top of page

Ludzki umysł i ciekawość 

ASTROtrend

Nieutuleni

Ludzki umysł...

nauka


Ludzki umysł i ciekawość

  listopad 2022 / 3 (3)

Mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Choć ma wiele zalet, wiąże się również ze skłonnością do podejmowania ryzyka. Ale czym właściwie jest?

I czy istnieje tylko jeden rodzaj ciekawości?

Aby to ustalić, przyjrzymy się ludzkiemu umysłowi.

wiedza 4.jpg

 

Trochę już wiemy o jej aspektach neurologicznych. Czy kiedykolwiek rozpaczliwie próbowaliście nauczyć się czegoś, co was nie interesowało, a potem mieliście pustkę

w głowie, gdy staraliście się to sobie przypomnieć? Nic dziwnego! Z badań wynika, że lepiej zapamiętujemy rzeczy, które naprawdę nas zajmują. Może wydawać się oczywiste, że jeśli jesteście czegoś ciekawi, poświęcacie temu więcej uwagi i dlatego łatwiej wam to później przywołać – ale wpływ zainteresowania na pamięć jest bardziej złożony. Ujawnia się także wówczas, gdy chodzi o informacje niezwiązane z tym, co nas pierwotnie zaciekawiło.

Widać to w funkcjonowaniu mózgu. Ciekawość aktywuje jego określone rejony,

w szczególności istotę czarną, pole brzuszne nakrywki i hipokamp. A za proces uczenia się odpowiada właśnie komunikacja między tymi obszarami.

Ciekawość i strach

 

Niektórzy dawni filozofowie przypuszczali, że ciekawość to instynkt, który ma pomagać w adaptacji do nowych środowisk, skłaniając nas do ich eksplorowania. Ta hipoteza kłóci się jednak z innymi, które mówią, że boimy się tego, co nowe, ze względu na potencjalne niebezpieczeństwa.

Zdaje się, że ciekawość i strach mogą być wyzwalane przez te same sytuacje i że zainteresowanie czasem bierze górę nad obawą. Dla niektórych strach może stanowić element ekscytacji związanej z ciekawoś­cią. Wiemy, że kiedy coś nas zafrapuje, w mózgu aktywują się te same struktury, które odpowiadają za dążenie do otrzymywania nagród, takich jak pieniądze czy jedzenie. Sugeruje to, że zainteresowanie jest rodzajem głodu informacji.

Ciekawość wiąże się jednak również z takimi cechami i dyspozycjami, jak odporność na stres oraz skłonność do podejmowania ryzyka i poszukiwania mocnych wrażeń. Stąd wzięła się jej zła sława jako pierwszego stopnia do piekła.

Typ osobowości

 

Wszyscy wiemy, że niektóre osoby są ciekawsze świata. Potwierdzają to nasze badania, z których wynika, że pewni ludzie odczuwają zainteresowanie częściej oraz intensywniej niż inni. Czy jednak chodzi tu po prostu o stopniowalną dyspozycję – taką, którą można przejawiać w mniejszym lub większym nasileniu? Być może jest inaczej i ciekawość występuje u wszystkich w podobnym natężeniu, ale różnice charakterologiczne sprawiają, że jednych określone rzeczy i sytuacje interesują bardziej niż drugich, należy zatem raczej mówić o różnych typach ciekawości.

I tak intensywnie badana ciekawość poznawcza to pragnienie pozyskiwania nowych informacji – faktów, koncepcji, idei – oraz uzupełniania luk w wiedzy. Ciekawość społeczna dotyczy tego, jak myślą i działają inni ludzie, a także co czują i jak w związku z tym funkcjonują w rzeczywistości społecznej. Wreszcie ci, którzy przejawiają ciekawość percepcyjną, starają się zmaksymalizować ilość odbieranych bodźców zmysłowych – jak ta wasza przyjaciółka, która nie potrafi przestać gapić się na wszystko dookoła.

Żeby lepiej zrozumieć, czy ciekawość to kilka różnych dyspozycji, czy jedna, staramy się ustalić, czy trzy wspomniane jej typy wiążą się z różnymi rodzajami aktywności mózgu. A także czy chwilowe zaciekawienie aktywuje te same części mózgu, które odpowiadają za to, na ile dana osoba jest ciekawa w ogóle.

Wstępne wyniki pozwalają sądzić, że zidentyfikowaliśmy obszar związany z ciekawością poznawczą (ale nie z pozostałymi typami). Jest nim tzw. sklepienie – bardzo ważna struktura łącząca hipokamp, odpowiedzialny za pamięć, z tymi częściami mózgu, które uczestniczą w eksploracji, uczeniu się i poszukiwaniu informacji. To logiczne. Im bardziej jesteśmy ogólnie żądni wiedzy, tym lepsze mamy połączenia między strukturami odpowiadającymi za uczenie się, szukanie informacji i motywację.

Użytek i pożytek

 

Nasze ustalenia mogą pomóc lepiej wykorzystać ciekawość w codziennym życiu, np. w pracy lub w szkole. To, że sklepienie odpowiada za proces uczenia się, sugeruje, że powinniśmy tworzyć do nauki takie warunki, które będą sprzyjały zgłębianiu idei i poszukiwaniu informacji. Dzięki temu wzmocnilibyśmy ciekawość, a sklepienie pomogłoby nam lepiej zapamiętywać to, czego się uczymy. Zdobywanie wiedzy w ten sposób znacząco różniłoby się od zwykłego przyswajania materiału. Mogłoby to przynieść istotne korzyści. Nasze badania wykazały, że wpływ ciekawości na uczenie się jest istotny zwłaszcza u dzieci pochodzących z rodzin o niskim statusie społeczno-ekonomicznym. W najbliższych latach chcemy ustalić, w jaki sposób poszczególne typy ciekawości wiążą się z różnymi obszarami mózgu i jaki mają wpływ na przyswajanie rozmai­tych informacji. Dzięki temu lepiej zrozumiemy rolę, jaką odgrywa ciekawość, kiedy uczymy się określonych rzeczy w nam tylko właściwej formie.Już teraz jest jednak jasne, że można wiele zyskać dzięki docenieniu i wzmocnieniu zainteresowania u dzieci. I nie tylko u nich. Stałe pobudzanie ciekawości wzbogaci i uczyni bardziej satysfakcjonującym także życie dorosłych.

wiedza 2.jpg
Astrotrend

/ NAUKA


ASTROtrend

Julia Piotrowska

Czym jest astrologia?

 

Na samym początku należy zaznaczyć, że astrologia nie jest nauką. Ma charakter pseudonaukowy, gdyż brak dostatecznych dowodów potwierdzających jej założenia i tezy. Jej podstawą jest twierdzenie, że ruchy gwiazd i innych ciał niebieskich mają wpływ na ludzkie życie. Trzeba pamiętać, że zadaniem astrologii nie jest pokazywać nam, jak będzie wyglądać nasz los. Ona ma nas kierować, dawać wskazówki i pomóc określić nasz potencjał oraz zdolności, które możemy wykorzystać.

  listopad 2022 / 3 (3)

Planet

Fot.: kolekcja WIX

Dziecko rodzi się w tym dniu i o tej godzinie, kiedy płynące ze sklepienia niebieskiego promienie są w matematycznej harmonii z jego indywidualną karmą. Jego horoskop jest obrazem jego niezmiennej przeszłości, ukazującym obecne wyzwania i prawdopodobne przyszłe efekty.

Paramahansa Yogananda

Skąd wzięła się astrologia?

 

Historia początków astrologii sięga aż do czasów starożytnych. Przyjmuje się, że samo zainteresowanie tą “nauką” narodziło się już

w Mezopotamii, około cztery tysiące lat przed naszą erą. Przez długi czas astrologia była uważana za pewnego rodzaju “wiedzę królewską”. Było tak ze względu na to, że astrologów widywano jedynie na dworach. Była to wiedza, którą nie posługiwali się ówcześni “zwykli” ludzie, była dostępna tylko dla wybranych – na przykład dla króla. Drugą, wartą uwagi interpretacją terminu “wiedza królewska” jest także założenie, że astrologia ujawnia znaki, które bogowie dają ludziom. Zadaniem astrologów było odczytanie i przekazanie dalej wszelkich zawartych w gwiazdach informacji. Kluczowe było przedstawienie znaków w sposób nieoczywisty, pozostawiając duże pole do interpretacji – pomagało to astrologom uniknąć wszelkich osądów i podważania ich teorii ze strony ludu.

Cztery tysiące lat to wystarczająco długo, by stwierdzić, że astrologia jest z nami niemal od zawsze. Od zarania dziejów ludzie patrzyli

w niebo, zastanawiając się, czy ciała niebieskie mają wpływ na ich życie na Ziemi. Obserwacje te miały umożliwiać przepowiedzenie wojen, wydarzeń politycznych (takich jak przejęcie tronu przez nowego władcę) czy prognozę pogody i katastrof naturalnych. Jak widać, nie różnimy się w tym aspekcie od naszych przodków, gdyż w obecnych czasach wielu z nas wielokrotnie szuka w gwiazdach odpowiedzi na pytania, które ich trapią.

josh-rangel-astrologia.webp

Dlaczego astrologia stała się popularna?

 

Postrzeganie astrologii przez społeczeństwo, a co za tym idzie – jej funkcjonowanie na rynku, zmieniło się na przestrzeni lat. Niezależnie od tego, jak postrzegamy astrologię – zdecydowana większość

z nas sprawdzała, jaki ma znak zodiaku. Duża część naszego społeczeństwa zagłębiła się w poszukiwania swojej tożsamości i mniej więcej wie, jakie cechy osobowości zostały im przypisane. Nie mniej imponujący jest wzrost liczby osób, które naukę astrologii wykorzystują w życiu codziennym.

Amerykański ośrodek badawczy Pew Research Center przeprowadził badania, które skupiały się na religiach i wierzeniach wyznawanych przez 

amerykańskich Millenialsów. Dowodzą one, że młodzi ludzie są mniej religijni niż pozostałe grupy, a około 60% z nich wierzy w New Age – wielowymiarowy, alternatywny ruch kulturowy. Jednym z założeń New Age jest właśnie wiara w astrologię, która zdobyła poparcie 29% amerykańskich Millenialsów. Co ciekawe, największym uznaniem astrologia cieszy się wśród kobiet w wieku 30-49 lat.

W dzisiejszych czasach jesteśmy bardziej otwarci na nowe, zupełnie inne formy postrzegania świata. Szukamy, pogłębiamy wiedzę odnośnie istoty naszego bytu – nawet jeżeli chcemy tylko zaspokoić naszą ciekawość. Nic więc dziwnego, że wiedza o astrologii stała się ogólnodostępna. Horoskopu nie przeczytamy już tylko w gazecie, a przepowiedni nie znajdziemy tylko w wieczornych programach w telewizji. Teraz możemy także przebierać we wszelakich książkach czy podcastach o tej tematyce. A najatrakcyjniejsze jest to, że możemy mieć to wszystko w telefonie. Dodatkowo, powstało około 200 aplikacji, które bazując na Twojej dacie urodzenia powiedzą Ci, jakie są Twoje mocne i słabe strony, kiedy poznasz miłość swojego życia i jak potoczy się Twoja kariera.

Jedną z najpopularniejszych aplikacji jest Co-Star, która została założona w 2017 roku i do teraz zdobywa swoich miłośników. Wyjątkowe i niepowtarzalne jest w niej to, że daje użytkownikom poczucie, bezpośredniej komunikacji. Aplikacja nawiązuje z nami relację. Każdego poranka wita nas powiadomieniem z cytatem, który jest naszym mottem na dany dzień. Dzięki temu czujemy motywację do działania, czujemy się powołani, by zrobić coś pożytecznego. Do tego dochodzi jeszcze świadomość, że wszystko, co wyświetla nam się w aplikacji, jest poparte danymi z NASA, gdyż Co-Star uzyskuje dostęp do danych, aby określić położenie gwiazd

i planet na niebie w momencie, w którym przyszliśmy na świat. Dzięki temu uwalniamy się od obawy, że tracimy czas a aplikacja zajmuje niepotrzebnie miejsce w naszym telefonie. Atrakcyjną funkcją Co-Star jest także to, że można w niej nawiązywać kontakty ze znajomymi, a nawet mieć wgląd w ich indywidualne horoskopy, oparte na kosmogramach. Daje to nam możliwość, by porozmawiać

z innymi o sferze duchowej, o naszej naturze i emocjach. Pomaga to nam lepiej zrozumieć innych, znaleźć wspólny język. Może ktoś ma te same cechy, co my? Te same obawy i marzenia? W czasach, gdy coraz trudniej przychodzi nam szczera rozmowa o uczuciach, taka aplikacja może być dobrym pretekstem do tego, by się uzewnętrznić.

Wpływ astrologii na człowieka i jego postrzeganie świata

 

Mamy naturalną potrzebę wiary w to, że jesteśmy częścią czegoś ważnego i nie pojawiliśmy się na tym świecie przypadkowo. Myśl, że odgrywamy znaczącą rolę

w kosmosie – w czymś, co jest tak ogromne i nadal nieodkryte, jest kusząca. Jesteśmy połączeni bezpośrednio z planetami i gwiazdami, które nas otaczają. Jesteśmy ich częścią. Według astrologii każda planeta odpowiedzialna jest za inną sferę w naszym życiu. Na przykład Wenus odpowiada za związki partnerskie i najbliższe relacje

w naszym życiu,

a Mars za to, jak zachowujemy się i działamy, by dotrzeć do upragnionego celu. Społecznością, która silnie wierzy

w astrologię są Hindusi. W ich religii, gdy planowane jest małżeństwo, para udaje się do najlepszych astrologów, by omówić z nimi tę kwestię i poznać ich szanse na spokojne, szczęśliwe życie. Co więcej, Hindusi często mają w swoim najbliższym gronie takiego wróżbitę, astrologa, który odpowiedzialny jest za “obsługę” całej rodziny. Jednym

z jego zadań jest dawanie wskazówek co do wyboru imienia dla dziecka. Pomaga wybrać takie imię, które będzie wróżyło ogólny dobrobyt.

Nic dziwnego, że niektórzy ludzie zaczęli traktować astrologię jako wsparcie w życiu codziennym i planowaniu przyszłości. Traktują ją jak swojego przewodnika bądź mentora. W czasach, gdy coraz więcej osób odchodzi od religii, jesteśmy bardziej skłonni, by znaleźć coś nowego, co będzie tłumaczyć nasze istnienie. Ludzie chcą wierzyć

w coś, co podniesie ich na duchu i da pewność, że nic nie dzieje się bez przyczyny i że wszystko służy jakiemuś celowi.

Ostatnimi czasy zauważyć można, że społeczeństwo

w pewien sposób “zasmakowało” w astrologii. Wiedza na ten temat jest coraz większa, głównie w kwestii tego, jakimi cechami charakteru wyróżnia się dany znak zodiaku. Coraz częściej można spotkać się nawet z byciem ocenianym przez ten pryzmat. “Wybacz, nie mogę się z Tobą przyjaźnić, gdyż jesteś Rakiem, a Twój Rak nie współgra z moim Lwem”. Miałam styczność z sytuacją, gdy młode dziewczyny, nastolatki, szukały partnera wyłącznie po jego znaku zodiaku, zakładając, że horoskop każdej osoby musi sprawdzić się w stu procentach. Zszokowało mnie to ze 

stars and moons_edited.jpg

Fot.: prywatna kolekcja

karty_edited.jpg

względu na świadomość, ile dróg takim podejściem  możemy sobie zamknąć. Łatwo jest stracić okazję do wartościowej relacji lub zmarnować swoją życiową szansę, ponieważ w horoskopie było napisane inaczej. Gdy zaczniemy traktować takie przewidywania zbyt serio, może zrobić się niebezpiecznie. Jak we wszystkim, wierzę, że najważniejsze jest znalezienie złotego środka.

Horoskopy, wróżki, tarot – hit czy kit?

 

Wydaje się, że dawne, negatywne skojarzenia związane z horoskopami po części odeszły w niepamięć. Horoskopów nie zamieszczają już tylko mało ambitne brukowce, lecz także gazety, które cieszą się dużym uznaniem. Dodatkowo, większość z nich ma także swój serwis w Internecie, gdzie również znajduje się sekcja z horoskopami. Gdybyśmy się zastanawiali, jaki znak zodiaku ma nasza ulubiona aktorka, bez problemu znajdziemy tam odpowiednie informacje. Przykładem jest powszechnie szanowany magazyn Vogue, który podpina już zakładkę z horoskopami pod styl życia, tuż obok psychologii i społeczeństwa.

Sam zawód, jakim jest wróżbiarstwo także może wzbudzać wiele wątpliwości i niepokój. Gdybyśmy spytali przypadkowych osób,

z czym kojarzy im się ta profesja, możemy przypuszczać, że ich odpowiedzi będą dotyczyły kłamstwa i wyłudzania pieniędzy. Wszystkim dobrze znany jest Wróżbita Maciej, który od lat działa w branży, a nadal spotyka się z wrogim nastawieniem odbiorców. Tutaj jednak pojawia się przełom, gdyż coraz więcej osób stwierdza, że udałoby się do wróżki, chociażby z samej ciekawości. Kto wie, czy nie zostały by u niej na dłużej, gdyby ich przepowiednie choć w małym stopniu się sprawdziły? Badacze ze wcześniej wspomnianego ośrodka Pew Research Center dowodzą, że zawody, które zajmują się astrologią lub nauką o kosmosie, plasują się na wysokiej pozycji, jeśli chodzi o zarobki. Stają się coraz bardziej popularne i pożądane.

Czymś, co przykuło ostatnio moją uwagę, jest tarot. Jest to talia kart do wróżenia, gry lub medytacji. Każdy z nas może nabyć taką talię i samemu nauczyć się praktykować wróżbiarstwo. Śledząc internet, spotkałam się z ogłoszeniami, w których osoby zaznajomione z kartami, proponują nam postawienie tarota. Często polega to na tym, że kierujemy do kart konkretne pytanie, związane z naszym życiem. Następnie odczytujemy z nich przybliżony opis sytuacji, w której się znajdujemy czy wskazówkę, którą drogą powinniśmy podążać. Zainteresowanie jest duże, coraz więcej osób chce się dowiedzieć, co je czeka, a to daje osobom oferującym takie usługi możliwość zarobienia w szybki sposób. Czasy się zmieniają, to co kiedyś mogło wydawać nam się kompletną bzdurą, teraz może okazać się jedną z atrakcyjniejszych możliwości zarobku.

Astrologia się nie myli, mylą się jedynie astrologowie nie potrafiący właściwie odczytać tego, co widzą w horoskopie lub czego wręcz nie potrafią w nim zobaczyć.

Piotr Piotrowski

dior-1.webp

Fot.: kolekcja Dior

Fot.: kolekcja Givenchy

dior-2_edited.jpg

Astrotrend

 

Fenomen astrologii nie ogranicza się jedynie do ogólnodostępnych horoskopów czy aplikacji na smartfona. Astrotrend odnajduje także zastosowanie w innych dziedzinach. Czy wiedzieliście, że firmie, którą założyliście może również przysługiwać znak zodiaku? Można go określić poprzez dwie zmienne. Jedną z nich są oczywiście cechy, którymi Twoja marka się wyróżnia. Na przykład jeżeli uważasz swoją pracę

i swój zespół za dynamiczne, energiczne oraz otwarte na nowości, to Twoja firma prawdopodobnie jest Strzelcem. Drugim aspektem są kolory. Każdy znak ma przypisany swój charakterystyczny zestaw barw. Jeżeli Twoja strona internetowa, logo czy wizytówka jest w kolorze zieleni lub brązu, jest Panną. Natomiast jeśli przeważa

u Was czerń, możecie utożsamiać się ze Skorpionem.

Astrotrend zdominował także branżę modową. Coraz częściej możemy spotkać koszulkę z nadrukiem nawiązującym do astrologii, kosmosu czy magii. Czasem nawet nie jesteśmy tego świadomi, a jedynie podoba nam się taki nadruk. Nie tyczy się to jedynie sieciówek, ale również szanowanych i znanych na świecie domów mody. Magia i kosmos były motywem przewodnim kolekcji Christiana Diora na wiosnę – lato 2017.

Vetements jest kolejnym, nieco kontrowersyjnym domem mody, który wypuścił linię ubrań, odnoszącą się do astrologii. Twórcy poszli już o krok dalej, gdyż tutaj głównym elementem kolekcji było opisanie cech każdego z dwunastu znaków zodiaku. Możemy nosić odzież, która ma określać i opisywać każdego z nas.

Polską marką, która również proponuje swoją kolekcję odzieżową związaną

z motywem astrologii jest Veclaim. Właścicielka, Jessica Mercedes, swoje pomysły przedstawiła w kolekcji na jesień – zimę 2019/2020.

W parze z modą zawsze idzie biżuteria, nic dziwnego, że tam również astrologia znalazła swoje miejsce. Wyróżnić możemy tutaj dom mody Givenchy, który skradł serce miłośniczkom biżuterii dużych rozmiarów. Kolczyki ze znakami zodiaku zrobiły tak ogromną furorę, że fani zechcieli je nosić także jako efektowny naszyjnik.

Znana wszystkim marka YES nie mogła przejść obok astrologii obojętnie

i zaproponowała nam swoją linię biżuterii pod nazwą “Zodiak”.

Trudno stwierdzić, czy astrotrend zbudował sobie pozycję na rynku na tyle silną, by zostać z nami na dłużej. Jednak już teraz można powiedzieć, że odegrał znaczną rolę

w postrzeganiu świata przez swoich odbiorców. Ocenę, czy to wszystko jest wiarygodne pozostawiam Wam, jednak zderzenie z takim światopoglądem jest na pewno interesujące.   (pismo prywatne)

Fot.: kolekcja Dior

Nieutuleni

/ NAUKA

pakamera  pazdziernik 2022 / 2 (2)

Nieutuleni

Laura Crucianelli / Alicja Kitlasz

Dotyk spaja ciało i umysł, pomaga tworzyć więzi i odczuwać harmonię. Dlaczego więc stajemy się wobec niego sceptyczni i powoli zmieniamy go w tabu?

Happy Friends Laughing

W ostatnim czasie dotyk przeżywa „erę prohibicji”. Pandemia koronawirusa sprawiła, że w 2020 roku fizyczny kontakt stał się tabu, podobnie jak kasłanie
w miejscach publicznych. Pandemia odebrała nam dotyk.

Dotyk to pierwszy zmysł, za pomo­cą którego zaczynamy poznawać świat po urodzeniu, i ostatni, który tracimy przed śmiercią. „Dotyk jest ważniejszy od wzroku, ważniejszy od mowy. To pierwszy i ostatni język, zawsze mówi prawdę” – pisze Margaret Atwood w powieści Ślepy zabójca (2000; wyd. pol. 2002, tłum. Małgorzata Hesko-Kołodzińska). Rzeczywiście, już około 16. tygodnia życia płodowego na naszej skórze wyrasta meszek zwany lanugo. Niektórzy badacze uważają, że te delikatne włoski potęgują przyjemne doznania wywołane przez płyn owodniowy matki, łagodnie obmywający naszą skórę. Podobne ciepłe

i uspokajające uczucie towarzyszy nam po narodzinach, gdy jesteśmy przytulani.

Dotyk był zawsze moim ulubionym zmysłem. Pocieszał mnie, gdy było mi smutno, a gdy rozpierała mnie euforia, pomagał zarażać radością innych. Nic dziwnego, że minione lata poświęciłam badaniom naukowym właśnie nad nim.

W ostatnim czasie dotyk przeżywa „erę prohibicji”. Pandemia koronawirusa sprawiła, że w 2020 r. fizyczny kontakt stał się tabu, podobnie jak kasłanie w miejscach publicznych. Podczas gdy część chorych na COVID-19 traci węch i smak, niemal wszyscy – niezależnie od wyniku testu, ewentualnych objawów albo konieczności leczenia szpitalnego – tracimy dostęp do bezpośrednich kontaktów z innymi. Pandemia odebrała nam dotyk.

Dystans fizyczny nas chroni, ale jednocześnie przeszkadza w opiece i pielęgnacji. Wszelkie czynności związane z zajmowaniem się chorym – od najbardziej podstawowych, takich jak kąpiel, ubieranie czy wykonywanie zabiegów medycznych (tu stosuje się tzw. dotyk instrumentalny), po komunikację z pacjentem, zapewnienie mu wsparcia (tu mówimy o dotyku ekspresyjnym bądź afektywnym) – wymagają dotyku. Badania nad dotykiem afektywnym przeprowadzone przez neurobiologów wraz ze specjalistami w dziedzinie osteopatii i terapii manualnej wskazują, że dobroczynny wpływ terapii masażem daleko wykracza poza czysto mechaniczny efekt zabiegów. Niezwykle istotny jest już sam kontakt dłoni terapeuty ze skórą pacjenta – bez dotyku leczenie go i opieka nad nim nie są możliwe.

Głód dotyku, jakiego teraz doświadczamy, jest następstwem tamtego pandemicznego lęku. Dzięki technologii udało nam się stworzyć dystans, a główną przestrzenią interakcji społecznych wśród dzieci i młodzieży stały się media społecznościowe. Niedawne badania wykazały, że 95% nastolatków ma dostęp do smartfona, a 45% „niemal bez przerwy” jest aktywnych online. Co więcej, traktujemy dotyk sceptycznie, bo zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, że niektórzy mężczyźni wykorzystują go, by narzucić kobietom swoją władzę. Ruch #MeToo ujawnił, że w zamian za pewne możliwości od kobiet często oczekuje się przyzwolenia na niestosowny dotyk. Jednocześnie lekarze, pielęgniarki, nauczyciele i sprzedawcy słyszą przestrogi przed zbytnią bezpośredniością w relacjach z innymi. Tymczasem badania pokazują, że kontakt fizyczny pozytywnie wpływa na jakość naszych interakcji z przedstawicielami tych zawodów i sprawia, że lepiej je oceniamy. Jeśli w czasie przyjmowania zamówienia kelner przypadkiem dotknie naszego ramienia, chętniej zostawimy mu hojny napiwek.

W przeciwieństwie do innych zmysłów dotyk wiąże się z wzajemnością. Możemy patrzeć na kogoś, kto nie odwzajemnia naszego spojrzenia, nie możemy go jednak dotknąć, sami nie będąc dotykani. Podczas pandemii lekarze i pielęgniarki opowiadali, że ta wyjątkowa właściwość dotyku pomogła im porozumiewać się z pacjentami. Ubrani w stroje ochronne medycy nie mogli rozmawiać

z chorymi ani pokrzepiać ich uśmiechem, zawsze jednak mogli poklepać ich po ramieniu, uścis­nąć albo potrzymać za rękę, aby dodać im otuchy i przekazać, że nie są sami. Dotyk okazał się nie tylko nośnikiem zakażenia, lecz także – paradoksalnie – swoistym lekarstwem. Bez wątpienia to najlepsze narzędzie nawiązywania kontaktów społecznych. Jak to dobrze, że rodzimy się przystosowani, by w pełni z niego korzystać!

Atrapa ręki

W latach 90. XX w. naukowcy dokonali wstrząsających odkryć na temat tego, jaki wpływ na rozwój człowieka ma pozbawienie go dotyku. Badania przeprowadzone wśród wychowanków rumuńskich domów dziecka wykazały, że ci, którzy w pierwszych latach życia niemal nie byli dotykani, zmagali się później z deficytami poznawczymi i behawioralnymi. Ich móz­gi rozwijały się inaczej niż u pozostałych dzieci. Udowodniono też, że subtelny dotyk odgrywa istotną rolę w przypadku ludzi starszych, np. zwiększa apetyt pensjonariuszy domów spokojnej starości. Nawet gdy tracimy wzrok, słuch czy mowę, prawie zawsze możemy polegać na dotyku i za jego pomocą badać otaczający nas świat oraz porozumiewać się z innymi.

Nauka stopniowo wyjaśnia, dlaczego dotyk ma tak duże znaczenie. Zarówno u dorosłych, jak i u niemowląt doświadczenie go na skórze obniża tętno, ciśnienie krwi i poziom kortyzolu – czyli wszystkie czynniki związane ze stresem. Wspomaga za to wydzielanie oksytocyny, która zapewnia nam poczucie spokoju, odprężenia i harmonii ze światem. Dotyk pełni także niezwykle istotną funkcję w budowaniu relacji człowieka z samym sobą. Ponadto nasz zespół badawczy wykazał ostatnio, że związek ten może wspierać procesy integracji wielozmysłowej – tzw. sklejenia zmysłów – czyli postrzegania świata jako spójnej całości, a nie wielu osobnych strumieni danych zmysłowych. Integracja wielozmysłowa stanowi źródło naszego poczucia kontroli nad własnym ciałem, czegoś, co większość z nas uznaje za oczywiste. Wykorzystując gumową atrapę ręki, odtworzyliśmy w laboratorium słynną iluzję. Uczestnik badania obserwuje atrapę, podczas gdy jego własna ręka jest ukryta poza polem widzenia. 

Family on Digital Tablet

Zarówno u dorosłych, jak

i u niemowląt doświadczenie go na skórze obniża tętno, ciśnienie krwi i poziom kortyzolu – czyli wszystkie czynniki związane ze stresem.

Prowadzący eksperyment w tym samym momencie dotyka obu kończyn: sztucznej i prawdziwej. Po mniej więcej minucie takiej synchronicznej stymulacji zdecydowana większość badanych doświadczała złudzenia, że gumowa ręka stanowi część ich ciała. Złudzenie nabierało intensywności, kiedy stymulowaliśmy badanego powolnym dotykiem przypominającym pieszczotę. Co więcej, okazało się, że podobny efekt wzmocnienia wywołuje podanie uczestnikom jednej dawki donosowej oksytocyny przed rozpoczęciem eksperymentu. Innymi słowy, dotyk afektywny i oksytocyna wspomagają proces podtrzymujący naszą więź z ciałem.

Dotyk – nasz pierwszy zmysł – odbierany jest przez receptory w skórze, naszym największym organie. Jako jedni z niewielu ssaków rodzimy się na przedwczesnym etapie rozwoju. Nie potrafimy samodzielnie się odżywiać ani poruszać i tylko do pewnego stopnia możemy kontrolować temperaturę swojego ciała – aby przetrwać, potrzebujemy innych. Opieka nad niemowlęciem polega przede wszystkim na kontakcie dotykowym. Każda podstawowa czynność, taka jak przewijanie, kąpiel, karmienie, usypianie i oczywiście przytulanie, wymaga dotyku. Nie dotyczy to jedynie kilku pierwszych miesięcy życia – później dziecko nadal potrzebuje interakcji społecznych, aby prawidłowo się rozwijać. Wiemy już, że depresja poporodowa negatywnie wpływa na niemowlęta, okazuje się jednak, że nawet w tej sytuacji matczyny dotyk może mieć także działanie ochronne. Nawiązywanie interakcji z dziećmi pozwala matkom chorującym na depresję ograniczyć niekorzystny wpływ choroby na ich potomstwo w późniejszych okresach życia. Co ważne, korzyści są obustronne: kontakt skóry ze skórą podnosi poziom oksytocyny zarówno u niemowlęcia, jak i u rodzica, zapewnia przyjemne doznania, wspomaga rozwój zdrowej relacji i sprawia, że lepiej się rozumieją.

Język miłości

Zdaniem neurobiologów i psychologów w naszym organizmie funkcjonuje specjalny układ odpowiedzialny za percepcję dotyku społecznego (afektywnego) – odrębny od tego, którego używamy do dotykania przedmiotów. Rozpoznaje on dotyk przypominający pieszczoty, bodziec ten jest następnie przetwarzany w wyspie (łac. insula) – obszarze mózgu odpowiedzialnym za poczucie własnego „ja” i świadomość ciała. Powolny, pieszczot­liwy dotyk nie tylko pomaga nam przeżyć, lecz także wpływa na nasz rozwój poznawczy i społeczny. Dzięki niemu już na wczesnym etapie życia łatwiej uczymy się rozpoznawać innych. Badanie przeprowadzone na czteromiesięcznych niemowlętach pokazało, że dzieci delikatnie głaskane przez rodziców szybciej uczyły się rozpoznawać widzianą wcześniej twarz niż te, które doświadczały stymulacji bezdotykowej. Wydaje się, że delikatny dotyk sprzyja zwracaniu szczególnej uwagi na inne bodźce społeczne, jak choćby twarze.

W okresie niemowlęcym i dziecięcym liczy się zarówno ilość otrzymywanego dotyku, jak i jego rodzaj oraz jakość. Nasz zespół wykazał niedawno, że już zaledwie roczne niemowlęta zdolne są rozpoznać dotyk matki w trakcie codziennych czynności, np. podczas zabawy czy wspólnego czytania. Dzięki temu, że uczestniczki naszego badania nie wiedziały, iż interesuje nas dotyk, udało się nam przyjrzeć ich spontanicznym interakcjom z dziećmi. Przede wszystkim ustaliliśmy, że rodzaj języka dotyku zależy od tego, czy matka rozumie potrzeby niemowlęcia. Te, które gorzej sobie z tym radziły, miały tendencję do tego, by niezbyt delikatnie obchodzić się z dziećmi. Niemowlęta zaś odwzajemniały bardziej agresywny dotyk matki.

Bez cienia przesady można powiedzieć, że dotyk to rodzaj języka. Już od najwcześ­niejszych etapów życia uczymy się go, podobnie jak języka mówionego, poprzez interakcje społeczne z bliskimi. Codziennie używamy dotyku, by okazać emocje, wyrazić, że jesteśmy przestraszeni, szczęś­liwi, zakochani, smutni lub podnieceni. I z drugiej strony: bez trudu odczytujemy intencje i uczucia innych osób na podstawie tego, w jaki sposób nas dotykają. Jakiś czas temu zaprosiliśmy do laboratorium grupę ludzi i poprosiliśmy o określenie, 

Nurse and Patient

co próbujemy im przekazać za pomocą dotyku. Byli dotykani w różny sposób: delikatnie, tak jak rodzice dotykają dzieci czy jak dotykają się zakochani, albo bardziej gwałtownie – jakby dotykał ich nieznajomy. Niezależnie od osoby, z którą mieli do czynienia, badani najczęściej kojarzyli wolniejszy, bardziej pieszczotliwy dotyk z miłością. Z kolei gdy byli dotykani mocniej, nie przypisywali tej interakcji żadnego szczególnego znaczenia. Interesujące, że osoby, które doznały uszkodzenia mózgu obejmującego obszar wyspy, mają trudności z odbiorem dotyku afektywnego; doświadczają również zaburzeń w poczuciu własności swojego ciała. Istnieje zatem wyspecjalizowany szlak, który łączy bodźce odbierane na skórze z tą konkretną częścią mózgu.

Jako narzędzie komunikacji dotyk służy nie tylko budowaniu więzi społecznych, lecz także ustanawianiu relacji władzy. Na Zachodzie przyjęło się, że w sytuacjach biznesowych ludzie mocniej ściskają dłoń nowo poznanej osoby. Taki uścisk świadczy o profesjonalizmie i pewności siebie, skłania do twierdzącej odpowiedzi na pytanie: „Czy ufam jej na tyle, żeby zaproponować jej pracę?” albo „Czy mogę powierzyć mu swoje dzieci?”. Jeden z eksperymentów wykazał, że pewny uścisk dłoni przyczynił się do sukcesu kandydata na rozmowie kwalifikacyjnej; być może stało się tak dlatego, że ten gest skraca fizyczną odległość między uczestnikami spotkania. Uściskiem dłoni pieczętujemy też umowy, jego moc jest równa mocy 

Tracimy możliwość budowania nowych relacji, możemy także pogorszyć te, które do tej pory nawiązaliśmy. Jednocześnie odrywamy się od samych siebie. Potrzeba wzajemnego dotyku powinna być priorytetem w definiowaniu popandemicznej „nowej normalności”.

podpisu lub wiążącego kontraktu. Ta społecznie łącząca funkcja dotyku bierze się stąd, że dotyk zawsze naraża nas na zranienie. Podobno w przeszłości uścisk dłoni pozwalał się upewnić, że nikt nie trzyma w ręku broni.

Język dotyku wpływa również na sposób, w jaki odnosimy się do siebie i swojego ciała, a tym samym – na stan psychiczny. Nasz zespół badał, jak osoby cierpiące na anoreksję postrzegają pieszczotliwy dotyk w porównaniu z osobami zdrowymi. Jadłowstręt to poważne zaburzenie odżywiania, które charakteryzuje się zniekształconym obrazem własnego ciała, ale może też prowadzić do ograniczenia interakcji społecznych. Chcieliśmy sprawdzić, czy to, że chorzy czerpią mniejszą przyjemność z kontaktów społecznych, może mieć związek z tym zaburzeniem. Przeprowadziliśmy dwa eksperymenty, podczas których głaskaliśmy badanych miękką szczotką. Osoby chorujące na anoreksję odbierały delikatny dotyk na przedramieniu jako mniej przyjemny niż zdrowi uczestnicy badania. Co ważne, takie same wyniki uzyskaliśmy, poddając eksperymentowi osoby wyleczone. Wygląda na to, że ograniczona zdolność do czerpania przyjemności z dotyku stanowi raczej cechę stałą niż przejściową, wynikającą z poważnego niedożywienia, do którego dochodzi u chorych. To z kolei sugeruje, że dotyk społeczny i zdrowie psychiczne są ze sobą ściśle powiązane. Aby się rozwijać, przez całe życie potrzebujemy dotyku.

Niewidzialne blizny

A zatem co dzieje się z naszą bieg­łością dotykową, gdy dotyk staje się tabu? W tych momentach naszego życia, w których jesteśmy najbardziej podatni na zranienie, potrzebujemy dotyku bardziej niż kiedykolwiek indziej. Wszystko, co wiemy na temat dotyku społecznego, przemawia za tym, że powinno się do niego zachęcać, a nie go ograniczać. Oczywiście nie powinniśmy ignorować związanych z nim zagrożeń, jednak całkowita rezygnacja z dotyku niechybnie doprowadziłaby do katastrofy. Pandemia pokazała nam, jak mógłby wyglądać bezdotykowy świat. Strach przed innymi czy lęk przed zarażeniem uświadomiły wielu z nas, jak bardzo tęsknimy za spontanicznym przytulaniem się, ścis­kaniem dłoni, poklepywaniem po ramieniu. Dystans fizyczny pozostawia niewidzialne blizny na naszej skórze. Znamienne, że zapytani o to, co zamierzamy zrobić po zakończeniu pandemii, odruchowo mówiliś­my: „Przytulić bliskich”.

Dotyk zaczyna odgrywać coraz większą rolę także w komunikacji cyfrowej. Niektórzy badacze zasugerowali, że technologia mogłaby wzmocnić nasze fizyczne więzi z innymi, pozwalając nam łączyć się z nimi (bez)dotykowo poprzez specjalne koce do przytulania, ekrany do całowania czy urządzenia do głaskania. W ramach projektu prowadzonego na University College London badacze analizują, w jaki sposób praktyki cyfrowe – np. wyrażanie emocji oraz przekazywanie informacji zwrotnej za pomocą emotikonów i polubień – można poszerzyć o zdalne wykorzystanie różnych tekstur i materiałów. Dwie oddalone od siebie osoby mogłyby korzystać z urządzenia, które wykrywa i przekazuje dotykowy komunikat. Na przykład gdyby mój partner po drugiej stronie globu chciał dać mi znać, że jest dostępny, mój czujnik stawałby się ciepły i miękki; albo odwrotnie – gdyby mój partner mnie potrzebował, czujnik stawałby się zimny i szorstki.

Takie gadżety mają ogromny potencjał, zwłaszcza w przypadku osób pozbawionych dotyku, jak ludzie w podeszłym wieku, mieszkający samotnie albo dzieci w domach dziecka. Przypomnijmy, że 15% ludzi na świecie żyje samotnie, często z dala od bliskich, a statystyki wskazują, że coraz więcej osób również umiera w samotności. Nawet namiastka fizycznej bliskości na pewno odmieniłaby ich życie.

 

Oczywiście takie urządzenia nie powinny całkowicie zastępować kontaktu ze skórą drugiej osoby, lecz jedynie go uzupełniać. Nic nie może się równać z magią fizycznej intymności – dotykowi towarzyszy wtedy kaskada innych sygnałów zmysłowych, takich jak zapach, dźwięk czy temperatura ciała, które jasno dają do zrozumienia: „jesteśmy blisko siebie, tu i teraz, razem”. W przeciwieństwie do innych zmysłów łatwo poddających się cyfryzacji (bo przecież możemy zobaczyć kogoś i porozmawiać z nim na Zoomie) dotyk wymaga przebywania w tym samym miejscu i czasie z drugim człowiekiem. Cyfrowa wersja dotyku byłaby zatem o wiele uboższa. Gdybym mogła potencjalnie przerwać cyfrowe przytulanie albo nie dopuścić, żeby ktoś mnie cyfrowo pogłaskał, dotyk straciłby swoją nieodłączną wzajemność.

 

Czy zatem w obecnej sytuacji postulat „renesansu dotyku” można uznać za lekkomyślny? Nie sądzę, zresztą dowody naukowe mówią same za siebie. Pozbawiając się dotyku, tracimy naprawdę wiele – jeden z najbardziej wyrafinowanych języków, w jakich możemy się porozumiewać. Tracimy możliwość budowania nowych relacji, możemy także pogorszyć te, które do tej pory nawiązaliśmy. Jednocześnie odrywamy się od samych siebie. Potrzeba wzajemnego dotyku powinna być priorytetem w definiowaniu popandemicznej „nowej normalności”. Od lepszego świata dzieli nas często tylko jedno przytulenie. Jako badaczka, ale też jako człowiek domagam się prawa do dotyku i marzeń o rzeczywistości, w której nikt nie będzie dotyku pozbawiony.         "Przekrój"

bottom of page