojciec zmuszał mnie do ćwiczeń i gonił mnie po domu ze swoim „magicznym kijem”, kiedy tego nie robiłam”.

    Dawała koncerty w Paryżu i Berlinie w wieku, w którym większość jej rówieśników chodziła do szkoły podstawowej. Musiała ćwiczyć dziewięć godzin dziennie, słysząc radosne głosy innych dzieci bawiących się na zewnątrz. Dzisiaj neguje pomysł, że jest wyjątkowo utalentowana: „Gdybym była, nie musiałabym tak ciężko pracować” – zapewnia.

   Zdarzały się jednak szczęśliwsze chwile. Ruth została uczennicą Siergieja Rachmaninowa, którego poznała, gdy miała dziewięć lat. „Pan Rachmaninow miał zagrać koncert i musiał odwołać go z powodu problemu z łokciem” - wspomina, jak do tego doszło. „Menedżer nie chciał stracić pieniędzy ze sprzedaży biletów, więc skontaktował się z moim ojcem, pytając, czy mogę zagrać koncert. W programie był między innymi „Karnawał” Schumanna. Znałam już ten utwór na pamięć. Koncert okazał się wielkim sukcesem i pan Rachmaninow zadzwonił do mojego ojca, proponując spotkanie. Kiedy stanęłam przed jego drzwiami, zdziwiłam się, jak powoli ktoś ćwiczył. Pomyślałam, że pracuje z powolnym uczniem. Kiedy zapukałam

i Rachmaninow podszedł do drzwi, już wiedziałam, że to on ćwiczył tak wolno. Spojrzał na mnie, wskazał długim palcem

i powiedział: „Masz na myśli, że TO gra na pianinie?

   Trzęsła się ze strachu, kiedy ojciec wepchnął ją do środka. Rachmaninow zauważył jej zdenerwowanie, zaprosił do pokoju, pokazywał zdjęcia na ścianach, opowiadał dykteryjki, w końcu, widząc błysk w oku dziecka i uśmiech na buzi, poprosił, by coś zagrała. Po kilku utworach zaproponował ojcu lekcje dla Ruth, a dziewczynce podarował złoty naszyjnik z maleńkim jajkiem Fabergé w podziękowaniu za koncert. Nosi go do dziś.

Wtedy, w ciągu roku spotkaliśmy się około ośmiu razy. Pan Rachmaninow nauczył mnie tworzenia linii melodycznej, która trwała od pierwszej do ostatniej nuty utworu. Nauczył mnie też tworzyć historię za pomocą mojej muzyki

Ruth_Slenczynska_circa_1957.jpg

Ruth Slenczynska w roku 1957                                    

Slenczynska.jpg

    Nowy album Ruth Slenczynskiej jest hołdem Rachmaninowowi i kilku innym wirtuozom „złotego wieku” pianistyki. „Wybrałam utwory na mój nowy album, które mają szczególny związek z różnymi ludźmi w moim życiu” – mówi. „Na przykład, kiedy gram „Dzień ślubu” Griega, myślę

o moich lekcjach z Josefem Hofmannem. Chodziłam do jego domu, bawiłam się z jego synem. Kiedy gram Debussy'ego „Dziewczyna z lnianymi włosami”, pamiętam lekcje z Alfredem Cortotem i jego wykonania Chopina i Debussy'ego”.

    Jej pełne napięcia dzieciństwo, a w zasadzie jego brak, zmieniło Ruth, gdy miała około piętnastu lat. Zbuntowała się i przestała występować. Po paru latach wyszła za mąż, potem rozwiodła się, ale do domu rodzinnego już nie wróciła. Musiała nauczyć się żyć samodzielnie i zrobiła to, pokonując wszelkie przeszkody i utyskiwania ojca. Po piętnastoletniej przerwie wróciła do fortepianu, a jej odświeżone koncertowanie zamieniło się w światową karierę, nagrania dla Decca,  występów dla członków rodziny królewskiej i kilku prezydentów USA, a nawet grania w duecie

z prezydentem Trumanem na koncercie w Białym Domu.

   Niektóre „cudowne” dzieci mogą zostać zranione na całe życie przez swoje wczesne doświadczenia, a przecież okrzyknięto ją muzycznym objawieniem od czasów Mozarta. Slenczyńska jednak znalazła swoją filozofię, która pozwoliła jej przetrwać mimo wszystko – nie roztrząsała przeszłości. Pogodziła się też z faktem, że jako kobieta musi być dwa razy lepsza od płci odmiennej, by dostać połowę wynagrodzenia, jaką dostaje mężczyzna. Zwraca jednak uwagę, iż fakt ten nadal jest problemem. Mimo upływu lat…

  Uczyła na University of Southern Illinois w Edwardsville, gdzie poznała swojego drugiego męża, Jamesa Kerr, zaś jej liczni studenci byli dla niej dalszą rodziną. Lubiła uczyć. Ceniła sobie umiejętność zainteresowania młodzieży pomysłami i dyskusje z nimi. Powtarzała im z uporem, że najważniejsza jest wyobraźnia, pomysłowość, ale i zdolność do zmiany pomysłów. W swojej książce „Music At Your Fingertips” opisuje różne aspekty techniki gry na fortepianie i oferuje przyziemne, szczegółowe

i inspirujące pomysły zarówno dla przyszłych profesjonalnych pianistów, jak i amatorów.

Slenczynska, życiowa optymistka, zdrowa, mądra, zabawna

i uśmiechnięta, w ubiegłym roku zagrała pełny koncert z orkiestrą

w Pensylwanii. Dzisiaj zdradza swój sekret życiowy. „Ciesz się z życia,

z ludzi i staraj się umilać innym dzień. Zwrócą ci to dziesięciokrotnie.” Rady godne naśladowania, tym bardziej, iż przekazane przez 97-latkę

z karierą w pełnym rozkwicie... 

Twoje komentarze są ważne i cenne, podobnie jak Twoja uwaga i czas.

Podziel się swoją pasją i wiedzą. Zaproponuj temat. 

Dziękujemy i zapraszamy ponownie! Każdego miesiąca nowe opowieści, wrażenia. relacje, przemyślenia.

bottom of page