miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
pismo pakamera.polonia, od numeru 14 pod adresem internetowym: www.pakamerapolonia.com
podróże
/ PODRÓŻE
styczeń 2023 / 1 (5)
Monument Valley
– Westernowa dolina
ANDRZEJ ROGALSKI
Nawet jeśli ktoś nie miał okazji tam być, i tak ją widział. Monument Valley (obecnie Monument Valley Navajo Tribal Park, czyli Park plemienny Navajo) została uwieczniona
w dziesiątkach westernów. Obfotografowano ją ze wszystkich stron. Wytwórnia Hollywood po prostu odkryła dolinę dla świata. Reżyser John Ford pojawił się tam pierwszy raz pod koniec lat trzydziestych ubiegłego wieku.
W Monument Valley nakręcił siedem westernów, a te przeszły do historii kinematografii. Ford miał licznych naśladowców i wspólnie wykreowali oni amerykańską ikonę Dzikiego Zachodu. Składa się na nią pejzaż Monument Valley, zagubiony, jadący na koniu przed siebie samotny kowboj, w tle atakujący tabory Indianie.
Fot.: Andrzej Rogalski / prywatna kolekcja
Jedziemy z południowego wschodu drogą numer 162, potem 163 - wzdłuż rzeki San Juan, która wpada do Colorado River.
Wokół jej koryta wypełnionego błękitną wodą wszystko się zieleni, chociaż dookoła wypalona i sucha jak pieprz ziemia. Te oazy życia robią wrażenie.
Wyżyna Kolorado ma przydomek Red Rock Country. Czerwienie w wielu odcieniach dominują zarówno wśród skał jak
i pozostałościach po nich w wyniku erozji. Niektórzy mówią, że kwintesencją jej krajobrazu i historii geologicznej jest Wielki Kanion Kolorado oraz właśnie Monument Valley, do której się wybieramy. Skalne ostańce, kopuły, strzeliste słupy, płaskie i długie jak
płetwa rekina łańcuchy, rafy, wąskie rzeki, naturalne mosty i kaniony szczelinowe - to tylko niektóre z cech płaskowyżu.
Wiemy, że w tym regionie pogoda zmienia się błyskawicznie i nieoczekiwanie. Zastanawiamy się, czy ołowiane chmury, kłębiące się daleko od nas, na styku granic Utah, Arizony, Kolorado i Nowego Meksyku, nie opóźnią naszej podróży... Po kilkunastu minutach pojawiają się już całkiem blisko. Zrywa się potężny wiatr, szarpie samochodem, telefony tracą zasięg. Unoszą się tumany piachu. a przez drogę przelatują z ogromną szybkością tumbleweeds, nazywane po polsku pustynnymi lub stepowymi biegaczami. Te suche krzaki różnych krzewów, oderwane od korzeni, zamieniające się we włochate kulki, mkną w szybkością wiatru. Pojawiają się pojedynczo lub gromadnie, lecą blisko ziemi, niekiedy unoszą się w powietrzu. Kilka uderza w naszego forda. Cześć ginie pod jego
kołami i zamienia się w pył. Inne odbijają się jak plażowe piłki. Te pędzą dalej na południe.
Tumbleweeds wpisują się w westernową legendę Dzikiego Zachodu. Rzeczywistość pokazuje, że nie jest to tylko budujący emocje twór wyobraźni scenarzystów i reżyserów. Te pędzące szare kule podkreślają grozę sytuacji, pokazują ponurą przestrzeń, gdzie martwe przedmioty zachowują się niekiedy jak żywe. W naszym samochodzie panuje kompletna cisza.
Jedziemy dalej. Wiatr ustaje, a my odzyskujemy radość życia. Pustynna burza traci impet, zatrzymują się fruwające, suche kule. To cisza przed drugim aktem burzy... Zaczyna padać. Niewinne krople natychmiast zamieniają się w ścianę deszczu, przykrywającą horyzont. Na płaskowyżu chmury są nisko.
Kiedy deszcz wreszcie ustaje
i słońce zaczyna przebijać się przez chmury, ukazuje się bajeczny, niesamowity pejzaż, zapierający dech. Krople deszczu nasączyły skały, ziemię
i malutkie krzewy. Wybuchła paleta soczystych barw i ich odcieni. Brązy stały się bardziej brązowe, czerwień czerwieńsza, a łososiowy piasek nabrał jaskrawej żółci. Między nimi krzewy
w odcieniach mokrej szałwii.
Fot.: Andrzej Rogalski / prywatna kolekcja
W kilku miejscach zatrzymujemy się na zdjęcia, by bardziej utrwalić - poza pamięcią - unikalny krajobraz, którego pewnie nie będzie nam dane zobaczyć drugi raz.
Przed nami jeszcze kawałek drogi do Monument Valley - celu naszej wyprawy. Żeby tylko nie padało, bo wtedy będziemy musieli wykluczyć jazdę po piaszczystych drogach, które mogą zamienić się w błotniste ścieki bądź groźne rzeczki. Flush flooding, czyli powodzie błyskawiczne to na obszarach półpustynnych niezwykle groźne zjawisko. Ulewne deszcze w suchych regionach są wprawdzie rzadkie, jednak spadają na słabo chłonącą, skalną i gliniastą ziemię, dostarczając ogromne ilości wody w krótkim, nieoczekiwanym czasie. Powstające wówczas rwące potoki zabierają wszystko, co po drodze.
Monument Valley, zwana przez tubylców Tse Bii Ndzisgaii (Dolina w skale) nie została zajęta przez osadników zmierzających na zachód (od połowy XIX wieku). Omijali ją wielkim łukiem - ziemia nie nadawała się pod uprawę, brakowało wody i dzikich zwierząt, mogących stanowić pożywienie. A jednak Indianie Navajo, zepchnięci później na te nieużytki, przetrwali.
Navajo to najliczniejsze plemię indiańskie żyjące w Ameryce Północnej. Według spisu powszechnego liczy dziś około 400 tysięcy (dane z 2021 roku). Około 160 tysięcy Indian z tego plemienia mieszka na terenie rezerwatu wielkości Czech, znajdującym się na terenie stanów: Utah, Arizona i Nowy Meksyk.
Na tym pustkowiu, przez miliony lat, najprawdopodobniej ludzie pojawiali się sporadycznie. Teraz Navajo, żyjący na terenie rezerwatu, czerpią zyski z turystyki i bogactw tej ziemi - cennych minerałów. Mimo to, nadal do średniozamożnych mieszkańców Stanów Zjednoczonych NIE należą. 43 procent co najmniej czteroosobowych rodzin zarabia poniżej 24. tysięcy dolarów rocznie, co przez władze federalne uznawane jest za życie poniżej granicy ubóstwa. 44 procent nie ma ukończonej szkoły średniej, a tylko
7 procent ma studia wyższe. Stała praca zagarnęła tylko 22 procent dorosłych! Te liczby mówią same za siebie.
Fot.: Andrzej Rogalski / prywatna kolekcja
Dojeżdżamy na miejsce. Opłaty za wjazd do parku są trochę inne niż w parkach federalnych. Terenem zarządzają Indianie i oni wyznaczają opłaty. Zależą one od ilości osób oraz tego, czy samochód jest prywatny, czy wycieczkowy.
Komfort związany jest głównie
z temperaturą. Najlepszymi miesiącami na wyprawę do Monument Valley są kwiecień i maj oraz wrzesień i październik. Lato potrafi być bardzo gorące, zimy zaś chłodne, czasem
z przymrozkami i opadami śniegu.
Najciekawsze zdjęcia czy filmy, dokumentujące nie tylko podróż, ale i nasze ulotne emocje, powstają w godzinach popołudniowych, przy zachodzie słońca, wieczorem - przy wschodzie księżyca i z samego rana, wśród skał oświetlonych wschodzącym słońcem. Wędrujących z plecakiem jest sporo, choć wyznaczonych szlaków nie tak wiele. Wstają wcześnie, nawet bardzo wcześnie, by zachwycić się ciszą, pięknem krajobrazu, kolorytem otaczającej przyrody, niezapomnianymi wschodami słońca.
Wśród przyparkingowych budek kręcą się przewodnicy. Tubylcy. Bez ich zezwolenia czy wręcz obecności nie możemy wybrać się w niektóre rejon Doliny. Szukam więc znajomego przewodnika, z którym już kiedyś jeździłem. Czuje ten teren i jego urok, ma sporo do opowiedzenia na temat swojego plemienia. Mam szczęście! Ira - tak ma na imię mój znajomy "wódź", właśnie wrócił
z inną grupą. Staram mu się przypomnieć, wypowiadając jedno znane mi zdanie w ich trudnym języku. - T’ááłá’í béeso dóó ba’aan naaki béeso. - mówię. Była to, tak naprawdę, finansowa propozycja dla przewodnika, czyli - opłata od głowy. Pojawia się uśmiech na spalonej słońcem twarzy Ira. To rzadkość. Navajo nie są radośni, nie uśmiechają się, są smutni, powściągliwi, bezsilni. A muszą pracować. by żyć...
Rozsiadamy się na otwartej pace dla turystów lekko zdezelowanego chevroleta, zapinamy pasy i... ruszamy krętą drogą na bezdroża doliny.
Wszędzie są widoczne imponujące skalne wieże, ostańce i iglice. Osiągają wysokość od 120 do 300 metrów od podstawy. Często są bajkowo otulone chmurami. Słońce, szczególnie o poranku i późnym popołudniem, wydobywa z tych skał niesamowite kształty, refleksy i cienie. Płaskie przestrzenie dodają majestatu całej dolinie. Dojeżdżamy do słynnego John Wayne Point. Tu wykonano legendarne zdjęcie przedstawiające ikonę westernów na koniu, na cyplu wysuniętym nad przepaścią.”To właśnie tu Bóg stworzył Dziki Zachód” - powiedział John Wayne, kiedy przybył do Monument Valley na zdjęcia do pierwszego westernu „Stagecoach”. Ciekaw jestem, czy przeżywał też burze piaskowe? Bo my mamy właśnie kolejną... Drobiny kurzu wdzierają się wszędzie. Błyskawicznie chowamy aparaty fotograficzne w szczelne plastikowe torebki. Wjeżdżamy na pętlę dostępna tylko z przewodnikami. Po kolei oglądamy Totem Pole, Yei Bi Chei, Ear of the wind (Ucho wiatru), przez który akurat przelatują tumany czerwonego piachu, dalej mamy The Submarine Rock, który rzeczywiście przypomina łódź podwodą. Wreszcie najważniejszy punkt tej wyprawy - Big Hogan i Suns Eye - czyli oko słońca. Tu się zatrzymujemy na dłużej. Ira prowadzi nas do ogromnej wnęki w kształcie muszli. W jej górnej części znajduje się okrągły otwór, przez który zagląda błękitne niebo.
Fot.: Andrzej Rogalski / prywatna kolekcja
Fot.: Andrzej Rogalski / prywatna kolekcja
Ira prosi nas o chwilę skupienia. Kładziemy się na skałach, zamykamy oczy. Przewodnik opowiada o losie swoich współplemieńców
i zaczyna w końcu śpiewać starą pieśń Indian Navajo. Jego głos obija się od ścian, wzmagając siłę i barwę. Podkreśla to przejmującą
i tajemniczą atmosferę miejsca.
- O czym była ta pieśń? - pytam "wodza".
- To głos tej doliny, który przynosi ukojenie cierpiącym.
Roślinność w parku jest uboga. Gdzieniegdzie tylko widać poskręcane, wiekowe i zmęczone walką o przetrwanie jałowce oraz juki gromadzące skrzętnie wodę ze skromnych opadów. Czasem liczą sobie one po kilkaset lat.
Teren ma powierzchnię około 17 milionów akrów, z których większość znajduje się w stanie Utah.
Obszar został w 1958 roku przekształcony w park. Indianie zajęli się jego ochroną, a jednocześnie umożliwili zwiedzanie coraz liczniej przybywającym turystom i podróżnikom, którzy pragną skonfrontować rzeczywistość z krajobrazami oglądanymi w westernach.
Od czasów, kiedy John Ford* kręcił swoje westerny, w stosunkach międzyludzkich w okolicy sporo się zmieniło. Indianka Navajo sprzedająca pamiątki przywołuje wspomnienia starszyzny plemiennej: - Dawniej, a nawet jeszcze paręnaście lat temu znani aktorzy, reżyserzy, filmowcy bratali się z nami, rozmawiali, pytali, czasem zatrudniali nas jako statystów; teraz jest inaczej – wytwórnie kupują u nas prawo do kręcenia scen filmowych, a później chowają się za kordonami policji i ochrony.
Sceneria Monument Valley oszałamia swoim pięknem. Świat ludzi się zmienia szybko, ale natura potrzebuje na to milionów lat. Niesamowite formacje rudobrązowych skał, roślinność i światłocień o wschodzie i zachodzie wraz z kowbojem na pstrokatym koniu na wysokiej skale nad przepaścią pozostaną na zawsze ikoną Dzikiego Zachodu.