top of page

/ WYDARZENIA opinie

 maj 2023 / 5 (9)

Nie tylko w rosyjskim Dechowcu...

BARBARA MAKSYMIUK

Teatr Nasz działający w Chicago od kilku lat pod artystyczną opieką reżysera Andrzeja Krukowskiego pokazał przedstawienie, które (miałam wrażenie) porwało całą widownię.

Niepohamowane wybuchy śmiechu, a na końcu owacyjne oklaski świadczyły o tym, że polonijna publiczność dostała ten rodzaj teatru, na który przychodzi się z ochotą i poleca się go znajomym.

Mówię o farsie współczesnego rosyjskiego dramaturga zatytułowanej "Gąska".

Rzecz dzieje się w prowincjonalnym mieście o zabawnej nazwie Dechowiec, gdzie w tutejszym teatrze pojawia się młodziutka aktorka Nonna (tytułowa Gąska)

i równocześnie rozkochuje w sobie dyrektora (Fiodor)

i administratora (Wasilij) teatru. Z obydwoma oczywiście sypia i jak to w dobrej farsie być powinno, każdy z nich myśli, że jest Gąski wielką miłością.

Jeden chce się oświadczyć, a drugi zamierza dla Nonny porzucić żonę i dorastające córki. 

Obaj panowie są w wieku średnim, zrozumiałe jest więc, że w obecności młodziutkiej i ponętnej dziewczyny, która jeszcze tak chętnie obdarowuje ich swoim ciałem, szaleje samczy testosteron.

I tutaj zaczyna się prawdziwa farsa, bo do każdego pana przypięta jest jakaś pani, a każda szanująca się pani

z pewnością nie pozwoli, żeby pierwsza lepsza młodociana lafirynda odebrała jej mężczyznę.

Głównym elementem scenografii jest łóżko, a właściwie łoże- ogromne, z wymiętą pościelą jednoznacznie sugerujące, że było miejscem erotycznych igraszek...

I właśnie wokół tego łoża rozgrywa się cała akcja- histeryczne płacze pań, miłosne wyznania panów, cyniczny monolog Gąski a nawet poruszające refleksje nad zmarnowanym życiem.

I do tego leje się dużo wódki, która jest zagryzana korniszonem.

Ałła, główna aktorka teatru, żona Wasilija z satysfakją informuje Fiodora, że ma rywala. 

 

Pretensje i żale rosną, Ałła mdleje, apatyczna do tej pory Gąska, która spowodowała to zamieszanie, postanawia się utopić, a dyrektor- kochanek biegnie za nią, żeby ją ratować.

I teraz następuje najciekawsza i bardzo dobrze zagrana część przedstawienia...

Do osamotnionej na scenie Ałły dołącza jej przyjaciółka Donna, również aktorka, ale nie tak wykształcona i nie tak utalentowana jak Ałła, co w ich wzajemnym dialogu Ałła będzie często podkreślać.

Diana jest byłą kochanką Fiodora i ciągle ma nadzieję, że się znowu zejdą; czuje się więc w jakiś sposób również zdradzana.

Rozmowa między paniami to prawdziwy kalejdoskop emocji i jednocześnie pokaz komicznego talentu obu aktorek.

Zaczyna się od absurdalnych porad, żeby wlać jakiś zielony płyn tam, gdzie Wasilij sika..

Potem jest wielominutowa feeria pretensji, przekleństw, oskarżeń, odkrywanych nielojalności, a wszystko to obficie podlewane wspomnianą już uprzednio wódką

i zagryzane korniszonem.

Obie panie to miotają się maniakalnie po scenie, to popadają w pijacką apatię.

Pojawia się jednak moment, kiedy uświadamiam sobie, że w tym scenicznym życiu jest "śmieszno" (jak to

w farsie) ale i "straszno".

Ałła patrząc pusto w przestrzeń wspomina wiśniowy sad ze swojego dzieciństwa.

Delikatność i piękno tej krótkiej opowieści brutalnie kontrastuje z jej obecnym chaotycznym życiem

i wulgarnym językiem, jakim się posługuje…

Ta scena jest oczywistą aluzją do "Wiśniowego sadu" Antoniego Czechowa, który jak mało kto potrafił opisać tęsknotę "małego, mizernego" człowieka za pięknym, godnym życiem. Tych aluzji jest w Gąsce więcej. Nawet sam tytuł przywodzi na myśl "Mewę", dramat o życiowych ambicjach, aspiracjach i rozczarowaniach. 

 

Wraca Gąska po nieudanej (lub udawanej) próbie samobójczej- mokra, arogancka i drwiąca i okazuje się, że wszystkie romanse był oportunistyczne, nikogo nie kochała, a teraz wyjeżdża.

Reżyser Andrzej Krukowski zastosował taką taktykę, że stworzył kilka zespołów aktorskich, które grały w różnych przedstawieniach...

Mogę tylko przepuszczać, że miało to uchronić niezawodowych (przecież) aktorów przed codziennym graniem w weekendy w prawie trzygodzinnym przedstawieniu, które wymagało ogromnego wysiłku głosowego, fizycznego I emocjonalnego...

Ale rezultat był taki, że trudno (jak myślę) było zebrać tak dużą grupę ludzi na podobnym poziomie predyspozycji aktorskich…

W przedstawieniu, które widziałam, świetna była Ałła, maniakalnie energiczna, wypluwająca z siebie inwektywy z niezwykłą szybkością, bardzo wiarygodna zarówno w swoim pijackim, pełnym rozżalenia stuporze jak I w swoich lirycznych wspomnieniach.

Bardzo dobra była też korpulentna Donna beż żenady wciskająca swoje pulchne kształty w seksowną garderobę Gąski; no a Fiodor zagubiony i bezradny w wygłaszanych pijackich żalach brzmiał i zachowywał się, jakby rzeczywiście napił się wódeczki.

 Natomiast tytułowa Gąska ze swoimi warunkami fizycznymi nie mogła być wiarygodna jako młodziutka famme fatale , która doprowadza mężczyzn do zguby samym swoim istnieniem, a twarz biednego Wasilija była w zupełnej niezgodzie ze słowami, które wypowiadał. Utrzymywał swoją mimikę w stanie permanentnej osowiałej nudy.

Po wyjeździe Gąski zostają zgliszcza dwóch związków i dwaj zawiedzeni panowie w średnim wieku, którym odebrano marzenia

o nowym fascynującym związku z dala od rutyny i nudy życia na prowincji.

Bo, moim zdaniem, "Gąska" to nie tylko przezabawna histroniczna farsa o zdradzie, kobiecych manipulacjach, seksualnych apetytach, zawodowych ambicjach, prowincjonalnych plotkach...

To również tragikomedia, bo mówiąca o utraconych marzeniach, w których życie miało być piękne i porywające, a zamieniło się

w bezradosną egzystencję na prowincji .

W tym sensie Nonna jest nie  tylko erotycznym wyskokiem, seksualnym podbojem ale przede wszystkim ekscytującym zaproszeniem do zaczęcia wszystkiego od początku, do radości I przygody....do powrotu do młodzieńczych marzeń...

W pewnym momencie Fiodor pyta: "co ja Boże zrobiłem z tym jedynym życiem, które mi dałeś?"

 

Panom, których brutalnie pozbawiono marzeń o lepszym życiu, nie pozostaje nic innego jak samobójstwo. Postanawiają się powiesić, ale że jest to farsa, walczą ze sobą o pierwszeństwo do skorzystania ze sznura..

Zakończenie jest takie jak w "Trzech siostrach" Czechowa. Tam marzenia o wyjeździe do Moskwy pozostają tylko marzeniami; siostry będą dalej wiodły monotonne, pospolite życie na prowincji urozmaicane czasem zalotami starych kawalerów.

Tutaj Fiodor i Wasilij wrócą do swoich pań (Ałły i Donny), które wynagrodzą im miłosne i egzystencjalne porażki obietnicą gotowania ulubionych pierogów i infantylnymi czułostkami…

Dalej będą dreptać wokół domu i prowincjonalnego teatru, a chwilowy zryw buntu pójdzie pewnie w zapomnienie...

Inscenizacja Gąski zdecydowanie zyskałaby na dramatycznej wymowie, gdyby zakończenie było krótkie jak epilog...

Dowiadujemy się oto, że nie ma wyjścia z byle jakiej egzystencji, drzwi zostały zamknięte. Patetyczny bunt się nie powiódł; "reszta jest milczeniem".

Ale reżyser (niestety) chciał inaczej - długie i zupełnie niepotrzebne monologi pań, które do znudzenia powtarzają te same pocieszenia i obietnice, odbierają zakończeniu tak konieczny w tym miejscu dramatyzm sytuacji...

Oto my, widzowie, śmialiśmy się przez 3 godziny podglądając często absurdalne perypetie bohaterów, ale były momenty, kiedy wgląd w ich dusze uświadamiał nam, że gdzieś tutaj obok groteski czai się smutek I poczucie niespełnienia...

Od lewej: Marek Luckos, Liliana Toten, Stanisław Witek; "Gąska" N. Kolady; Teatr Nasz, Chicago

Od lewej: Liliana Toten, Magdalena Miśkowiec; "Gąska" N. Kolady; Teatr Nasz, Chicago

Marek Luckos; "Gąska" N. Kolady; Teatr Nasz, Chicago

/ PORTRETY  literatura

  listopad 2022 / 3 (3)

Mniej znane oblicze...

Mniej znane oblicze noblistki

Olga Tokarczuk
prywatnie...

Nie uważa się za idealną
żonę i matkę

Gabriela Czernecka

O Nagrodę Nobla Olga Tokarczuk walczyła między innymi

z Lumiłą Ulicką, Anne Carson, Margaret Atwood, Marilynne Robinson i Maryse Condé. Obecnie Olga Tokarczuk to jedna

z najsłynniejszych współczesnych pisarek, a od niedawna także laureatka literackiej Nagrody Nobla za rok 2018. 10 grudnia 2019 roku odebrała swoją nagrodę. Sprawdź, co wiemy na temat jej życia osobistego i kariery.

Olga-Tokarczuk_credit-Jacek-Kołodziejski_edited.jpg

Olga Tokarczuk / Fot.: Jacek Kołodziejski

Olga Tokarczuk - rodzina

Pisarka w tym roku świętowała swoje 60. urodziny, a na koncie ma masę genialnych książek, które zapewniły jej Nagrodę Nobla za 2018 rok. W uzasadnieniu napisano, że otrzymała nagrodę „za narracyjną wyobraźnię, która z encyklopedyczną pasją reprezentuje przekraczanie granic jako formę życia”. Zanim jednak Olga Tokarczuk została jedną z najsłynniejszych polskich pisarek, podejmowała się wielu zawodów.

Urodziła się 29 stycznia 1962 roku w Sulechowie (woj. lubuskie). Do 11. roku życia mieszkała na wsi. Rodzice Olgi Tokarczuk byli nauczycielami: „Moja mama uczyła literatury i języka polskiego, tata rządził biblioteką i miał zajęcia z folkloru, a także prowadził teatr i zespół”, wyznała. Jak opisywała w "Wysokich Obcasach", byli to ludzie poważani i szanowani w rodzinnej miejscowości, często zwracano się do nich po radę: „Kiedyś mama została poproszona, żeby poszła z młodymi rodzicami do urzędu stanu cywilnego jako ekspertka. Owi rodzice chcieli dać córeczce na imię Miriam, a urzędnicy nie chcieli się zgodzić, ponieważ w Polsce - tak im powiedziano - imiona kobiece muszą się kończyć na "a". Nie wiem, jak mama to zrobiła, ale

w długim wywodzie nawiązującym do historii i kultury przekonała urzędników. Dziecko ma na imię Miriam”, wspominała Olga Tokarczuk.

Od dziecka uwielbiała długie wędrówki po lasach i wsiach. Choć jak sama mówi, nie pamięta, kiedy dokładnie zaczęła czytać, to wie, że pierwszą książką, która mocno zapadła jej w pamięć, było "W pustyni i w puszczy" Henryka Sienkiewicza. Później zaczytywała się w polskich baśniach. Kilka lat później wraz z rodzicami przeniosła się do Kietrza, gdzie ukończyła Liceum Ogólnokształcące im. C.K. Norwida. Kolejnym etapem jej edukacji były studia na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie studiowała psychologię. Chciała pracować w szpitalu psychiatrycznym i wyciągać ludzi z chaosu urojeń: „To było bardzo wzniosłe i bardzo młodzieńcze, ale przecież studia wybiera się w wieku 17-18 lat. Fascynowało mnie wszystko, co peryferyjne, ekscentryczne, inne, wszelkie zaburzenia, choroby, każdy rodzaj kontestacji tzw. normy”, mówiła Dorocie Wodeckiej dla "Wysokich Obcasów".

W tym czasie podejmowała się pierwszych prac. Pracowała jako wolontariuszka, opiekując się osobami psychicznie chorymi, dorabiała sobie jako garderobiana w teatrze, sprzedawała książki

i bilety, była kelnerką, pokojówką, a nawet skręcała anteny do ekskluzywnych jachtów: „Dziś sądzę, że w ten sposób nieświadomie przygotowywałam się do pisania, bo co ja, dziewczynka z nauczycielskiego domu, z prowincjonalnego miasta, czytelniczka Stachury i Eliota, mogłam wiedzieć o życiu? Potrzebowałam prawdziwych doświadczeń i dostałam je, na przykład na stażu na psychogeriatrii w szpitalu w Drewnicy. To było doświadczenie wstrząsające”, zdradziła w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów".

Olga Tokarczuk - siostra

Po pewnym czasie uznała, że w całości poświęci się pisaniu, rzuciła pracę psychoterapeutki i przeniosła się do Nowej Rudy. Olga Tokarczuk rzadko wypowiada się na temat swojego życia prywatnego. Woli, by mówiły za nią jej książki. Wiadomo jednak, że ma siostrę: „Jesteśmy bardzo ze sobą związane i zawsze gdzieś niedaleko. Myślę, że jesteśmy bardzo podobne, chociaż fizycznie zupełnie nie”, podkreślała.

Od kilkudziesięciu lat jest wegetarianką: „Łatwiej mi znieść cierpienie człowieka niż cierpienie zwierzęcia. Człowiek ma własny, rozbudowany, rozgłoszony wszem wobec ontologiczny status, co czyni go gatunkiem uprzywilejowanym. Ma kulturę

i religię, żeby wspierały go w cierpieniu. Ma swoje racjonalizacje i sublimacje. Ma Boga, który go w końcu zbawi. Ludzkie cierpienie ma sens. Dla zwierzęcia nie ma ani pociechy, ani ulgi, bo nie czeka go żadne zbawienie. Nie ma też sensu. Ciało zwierzęcia nie należy do niego. Duszy nie ma. Cierpienie zwierzęcia jest absolutne, totalne. Dlatego w mojej Heterotropii nie ma mowy o wykorzystywaniu innych istot dla własnych korzyści. Nie ma mowy o zabijaniu i zjadaniu. To są partnerzy, bliscy. Inni i czasem kłopotliwi, ale jednak bliscy

Ma dość charakterystyczny styl ubierania się, ale nie bez powodu: „Nie lubiłam wyglądać jak każdy. Do tej pory mam opór wobec mody, nigdy nie kupuję niczego, co jest modne, i nie czytam książek, które są modne, na czym często wychodzę niedobrze — bo nie wiem, co się dzieje”, mówi w rozmowie z Dorotą Kęczkowską.

olga tokarczuk z mężem i synem.jpg

Sztokholm/Szwecja. W tym szczególnym dniu pisarce towarzyszyli mąż Grzegorz Zygadło, syn Zbyszko Fingas wraz z partnerką Anną Wanik. Fot.: Forum

olga tokarczuk z mężem i synem 2_edited.jpg

Sztokholm/Szwecja. Po wręczeniu Nagrody Nobla był też czas na relaks w gronie najbliższych. Od lewej: Grzegorz Zygadło, Anna Wanik, Olga Tokarczuk, Zbyszko Fingas.   Fot.: Forum

Olga Tokarczuk - mąż

O jej życiu uczuciowym wiadomo niewiele. Pierwszym mężem Olgi Tokarczuk został Roman Fingas, z którym stanęła na ślubnym kobiercu, mając 23 lata. Razem założyli wydawnictwo Ruta.  „Myślę, że rodzina ma rację bytu, jeśli jej fundamentem jest przyjaźń, więź, miłość, wspólne sprawy. Jeżeli brakuje tych rzeczy, jej sens znika. To oczywiste. Ludzie lubią tworzyć stada, bo czują się wtedy bezpiecznie, mają wsparcie, w ogóle łatwiej jest żyć

w grupie. I to jest rodzina (...)”, mówiła w "Twoim Stylu". 

 

Olga Tokarczuk - dzieci

Owocem ich związku jest syn Zbigniew, który przyszedł na świat w 1986 roku: „Kilka miesięcy po urodzeniu syna wróciłam do pracy. Zawdzięczałam to pomocy rodziny mojej i męża. Podobno w matriarchalnych społeczeństwach pierwotnych młode matki były zbyt cenne dla grupy, żeby zostawiać je w domu przy dziecku. Były silne, twórcze i przedsiębiorcze, dlatego dziećmi zajmowali się starsi, kobiety i mężczyźni – babcie, dziadkowie. Ja w jakimś sensie żyłam w takiej pierwotnej rodzinie (śmiech). Bardzo jestem za to wdzięczna moim rodzicom, teściom i babci Agnieszce. Oboje z mężem mieliśmy dzięki tej pomocy czas na pracę. Intensywną. Pamiętam, że po godzinach spędzonych w szpitalu psychiatrycznym oboje z mężem zaangażowaliśmy się jeszcze w tworzenie sieci samopomocowej dla ludzi uzależnionych od alkoholu”, mówiła w wywiadzie.

Olga Tokarczuk - drugi mąż

Drugim mężem Olgi Tokarczuk jest Grzegorz Zygadło. „Menedżerem mojego życia jest mój mąż, dzięki któremu czuję się bezpiecznie, ogrzana, zadbana i jakoś zorganizowana w tym wszystkim”, mówiła o swoim mężu pisarka w materiale dla telewizji TVN. W wywiadzie z Twoim Stylem przyznała, czego oczekuje od swojego partnera: „Wsparcia, wzajemnej opieki, akceptacji. W dzieciństwie dostajemy ją od rodziców, potem z wiekiem szukamy jej w związku. Potrzebuję, by relacja miała także pozaerotyczny wymiar, by była w niej akceptacja dla starzenia się, ułomności, dziwactw”.

Dziś mieszka we Wrocławiu naprzemiennie z Krajanowem w pobliżu Nowej Rudy. Zdaniem wielu jej czytelników, ślady tych miejsc można znaleźć w twórczości Tokarczuk. Nigdy nie wyobrażała sobie życia w Warszawie, stolicę uważała bowiem za nieprzyjazną. Przyznaje, że dziś utrzymuje się z pisania: „Matka czy partnerka ze mnie żadna. Często wyjeżdżam, zostawiam życie na miesiąc, dwa. Ostatnią książkę napisałam w spokojnym miejscu w Holandii. „Uwięziłam się” w domu. Doprowadziłam do sytuacji, w której nie miałam już mydła, w lodówce nie zostało nic do zjedzenia. Ale to rzeczywiście działa.

Zawsze, kiedy jestem zmęczona po poprzedniej książce, tracę na pewien czas zdolność pisania. Nie umiem sklecić zdania, patrzę na swoje powieści i myślę: „Cud, że napisałam te trzysta stron, jak to możliwe?”. Potem to się oczywiście odblokowuje”, mówiła. Mieszkała w Wałbrzychu, w Londynie, na wsi w Kotlinie Kłodzkiej. Obecnie najczęściej można spotkać ją we Wrocławiu. Pisarka wciąż szuka swojego miejsca na ziemi.  (Viva!)

olga-tokarczuk-uroda-zycia.jpg

Olga Tokarczuk / Fot.: Jacek Kołodziejski

bottom of page