miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
/ KULTURA wydarzenia / sztuka
Muzeum Narodowe w Warszawie
„Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia.”
Pod skórą Witkacego
pakamera październik 2022 / 2 (2)

Stanisław Błaszczyna




Pisał o nim Gombrowicz: „Nigdy nie był w stanie spoczynku, zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym aktorstwem, żądzą epatowania i skupiania na sobie uwagi, wiecznie bawiący się okrutnie ludźmi. (…) Nic bardziej pokręconego, dziwacznego, trudnego niż jego sposób mówienia, obliczony na efekt, zawsze na pograniczu zgrywy, błazeństwa, cyrku.”
Gombrowicz ze swoją przenikliwością jak zwykle trafia
w sedno, a to co mówi o Witkacym jako o osobie, doskonale charakteryzuje również jego twórczość.
Fascynująca wystawa w warszawskim Muzeum Narodowym zaskoczyła mnie swoim rozmachem,
a skomasowanie w jednym miejscu setek fotografii, rysunków, portretów i obrazów Witkiewicza wraz
z artefaktami umożliwiającymi kontekstualizację twórczości Witkiewicza, pozwoliła na zagłębienie się
w dziwnym – zarazem pociągającym, jak i odpychającym – świecie genialnego ekscentryka z Zakopanego.
Witkacy był twórcą totalnym i taka też jest ta wystawa – mimo, że skupia się raczej na jego twórczości plastycznej. Filozofia i pisarstwo znajdują się w tle, ale za to monstrualna osobowość i wyobraźnia tego „połykacza haszyszów, morfinomana, megalomana, schizofrenika, paranoika, kpiarza, cynika, perwersiarza, dadaisty
i pseudowariata” (znowu Gombrowicz) unosi się nad wszystkim, niczym jakiś kosmiczny potwór z jego wizyjnych obrazów.
Wprawdzie zgromadzone na wystawie rysunki Witkacego wydały mi się jakimiś (znajdującymi się często na granicy pornografii) bazgrołami erotomana z dowcipem na poziomie gimbazy, to portrety utwierdziły mnie tylko
w przekonaniu jakim Witkacy wielkim artystą był. Bo te prace są po prostu genialne, zarówno pod względem plastycznego artyzmu i pewności ręki, jak i głębi oddania psyche portretowanych ludzi, czyli uchwycenia ich charakterologicznych osobliwości. A przy tym inwencja portrecisty, jeśli chodzi o autorskie potraktowanie modela – czyli obdarzenie go jakimś wyobrażeniowym emploi ustalonym arbitralnie, wraz z formą, przez twórcę – jest imponująca.
Sam tytuł wystawy „Witkacy. Sejsmograf epoki przyspieszenia.” doskonale oddaje to, co było esencjonalne dla postrzegania świata przez Witkiewicza, czyli nadwrażliwą czułość na zachodzące zmiany: postępującą dehumanizację mas, mechanizację życia, militaryzm, narodziny totalitaryzmów i osuwanie się Europy w wojenną przepaść. Kulminacją jego pesymizmu i strachu przed nadchodzącą katastrofą – zniewoleniem Polski i krwawą łaźnią jaką zaczęła urządzać sobie Europa – było samobójstwo. (Notabene dokonane następnego dnia po wkroczeniu wojsk sowieckich do Polski. Co ciekawe, wystawę tę odwiedziłem dokładnie w rocznicę śmierci Witkiewicza i sam nie wiem, co sądzić o tej koincydencji.)
Wydaje mi się, że ekscentryzm i błazenada, karykaturalizm
i szyderstwo, eksces i nadużycie, wygłup i dysfiguryzacja – zarówno w sposobie zachowania, jak i w twórczości Witkacego – były sposobem ucieczki przed tym, co się działo ze światem. Wyglądało to tak, jakby Witkacy wolał przeżywać koszmar, wariactwo i horrendum, które sam tworzył (ale nad czym miał kontrolę), niż to, które serwowała mu rzeczywistość, (bo tej kontroli tutaj już nie posiadał).








Dochodziły do tego eksperymenty z narkotykami, używkami i wszelkiego rodzaju środkami odurzającymi.
W tym wszystkim teoria Czystej Formy i tęsknota za uczuciami metafizycznymi jawią się jak marzenia ściętej głowy (w końcu Witkacy podciął sobie tętnicę żyletką).
Pozostawił po sobie niepokój, ale i komediowy relief. Przetrwało to w jego dziwnej literaturze i filozofii, w intrygujących obrazach
i karykaturalnych gestach – ale też w anegdotach, które bawią, mimo że pod ich skórą są nerwy przerażonego, choć nienasyconego życiem człowieka (wystawa czynna do 9 października'22).


WITKACY w anegdocie i opowieści

anegdoty i opowieści o WITKACYM

Zdzisław Czermański (1900-1970)
Karykatura Stanisława Ignacego Witkiewicza,
"Wiadomości Literackie" 1927, nr 30
" W walce ze mną wrogowie moi opierają się łatwo o swój – fikcyjny przeważnie, jak twierdzę – autorytet i o moją „negatywną sławę”, wyrobioną mi przez niewykwalifikowanych osobników, a nawet zwykłych potwarców i oszczerców. Natchniona przez „Skamandra” karykatura Czermańskiego dobitnie ilustruje ten pogląd: „Nieprzytomny matoł coś bredzi, a słucha go
z zachwytem tłum kretynów”. Nic bardziej niezgodnego
u rzeczywistością; obiektywnie: wcale inteligentny i dość wykształcony facet mówi o dosyć trudnych rzeczach. Paru inteligentnych ludzi słucha go
z uwagą, a tłum durniów wymyśla mu, podniecony przez perfidnych i świadomych braku słuszności podżegaczy".
S.I. Witkiewicz, Tchórze, niedołęgi czy "przemilczacze" (Słonimski, Winawer et Comp.), „Gazeta Polska” 1932, nry 147-150, (w:) Dzieła zebrane. [Tom 11:] Pisma krytyczne i filozoficzne. Opracował Janusz Degler, PIW, Warszawa 2015
Uslyszana dawno od Keta Puzyny:
Klient Firmy Portretowej długo przyglada się swemu portretowi
i konstatuje:
- Nie jest to arcydzieło sztuki.
Na to Witkacy:
- Bo i model nie jest arcydziełem natury.
-
Gombrowicz o Witkacym
Olbrzymi karzeł.
"Pierwsza moja wizyta u Witkacego: dzwonię, otwierają się drzwi, w ciemnym przedpokoju potworny karzeł rośnie – to Witkacy otworzył drzwi w kucki i z wolna się podnosił..."
Źródło: Witold Gombrowicz, Dziennik 1953-1956, Instytut Literacki, Paryż 1957, s. 213.
We Wspomnieniach polskich ta scena ujęta jest szerzej: -
"Jako się rzekło, to Bruno zaprowadził mnie do Witkacego. Wydrapaliśmy się na któreś tam piętro z podwórka na ulicy Brackiej, dzwonimy – ja nieco zemocjonowany opowieściami, jakie krążyły o dziwactwach i szaleństwach tego człowieka, tak świetną obdarzonego inteligencją – i naraz w otwierających się drzwiach ukazuje się olbrzymi karzeł, który zaczyna rosnąć w oczach... to Witkacy otworzył nam drzwi w kucki i powoli się podnosił. Lubił te kawały! Mnie jednak one nie bawiły. Witkacy od pierwszej chwili zmęczył mnie i znudził – on nigdy nie był w stanie spoczynku, zawsze naprężony, dręczący siebie i innych nieustannym aktorstwem, żądzą epatowania i skupiania na sobie uwagi, wiecznie bawiący się okrutnie ludźmi... Wszystkie te wady, będące także moimi, oglądałem teraz jak w krzywym zwierciadle, spotworniałe i wydęte do rozmiarów apokaliptycznych. Pokazywał nam »muzeum okropności«, którego ozdobą było coś, co on nazywał zasuszonym językiem noworodka, i włos jakiś, który rzekomo był włosem Bejlisa, tudzież list erotomanki, rzeczywiście rozpustny do obrzydliwości. Ja powiedziałem: – Ależ niechże pan nie pokazuje nam takich rzeczy! Przecież to niewłaściwe! Przyjrzał mi się uważnie. – Niewłaściwe? – zapytał. Był trochę zbity z tropu. A mnie znowu nawiedziła moja mania, żeby być artystą i cyganem w bogobojnych domach ziemiańskich, ale ziemianinem i nawet szlachcicem wśród cyganów, intelektualistów i artystów. Niewłaściwe! Ten połykacz haszyszów, morfinoman, megaloman, schizofrenik, paranoik, kpiarz, cynik, perwersiarz i dadaista i pseudowariat chyba od lat nie słyszał takiej naiwności... Niewłaściwe! Z mojej strony był to instynkt samoobrony, wiedziałem, że jeśli z miejsca nie przeciwstawię się Witkacemu, on mnie pożre, zdominuje, włączy do swego rydwanu. Nie mógł obcować z ludźmi jak równy z równymi. Musiał być na świeczniku; jeśli w towarzystwie na chwilę przestawał być centrum zainteresowania, umierał."
-
Źródło: Wspomnienia polskie, w: Wspomnienia polskie. Wędrówki po Argentynie, Instytut Literacki, Paryż 1982, s. 114-115.

rysunek w tytule: Zdzisław Czermański, Portret Witkacego
Reprodukcja w: Kolorowi ludzie, 1966 Londyn
źródło: https://witkacologia.eu/

Przesławny sznycel
Rzecz dzieje się w pociągu z Krakowa do Zakopanego, jak łatwo sprawdzić, 1 lipca 1921 r. (ewenement: datowana anegdota!). "Witkacy zasiadł na jedynym wolnym miejscu. Bledszy był niż zwykle, a zachowaniem swym zdradzał wyraźny niepokój. Co chwila, pamiętam, wyjmował z kieszeni małe lusterko, ogladając
w nim starannie swoje oczy i ściągając przy tym wskazującym palcem dolne ich powieki. »Za chwilę stanie się coś strasznego«, mruczał przy tym, siejąc niepokój wśród przypadkowych towarzyszów podróży [...]. W pewnym momencie nawiązaliśmy rozmowę. [...] Oczywiście zaczęło się mówić o premierze »Tumora«. Witkacy
z nieporównanym humorem opowiadał perypetie owej minionej, popremierowej nocy »szaleństw«, i o tym, jak w restauracji schował do skórzanego portfelu wielki sznycel po wiedeńsku z jajkiem, a to ku przerażeniu współbiesiadników i zgorszeniu kelnerów. To było coś dla mnie!"
Źródło: Roman Jasiński, "Zmierzch starego świata. Wspomnienia 1900-1945", Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s. 236-237.