miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
pismo pakamera.polonia, od numeru 14 pod adresem internetowym: www.pakamerapolonia.com
podróże
/ kultura muzyka / portrety / historia
grudzień 2022 / 4 (4)
"Rytm jest muzyki tętnem. Równa się biciu serca, świadczy o jego istnieniu, dowodzi jego żywotności."
"Przepis na artystę: jeden procent talentu, dziewięć procent szczęścia
i dziewięćdziesiąt procent pracy."

IGNACY JAN PADEREWSKI
Jerzy Waldorff
Był postawny, o szlachetnych rysach twarzy i płomiennych oczach, zaś głowę jego w specyficzny sposób zdobiła "lwia grzywa" - burzliwa czupryna ognistego koloru. Znał doskonale kilka języków, posługiwał się nimi z większym charme'em, że był wspaniałym mówcą i rozmówcą.
Ignacy Jan Paderewski przyszedł na świat 6 listopada 1860 roku, w małej podolskiej wsi, Kuryłówce, z ojca Jana i matki
o dziwnym imieniu Poliksena. Pierwsze lata chłopca były ciężkie i niczym nie zapowiadały przyszłej świetnej kariery. Matka niebawem go obumiera, a gdy przychodzi rok 1863 i powstanie styczniowe, ojciec chłopca - za przechowywanie powstańców
i dostarczanie im broni - jest przez carską żandarmerię ścigany, po czym na rok uwięziony. Ignacy Jan wraz z nieco starszą siostrą Antoniną tuła się po majątkach krewnych, lecz jedno pewne jest bardzo wcześnie: niepospolita muzykalność poza tym dość niesfornego i dzikiego malca.
Owa muzykalność i talent pianistyczny musiały być uderzając, skoro ledwie dwunastoletniego Ignasia wiezie ojciec do Instytutu Muzycznego do Warszawy, choć dla wiejskiego dzierżawcy był to wysiłek nie byle jaki. Ignacy przyjęty zostaje do warszawskiej uczelni bez trudu, ale wkrótce między nim a dyrektorem Instytutu, Apolinarym Kątskim, dochodzi do ostrego konfliktu, który ujawnia znamienną później dla pianisty siłę i nieugiętość charakteru.
Instytut nie posiadał kompletu klas instrumentalnych, że zaś Kątski słusznie chciał mieć uczniowską orkiestrę, przeto wychowankom klas najliczniej obsadzonych (fortepian, skrzypce) kazał grać na dodatkowych instrumentach. Tą drogą Paderewskiemu dostał się w przydziale puzon, na którym Ignacy grał pilnie, aliści gdy zbliżała się pora najważniejszego dlań dorocznego egzaminu pianistycznego, gdy na puzonie zdecydowanie odmówił i nie było siły, która by go od takiej decyzji odwiodła. Nie mniej krewki i twardy Kątski potraktował wystąpienie Paderewskiego jako bunt i z miejsca krnąbrnego ucznia wyrzucił. Trzeba było dopiero specjalnego zebrania interwencyjnego rady pedagogicznej, żeby młodzieniec do uczelni powrócił. Na pochwałę wszakże i dla stwierdzenia obiektywizmu Kątskiego dodać można, że gdy tylko Ignacy Jan w roku 1878 Instytut chlubnie ukończył, dyrektor Kątski zaproponował mu objęcie w tymże Instytucie klasy fortepianu.
Bardzo młodo, bo mając zaledwie dwadzieścia lat, Paderewski żeni się po raz pierwszy, z Antoniną Korsakówną. Związek tragiczny, zakończony śmiercią młodej kobiety przy wydaniu na świat syna. Pianista lokuje dziecko u krewnych, po czym wyjeżdża na studia do Berlina, choć marzy raczej o Wiedniu, gdzie naucza czołowy pedagog z przełomu stulecia, Teodor Leszetycki, z pochodzenia zresztą też Polak, urodzony w Łańcucie. Marzenia spełniają się dzięki pomocy i w tym wypadku
.jpg)
Słynna fotografia Ignacego Jana Paderewskiego wykonana
w London Stereoscopic and Photographic Company przy 106-108 Regent Street. Fotografię tę wielokrotnie przedrukowywały prasa, pisma ulotne i wydawnictwa na całym świecie. Uwagę zwraca późniejszy dopisek wirtuoza: „Stara małpa, co kiedyś tak wyglądała. I.J. Paderewski”, 1890 rok. fot.: ANN
wielkodusznej Heleny Modrzejewskiej, która - spotkawszy Paderewskiego w Zakopanem, młodemu i nie znanemu jeszcze pianiście zaproponowała wspólny występ w Krakowie, co dostarczyło potrzebnych na wyprawę do Wiednia funduszów.
Jak gdyby dwoma skrzydłami drzwi, które szeroko otwarły się przed muzykiem na drodze jego kariery, były lata: 1887 - pierwszy koncert
w Wiedniu, oaz 1888 - pierwszy koncert w Paryżu. Oba miały charakter debiutów zgoła triumfalnych. Nieco trudniej poszło ze zdobyciem Anglii, wobec początkowej wrogości krytyki, a szczególnie jednego
z wpływowych londyńskich recenzentów muzycznych, który się nazywał... George Bernard Shaw! Jednak i te opory przełamane zostały
w krótkim czasie, kiedy zaś w roku 1891 głośny już polski artysta udał się po raz pierwszy do Ameryki, jego występ 17 listopada w nowojorskim Carnegie Hall stał się niebywałym sukcesem, że pianista otrzymał propozycję tournée po Stanach Zjednoczonych, ze 117. koncertami. Liczna dotąd w annałach impresariów nie notowana.
Jak grał Ignacy Jan Paderewski? Zostało po nim trochę płyt gramofonowych i film angielski z roku 1936, "Sonata Księżycowa",
w którym można oglądać wirtuoza przy fortepianie. Żaden jednak z tych reliktów odpowiedzi na postawione pytanie nie daje. Paderewski, podobnie jak sporo wrażliwych i prawdziwych artystów, był w grze swojej nierówny. Zazwyczaj rozpoczynał występ dość oschle, zimno, a nawet myląc się. Dopiero w miarę rozegrania, wejścia w stosowny nastrój, jak gdyby wewnętrznego rozżarzenia, zaczynał być coraz wspanialszy
i wspanialszy, coraz bardziej namiętny, aż wciągał audytorium w trans, podobnie jak robią to kiedyś za pomocą improwizacji Mickiewicz. Ludzie po występie Paderewskiego z reguły podnosili się z miejsc, wielu krzyczało w uniesieniu, a kobiety - co zresztą było zgodne z duchem epoki - płakały lub omdlewały. Oczywiście takiej atmosfery w czasie nagrywania płyt czy nakręcania filmu być nie mogło. Zmuszany do wielu
powtórek, do grania utworów odcinkami, artysta mógł się zdobyć najwyżej na poprawność. Tak więc o tym, jak grał, przyszłe pokolenia wiedzieć będą jedynie z bardzo niedoskonałych relacji świadków.
W zdobywaniu szturmem obu półkul ziemi obok niezrównanej pianistyki pomagała Ignacemu Janowi Paderewskiemu jego także jedyna
w swoim rodzaju uroda i wdzięk osobisty, którym ujmował sobie wszystkich poznawanych ludzi, od głów koronowanych aż do służby hotelowej. Był postawny, o szlachetnych rysach twarzy i płomiennych oczach, zaś głowę jego w specyficzny sposób zdobiła "lwia grzywa" - burzliwa czupryna ognistego koloru. Znając doskonale kilka języków, posługiwał się nimi z tym większym charme'em, że był naprawdę wspaniałym mówcą i rozmówcą.
Dzięki takim zaletom Paderewski mógł zaliczać do grona swoich przyjaciół królową angielską Wiktorię, królową belgijską Elżbietę, a później także prezydenta USA, Woodrowa Wilsona. Znakomity francuski kompozytor, twórca "Fausta" - Charles Gounod, ofiarował polskiemu koledze fotografię z dedykacją, zaczynającą się od słów: "Szlachetnemu i genialnemu". Drugi wybitny kompozytor, Camille Saint-Saёns, mawiał, że: "Ignacy Jan Paderewski to geniusz, przypadkowo grający także na fortepianie".
Tu pora będzie właściwa zająć się szerzej Ignacym Janem Paderewskim nie jako pianistą, lecz jako gorącym, wprost fanatycznym patriotą swego raju. Obojętne, gdzie był, w Australii czy Ameryce, jeśli dostał wezwanie z Polski i uznał je za naglące, rzucał wszystko, aby jechać w ojczyste strony. Temu zawdzięczać trzeba, że gdy w roku 1901 otwierano gmach Filharmonii Warszawskiej, koncert inauguracyjny narodową estradę uświetnił swym udziałem właśnie Paderewski.
W roku 1910 zbiegły się dwie niezwykle ważne dla Polaków rocznice: 500-lecie Grunwaldu
i 100-lecie urodzin Fryderyka Chopina. Nie mając własnego rządu, tylko wrogie rządy zaborców, społeczeństwo musiało samo myśleć o uczczeniu rocznic owych, zaś na czele całej akcji stanął znów
Paderewski. Za własne pieniądze zamówił
u przebywającego w Paryżu rzeźbiarza, Antoniego Wiwulskiego, pomnik grunwaldzki, który następnie odsłonięto w Krakowie, gdzie znajdował siobok Barbakanu aż do roku 1939, kiedy - dzieląc los innych naszych pomników - zburzony został przez hitlerowców. Prosto z Krakowa Ignacy Jan Paderewski udał się na manifestacje chopinowskie do Lwowa i wygłosił sławną mowę, będącą jednym płomiennym peanem na cześć uciśnionej ojczyzny
i jej kultury, mowę, którą przedrukowała wówczas prasa całego świata, przypominając tym sprawę polską.
Od roku 1899 znakomity pianista mieszkał już stale w swojej szwajcarskiej rezydencji
Riond-Bosson pod Morges, gdzie tegoż roku wstąpił drugi raz w związki małżeńskie, z Heleną baronówną Rosen. Aliści gdy tylko wybuchła
I wojna światowa, artysta - podobnie jak inni patrioci polscy - zrozumiał, że oto nadszedł decydujący moment walki o niepodległość kraju. Rzuca przeto Szwajcarię i muzykę, by udać się
w charakterze agitatora do Stanów Zjednoczonych. Ma tam ponad trzysta mów, po czym, choć działania wojenne nadal trwają, płynie z narażeniem życia przez zaminowany i zagrożony niemieckimi łodziami podwodnymi Atlantyk do Europy.
Z Gdańska przedostaje się do okupowanego jeszcze przez Niemców Poznania i tam z balkonu Bazar przemawia w sposób porywający. Później droga artysty wiedzie do oswobodzonej już Warszawy.
Tu przejdę na chwilę do własnych wspomnień... Wiadomo było, że wytęskniony gość zatrzyma się w hotelu Bristol i następnie przejeżdżać będzie miastem w kierunku Belwederu, aby złożyć oficjalną wizytę Józefowi Piłsudzkiemu. Na dwie godziny przed tą chwilą ojciec mój usadowił nas
w wynajętym oknie kawiarni Galińskiego, na rogu Placu Trzech Krzyży i Alei Ujazdowskich. Ulice zalegał tłum olbrzymi, podniecony, wzruszony dodatkowo widokiem swobodnie już łopoczących na wietrze biało-czerwonych sztandarów narodowych. W pewnym momencie od strony Nowego Ṡwiatu zaczęły dobiegać odgłosy jak gdyby nawałnicy morskiej, która przesuwała się
w naszym kierunku. Nawałnica przeszła w krzyki ludzi, którzy płakali, śpiewali, rzucali się sobie
w ramiona; przez tłum zaczęło się z trudem przedzierać otwarte lando zaprzężone w dwa śnieżnej białości konie, a w landzie siedział Paderewski z posiwiałą już grzywą włosów, kłaniając się cylindrem wiwatującym tłumom na obie strony. Choć minęło od tamtych czasów lat tyle i byłem wtedy małym chłopcem, postać wielkiego artysty mam tak głęboko, dokładnie wrytą
w pamięć, jak gdybym widział ją przed niewielu dniami.
W kraju Ignacy Jan Paderewski zostaje premierem rządu i zarazem ministrem spraw zagranicznych. W tej drugiej roli udaje się do Paryża, żeby podpisać pokojowy traktat wersalski.

Kraków, odsłonięcie pomnika grunwaldzkiego, ufundowanego przez Ignacego Jana Paderewskiego, 1910 rok; pomnik został zburzony w 1939 roku.
fot.: Wikimedia Commons

Rok 1893. Tłumy chicagowian na koncercie Paderewskiego podczas otwarcia
World’s Columbian Exposition ; fot.: Wikimedia Commons

Ignacy Jan Paderewski przemawiał na wiecu w Nowym Jorku, 1919 rok;
fot.: Wikimedia Commons
Spotyka tam premiera Francji - Jerzego Clemenceau, który początkowo nie rozpoznaje w polskim polityku sławnego artysty, więc pyta: "Czy pan może jest krewnym pianisty Paderewskiego?" Na to Paderewski: "Jestem nim sam". Tu Clemenceau załamał ręce: "Więc pan, uwielbiany przez cały świat muzyk, rzucił swą piękną sztukę, by zostać premierem? Cóż za upadek!"
Na szczęście dla muzyki Ignacy Jan Paderewski politykiem był niezbyt długo. Wielki patriota i mąż stanu, nie umiał sobie poradzić z zakulisowymi intrygami partii w Sejmie, z knowaniami przeciwników, ustąpił przeto i wyjechał na dobrowolną emigrację, z powrotem do swego pięknego Riond-Bosson.
Od roku 1922 znów koncertuje, objeżdżając triumfalnie estrady świata. Do Polski przybywa na krótko raz jeden, i tylko do Poznania, aby w roku 1924 odebrać przyznany mu przez uniwersytet tytuł doktora honoris causa. Nie zapomina jednak ojczyzny, starając się na odległość pomagać jej w miarę sił swoich. W roku 1928 zaprasza do Szwajcarii na własny koszt ośmiu młodych polskich muzyków, aby kształcili się pod jego bezpośrednim kierunkiem. Są to pianiści: Zygmunt Dygat, Henryk Sztompka, Stanisław Szpinalski i Albert Tadlewski, oraz kompozytorzy: Feliks Łabuński, Michał Kondracki, Stanisław Nawrocki i Piotr Perkowski. Później jeszcze, w roku 1936, ostatni szlif przed III Konkursem Chopinowskim otrzymuje od Paderewskiego jego najautentyczniejszy spadkobierca w pianistyce - Witold Małcużyński.
Zbliża się starość coraz smutniejsza i trudniejsza dla wspaniałego artysty. Już w roku 1934 Paderewski traci żonę Helenę. Od roku 1937 do początków II wojny światowej będzie jeszcze miał czas zredagować i podpisać pierwsze kompletne polskie wydanie "Dzieł wszystkich" Fryderyka Chopina. Monumentalną edycję dopiero po wojnie może drukować Polskie Wydawnictwo Muzyczne, a dzięki temu, że opatrzona była nazwiskiem Ignacego Jana Paderewskiego, od razu zaczęła rozchodzić się na cały świat jako najbardziej autorytatywna.
W roku 1938 sędziwy artysta daje ostatni publiczny koncert, niezwykle uroczysty, w Katedrze Lozańskiej. Nadchodzi rok 1939 i okrutna inwazja wojsk hitlerowskich na Polskę. Paderewski nie opuszcza głośnika radiowego, słuchając z martwą twarzą wiadomości bojowych coraz gorszych i gorszych. Dopiero gdy usłyszał komunikat o zajęciu przez Niemców Warszawy, zapłakał...


Ignacy Jan Paderewski, rok 1935.
fot.: domena publiczna
Rok 1940. Ignacy Jan Paderewski ma lat osiemdziesiąt, jest schorowany, bardzo smutny i nieszczęśliwy. Nie waha się jednak. Ponownie - drogą przez Hiszpanię, gdzie grozi mu aresztowanie przez agentów generała Franco - udaje się do Ameryki, aby znów podjąć walkę o Polskę. Przeżywa ostatni, może najbardziej wzruszający triumf: jubileusz 50. rocznicy pierwszego występu na amerykańskiej ziemi. Z tej okazji prezydent Roosevelt kieruje do artysty specjalne orędzie, rzecz w historii USA dotąd nie praktykowana. Wbrew ostrzeżeniom lekarzy i bliskich Paderewski usiłuje przemawiać, agitować, zbierać fundusze na rzecz polskich ofiar hitlerowskiego terroru. Niestety! Siły zawodzą, starego człowieka atakuje obustronne zapalenie płuc.
I jeden z największych ludzi epoki umiera 29 czerwca 1941 roku w nowojorskim hotelu Buckingham.
Na zlecenie Roosevelta uroczystości pogrzebowe mają być takie, jakie należą się bohaterom wojen, bowiem - zdaniem prezydenta - Paderewski przez całe życie walczył o swój kraj z rzadko spotykanym bohaterstwem i wytrwałością Więc najpierw ciało zmarłego wystawione zostaje w nowojorskiej katedrze św. Patryka, następnie trumna ze zwłokami wieziona jest na armatniej lawecie, w asyście weteranów I wojny światowej. Wreszcie opuszcza się ją w Waszyngtonie do krypty Arlingtona, przeznaczonej dla wodzów armii USA. Temu ostatniemu aktowi towarzyszy salwa dziewiętnastu strzałów artyleryjskich. Większa, z dwudziestu jeden strzałów, przysługuje tylko chowanym prezydentom Stanów Zjednoczonych.
Urządzenie hotelowego pokoju, w którym zmarł Ignacy Jan Paderewski, zakupione było później przez amerykańską Polonię i znajduje się w Muzeum Polskim w Chicago. Pałac Riond-Bosson w czasach nieprzychylnych opiece nad pamiątkami narodowymi wystawiono na licytację. Miałem w rękach bogato wydany katalog licytacyjnych pałacowych wnętrz. Tych cennych obiektów, związanych z postacią i życiem wielkiego Polaka, niestety nie da się już zgromadzić. W Morges Szwajcarzy

Umeblowanie pokoju hotelowego Ignacego Jana Paderewskiego z roku 1941. To wyposażenie zostało zakupione przez Polonię amerykańską
i zdeponowane w Muzeum Polskim w Chicago.
fot.: domena publiczna


wznieśli pomnik Paderewskiemu. Przejeżdżając przez Morges, orkiestra warszawskiej Filharmonii Narodowej, że nie miała ze sobą instrumentów, zamieniła się w chór i odśpiewała pod pomnikiem narodowy hymn polski.
Na koniec chciałbym wspomnieć pokrótce o dorobku kompozytorskim Paderewskiego. Zostawią on datujący się z roku 1888 Koncert fortepianowy a-moll i Fantazję polską na fortepian z orkiestrą, z roku 1893. W roku 1901 odbyła się w Dreźnie pra premiera jedynej opery polskiego muzyka, Manru, której libretto zaczerpnięte jest z powieści Kraszewskiego "Chata za wsią". W osiem dni po Dreźnie operę wystawia Lwów, potem Nowy Jork, Filadelfia, Boston, Baltimore, Chicago, Pittsburg. Partię tytułową śpiewał wtedy znakomity polski tenor, Aleksander Bandrowski (...) Między rokiem 1903 i 1907 powstała jeszcze monumentalna Symfonia h-moll Paderewskiego, z podtytułem Polonia, grana w Bostonie, Londynie, Paryżu, Lwowie. Ponadto jest szereg pieśni i drobniejszych utworów fortepianowych zmarłego mistrza, jak Krakowiak fantastyczny, Temat z wariacjami oraz jeden z najpopularniejszych do dziś fortepianowych drobiazgów na całym świecie, Menuet G-dur.
Swojego czasu operę Manru przypomniała zasłużona Opera Poznańska, po czym któryś z tamtejszych młodych krytyków nazwał lichotą niegodną wystawiania. Myślę o tym z goryczą! Partytura Manru była w okresie swego powstania jedną
z bardziej nowoczesnych i wartościowych pośród tych, które wtedy pisano. Z pewnością należy się jej poczesne miejsce
w żelaznym repertuarze polskich teatrów operowych. Ale zapatrzeni jesteśmy tradycyjnie w zagranicę i tylko to, co przychodzi
z zagranicy, oceniamy jako warte pochwał. Zapominamy, że jeśli my nie będziemy szanowali naszej własnej kultury i sztuki, to nas nikt szanować nie będzie. (fragment książki Jerzego Waldorffa "Zbuntowane uszy")