miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
pismo pakamera.polonia, od numeru 14 pod adresem internetowym: www.pakamerapolonia.com
podróże
/ KULTURA wydarzenia
listopad 2022 / 3 (3)
Góralski Dzień
w Muzeum Polskim w Chicago
Zespół taneczny Fundacji "Tatra" / Fot.: Fundacja
Fundacja Kultury Tatrzańskiej „Tatra”, która powstała w 2007 roku, powołała przed laty Góralski Dzień w stanie Illinois. Przypada on
w ostatnią niedzielę października, czyli w czasie miesiąca Dziedzictwa Narodowego. Wspomniany dzień obchodzony jest bardzo uroczyście, tematycznie, radośnie w Muzeum Polskim w Ameryce. Łączy się on również
z wystawą, tańcami, śpiewem, muzyką góralską i pysznym jadłem.
„Różne rzeczy już widziałam podczas tych dni góralskich – wspomina Małgorzata Kot, dyrektorka Muzeum Polskiego w Ameryce. Widziałam, jak wnosili szałas schodami przeciwpożarowymi – bo inaczej się nie mieścił. Ustawili go pod naszym witrażem i serwowali stamtąd moskale, smażone na bieżąco sery i inne rzeczy. Kiedyś przynieśli nam do muzeum najprawdziwsze, żywe pszczoły. Były ilustracją ciekawego wykładu o miodzie, pszczołach
i wszystkim, co się z tymi tematami wiązało. Przedstawiali nam też mnóstwo ciekawych artystów – poetów, tkaczki, hafciarki, rzeźbiarzy, snycerów, choć to zawód już prawie zapomniany. Dzięki tym dniom góralskim zrobiliśmy coś
w rodzaju małej encyklopedii o góralszczyźnie. Każdy z tych dni miał inny temat i to było ciekawe doznanie. Rozszerzyłam też swoją wiedzę w tej kwestii – dodaje z uśmiechem Małgorzata Kot.
30 października 2022 odbył się szósty barwny Góralski Dzień, pierwszy po pandemii. Jego tematem były „Ukryte skarby góralskie
w Chicago”. Jak twierdzi prezes fundacji „Tatra”, Bogdan Ogórek, skarbów jest dużo. Część z nich można oglądać w Muzeum każdego dnia, inne są „w skarbcu muzealnym. To co chcieliśmy pokazać, to skarby ukryte, wcześniej zdeponowane nie tylko w Muzeum, ale także w Fundacji. Pochodzą
z prywatnych domów, kolekcji" – tłumaczy.
Góralski Dzień to nie tylko wystawa. To również celebracja kultury góralskiej, tatrzańskiej… To również świętowanie partnerstwa Fundacji „Tatra” i Muzeum Polskiego w Ameryce.
Kluski szare, oscypek, haftowane bluzki, skórzane i filcowe torebki, góralskie stroje, ciupagi, i wiele drobiazgów nie tylko
w gablotach… Wszystko okraszone najprawdziwszą gwarą, muzyką, śpiewem, tańcami dzieci i młodzieży. I eksponaty, których nie powstydziłoby się żadne muzeum w Polsce. Rzeźby ze Szkoły Zakopiańskiej, wystawiane
w latach 30-tych ubiegłego stulecia w Paryżu czy Nowym Jorku można podziwiać obecnie (częściowo) na stałych ekspozycjach muzealnych w Chicago. Góralszczyzna połączona z fantastycznie odrestaurowanym malarstwem polskim… Tylko tam być, smakować, patrzeć i słuchać, za rok podczas Góralskiego Dnia w Muzeum Polskim w Ameryce.
Anna Czerwińska
Prezes Fundacji "Tatra" Bogdan Ogórek (po prawej) z gośćmi w Muzeum / Fot.: Fundacja
Dzieci w strojach góralskich czekają na swój występ... / Fot.: Fundacja
Fascynacja obrazami Ireny Pokrzywnickiej... / Fot.: Fundacja
listopad 2022 / 3 (3)
"Król Roger" - piękna,
acz niezrozumiała opera Karola Szymanowskiego
Król Roger; Opera Bałtycka
96 lat temu, 19 czerwca 1926 roku, odbyła się
w Warszawie premiera jednej z największych oper wybitnego kompozytora Karola Szymanowskiego.
W listopadzie 2022 roku usłyszymy "Króla Rogera"
w języku polskim w Chicago Opera Theatre z udziałem znakomitości operowych z Polski: Iwony Sobótka
i Mariusza Godlewskiego (szczegóły tutaj)
To zainspirowane orientem i starożytnością dzieło powstawało kilka lat. Libretto, napisane przez samego mistrza sowa polskiego Jarosława Iwaszkiewicza, dokładnie według pomysłu Szymanowskiego, było gotowe już w 1920 roku. Wtedy też opera nosiła tytuł "Pasterz",
a fabułą oparta była na micie Dionizosa i Apollina. Była to druga opera kompozytora po młodzieńczej "Hagith", choć między nimi powstał też balet-pantomima "Mandragora".
Król Roger; Opera Bałtycka
Opera, w sposób dość dowolny, opowiada historię króla Rogera II de Hauteville, hrabiego Sycylii i związana była z fascynacją kompozytora historią odwiedzanego terytorium Włoch w latach 1911-1915. Choć pomysł opery zrodził się dopiero w 1918 roku, po częstych rozmowach z Jarosławem Iwaszkiewiczem, którego mistrz nakłonił do napisania profesjonalnego libretta, na kanwie własnych szkiców i zapisków, to powstałe w dwa lata dzieło doczekało się kilku istotnych przeróbek. Jak wskazują znawcy, inspiracjami dla tekstu i ukazanej historii były "Bachantki” Eurypidesa, proza Waltera Patera oraz dramat Tadeusza Micińskiego "Bazylissa Teofanu". Dzieło w swojej wymowie nawiązuje także do licznych utworów Fryderyka Nietzschego, a także Oscara Wilde’a.
Król Roger; Opera Bałtycka
Karol Szymanowski, fot.: Andrzej Zaborski / Library of Congress, USA
Roger II, Król Sycylii / fragment mozaiki, La Martorana, Palermo / fot.: Matthias Süßen
Jak pisze Józef Kański, znawca i krytyk muzyczny, w swoim dziele "Przewodnik operowy", wymowa utworu Szymanowskiego była złożona
i niejednoznaczna. Czytamy tam: "Trudna
w percepcji muzyka tych dzieł [»Hagith«
i »Króla Rogera«] nie pozwala wielu odbiorcom, a nawet wykonawcom ocenić w pełni ich wartości, w »Królu Rogerze« znacznie wyższych niż w młodzieńczej »Hagith«. (...) »Król Roger« jest operą niezwykłą. Niezwykły był już sam poczęty
w wyobraźni kompozytora
i z mistrzostwem przez Jarosława Iwaszkiewicza zrealizowany pomysł libretta, które czyniąc miejscem akcji średniowieczną Sycylię, splata atmosferę surowego ascetyzmu wczesnego chrześcijaństwa z barwnym i tajemniczym
światem kultury arabsko-bizantyjskiej oraz z kultem wysublimowanego erotyzmu i radości życia". Co ciekawe, w okresie międzywojennym opera była w Polsce wystawiana jedynie dwa razy, mimo bardzo entuzjastycznych opinii po premierze dzieła. Znacznie lepszy odbiór nastąpił dopiero po 1965 roku, kiedy to wystawiano ją w Gdańsku, Krakowie, Poznaniu, Bytomiu, Wrocławiu
i ponownie w Warszawie. O wiele lepszy odbiór i zainteresowanie opera wywołała za granicami Polski. Jej inscenizacje wystawiane były jeszcze przed wojną w Duisburgu czy Pradze, a tuż po niej w Palermo. Kolejnymi miastami były Londyn, Buenos Aires, Brema, Los Angeles, Detroit, Buffalo, Stuttgart, Amsterdam i ponownie Palermo. Dzieło można było też osobiście zobaczyć w Nowym Jorku, Edynburgu, Bonn, Barcelonie, Bregancji i w Paryżu. Wystawiono go także w Sydney i Melbourne, w dalekiej Australii.
Warto więc zwrócić baczniejszą uwagę na ten wybitny utwór jednego z najwybitniejszych polskich kompozytorów, którego wykonania koncertowe dostępne są także w Internecie. Opowiadają piękną historię, trudną acz wybitną muzyką. (dp)
Informacje i bilety na chicagowskie przedstawienie wykonawców amerykańskich, śpiewających po polsku:
https://chicagooperatheater.secure.force.com/ticket/#/events/a0S6S00000Q6WHeUAN
/ KULTURA wydarzenia
listopad 2022 / 3 (3)
AZJATYCKI
FESTIWAL
FILMOWY
"Pięć smaków"
Mateusz Dembski
Azja – dla części Europejczyków odległy rejon świata, którego wyobrażenie opiera się na kliszach, fantazjach, łatwej egzotyce, skłonności do orientalizowania i oceniania miarą własnej kultury. Jednak zupełnie inaczej widzą to organizatorzy festiwalu "Pięć Smaków", którzy chcą Azję odegzotyzować i pokazać, że da się ją (i warto!) zrozumieć. Trzeba powiedzieć, że to właśnie dzięki nim przez ostatnich szesnaście lat kino z krajów azjatyckich stało się polskiemu widzowi bliższe, choć przecież wciąż nie przestaje ono zaskakiwać. Program tegorocznej edycji pozwala poznać wspaniałą, ujętą w ciekawym kontekście społecznym Azję – taką, o której nie śniłem, o wiele bardziej bliską i niezwykłą od tej, którą pokazują w mediach. Wybrałem siedem filmów, z których wyłania się kawałek prawdziwego życia, ale też kilka cennych wskazówek i – przede wszystkim – czysta filmowa przyjemność.
Przed nami szesnasta edycja Azjatyckiego Festiwalu Filmowego "Pięć Smaków", która odbędzie się w tym roku również w formule hybrydowej. Organizatorzy zapraszają od 16 do 23 listopada na specjalną festiwalową platformę VOD, na której do 4 grudnia będzie można obejrzeć wybrane produkcje.
Mori, siedlisko artysty
reżyseria - Shûichi Okita
Kadr z filmu „Mori, siedlisko artysty” /materiały prasowe
Pamięć ziemi
reżyseria - Kim Quy Bui
Kadr z filmu „Pamięć ziemi” /materiały prasowe
24
reżyseria - Royston Tan
Wzorowy student Arnold reżyseria - Sorayos Prapapan
Tytułowy bohater, Morikazu „Mori” Kumagai, to jeden z najbardziej utalentowanych malarzy w Japonii, a przy tym żywa zagadka, inspirująca i od lat nierozwiązana. Mori znany jest jako „pustelnik sztuki” – nie interesują go sława i pieniądze, czego najlepszym dowodem jest fakt, że od 30 lat nie opuścił swojego ogrodu. Jego dni upływają powoli
i mozolnie, w rytmie codziennej rutyny: mężczyzna maluje swoje obrazy nocą, zawsze wstaje ze słońcem, by pójść na spacer (i po inspirację)
w kierunku oddalonego o kilka kroków oczka wodnego. W ten sposób, praktycznie nie ruszając się z miejsca, doświadcza fascynującego obcowania z przyrodą, zgłębia życie w różnych jego formach: z bliska patrzy na każde źdźbło trawy, grudkę ziemi, pozostaje pod wrażeniem każdej mrówki, pszczoły, chrząszcza i konika polnego gramolącego się po łodyżce. Film Shûichiego Okity to wprowadzająca w niespotykanie błogi nastrój opowieść o uważnym rozglądaniu się wokół, o szukaniu kojącej oczy zieleni i zachwycie nad małymi cudami natury, które są
w zasięgu ręki. To oczywiście nie znaczy, że nie znajdą się siły, które nie będą próbowały tego idyllicznego obrazka zmącić – niezapowiedziane wizyty, wścibscy podglądacze, plac budowy za oknem.
Istnieje silne duchowe przekonanie, że człowiek powinien być pochowany w rodzinnych stronach – twarzą skierowaną na południe, w stronę szlaku górskiego i rzeki. Tak chciała być pochowana babinka, którą poznajemy na początku filmu Kim Quy Bui. Zadaniem dzieci jest spełnienie życzenia zmarłej, ale te decydują się zabrać ciało z dzikich zakątków do miasta, włożyć do ognia, a prochy pochować na cmentarzu. Fabuła dzieli się na trzy epizody, a łącznikiem, który je uspójnia, pozostaje temat ceremonii pochówku oraz dyskusja o powinności żyjących wobec tych, którzy odeszli. W Pamięci ziemi ścierają się dwie diametralnie różne postawy: oparta na biznesie i na tradycji. Pierwszą reprezentują firmy pogrzebowe, które sprawę załatwiają urzędowo: regulamin, cennik, osiągnięcie zysku. Druga wymyka się pragmatycznym celom; tu do głosu dochodzą dusze zmarłych, których ostatnia wola nie została wypełniona
i którzy nie mogą zaznać wiecznego spokoju. Efekt jest taki, że codzienność miesza się z magią, życie pozagrobowe przenika się
z ziemskim, ludzie obcują z duchami. Jeszcze długo po seansie będą Państwo szukać powiązań i rozwikływać znaczenia.
Skoro było o duchach, podążajmy dalej tym tropem. 24 również podejmuje temat śmierci, nieuniknionego przemijania, ale i wiary w życie pozagrobowe podobne do doczesnego. Duchem staje się tutaj zmarły niedawno dźwiękowiec, który zamiast przejść na drugą stronę, tkwi
w świecie żywych i kontynuuje swoją pracę. Konstrukcja filmu zaskakuje prostotą, próżno tu więc szukać zawiłych gier: oto mężczyzna ze starym rekorderem na pasku, słuchawkami i tyczką z mikrofonem nagrywa głosy wokół siebie. Wszystko sprowadza się do zbioru niewielkich scenek. Bohater stoi na wiadukcie, próbując uchwycić cały repertuar dźwięków, które składają się na kakofonię miasta. Potem rejestruje szum wiatru, cykanie świerszczy i pomruk lasu. Kolejne miejsca, które odwiedza, to sale koncertowe i studia nagraniowe, ale też podłe knajpy oraz mieszkania, w których drepcze lekko u boku swoich bliskich, podsłuchując, jak rozmawiają o jego odejściu. Niezwykle refleksyjny film Tana z jednej strony prowadzi do egzystencjalnych rozważań nad czekającą nas śmiercią, z drugiej – jest niemalże baśnią lub przypowieścią o życiu pośród dźwięków. To wielka sztuka nauczyć się ich słuchać.
Kilkuset uczniów w mundurkach z białymi wstążkami i w maskach medycznych unosi dłonie z trzema złączonymi palcami. Ten charakterystyczny gest, znany fanom Igrzysk śmierci, stał się symbolem ruchu Bad Student Movement i protestów przeciw systemowi edukacji
w Tajlandii. W 2020 r. uczniowie oskarżyli kadry nauczycielskie o daleko posunięte formy kontroli oraz inwigilacji – począwszy od oceny ubrań przez długość włosów po stosowanie chłosty – żądając zmiany przestarzałych przepisów. „Naszą pierwszą dyktaturą jest szkoła”, „Wolność słowa na lekcjach”, „Czy to szkoła, czy już więzienie?” – to kilka
z haseł, które przynieśli ze sobą demonstrujący przed siedzibą Ministerstwa Edukacji w Bangkoku. Tymczasem Sorayos Prapapan łączy w swoim filmie archiwalne materiały z satyrycznym komentarzem
i historią tytułowego Arnolda – tylko z pozoru wyglądającego na wzorowego ucznia, w istocie próżniaka, który dorabia na fałszowaniu wyników egzaminów. To także – a może przede wszystkim – historia młodych ludzi stających przed ograniczoną pulą życiowych szans.
Kadr z filmu „Wzorowy uczeń Arnold” /materiały prasowe
Wielka noc
reżyseria - Jun Robles Lana
Kolejny tytuł będący komentarzem do rzeczywistości i równie mocno osadzony w realiach. Tym razem koncentruje się jednak nie wokół Tajlandii, ale Filipin, prezydenta Duterte i jego „wojny z narkotykami”,
z której ten uczynił główny temat swojej kampanii. Liczne relacje potwierdzają, że po objęciu urzędu zlecił policji egzekucje i samosądy na dilerach. Ofiarami polowania padali też przypadkowi przechodnie, w tym dzieci oraz kobiety z najbardziej zaniedbanych dzielnic Manili. Liczba ofiar nigdy nie została ustalona (mogło ich być nawet 30 tys.), a na czarną listę Duterte ludzie trafiali często metodą na chybił trafił. Również Dharnę, bohatera filmu Juna R. Lany, spotyka podobny los – choć sam nie brał nigdy udziału w handlu narkotykami. Aby uchronić się od zarzutów, chłopak wyrusza w nocną odyseję śladami tych, którzy wydali na niego wyrok śmierci. To sensacyjna komedia omyłek: akcję napędza wyścig
z czasem i spirala kuriozalnych sytuacji; po drodze bohater trafia do zakładu pogrzebowego, na porodówkę i na spotkanie z gwiazdą
z przebrzmiałych filmów akcji. Warto pamiętać, że ironia, sarkazm oraz czarny humor są w Wielkiej nocy odpowiedzią na opresyjną rzeczywistość. To potrzebne strategie oporu.
Konfucjańska konsternacja
reżyseria - Edward Yang
Bohaterami ubiegłorocznej edycji Pięciu Smaków byli Wong Kar-Wai oraz jego filmy w wersjach odświeżonych cyfrowo. Tym razem festiwal upłynie pod znakiem twórczości Edwarda Yanga – mistrza kina tajwańskiego, który wciąż pozostaje nieodkryty. W programie retrospektywy zaplanowano sześć filmów z jego dorobku, z których najbardziej znany to I raz, i dwa – rodzinna saga opowiedziana z perspektywy co najmniej kilku pokoleń. W przeglądzie znalazły się też jednak tytuły mniej oczywiste, np. Konfucjańska konsternacja, opowieść o realiach dojrzewającego w zawrotnym tempie kapitalizmu, oportunizmie świata kultury, a więc
o tym, jak pogoń za dobrobytem odbiła się na wchodzących w XXI w. mieszkańcach Tajpej. Yang swoim zwyczajem snuje wielogłosową historię opowiadającą o rodzinie, mieście, społeczności naznaczonej przez rozczarowania związane z życiem miłosnym i materialistyczne zapędy. W krótkich migawkach pokazuje również, jak tytułowy konfucjanizm został współcześnie ustrukturyzowany i opacznie zrozumiany. Stąd płynie już prosty wniosek: abyśmy mogli w takim świecie osiągnąć spokój umysłu, potrzebujemy bliskiej i głębokiej więzi
z innymi.
Kadr z filmu „Konfucjańska konsternacja” /materiały prasowe
PTU
reżyseria - Johnnie To
Kadr z filmu „PTU” /materiały prasowe
Hongkong w filmach Wong Kar-Waia sprawia często wrażenie miasta pełnego samotności i cierpienia, ale nieco inaczej wygląda już w obiektywie Johnniego To. Tegoroczna sekcja „Hongkong. Kino czasu przemian” dobrze oddaje te różnice; pokazuje, jaką ewolucję w ciągu ostatniego ćwierćwiecza przeszła tamtejsza kinematografia. Sami organizatorzy podkreślają, że początek XX w. to moment, w którym
w hongkońskim kinie nastąpił zwrot ku filmom kręconym w sposób drapieżny i opowiadającym o szorstkim ulicznym życiu. Zrealizowany
w 2003 r. PTU to klasyka gatunku, przedstawiająca mroczną, bliską półświatka stronę Hongkongu. Kołem zamachowym jest tu postać sierżanta Lo Sa, który zgubił swoją broń na służbie. Nad bohaterem wisi groźba zawieszenia, dlatego w poszukiwania włączają się funkcjonariusze z całego miasta. Za policyjnymi kulisami oglądamy ciągłe naginanie przepisów, szukanie luk w procedurach, ustawki z mafią i terroryzowanie podejrzanych. Miasto, choć rozedrgane i niebezpieczne, emanuje u Johnniego To dziwnym spokojem. Pustoszeją ulice, budynki zieją pustką, neony rażą w oczy. Tyle piękna, tyle grozy. ("Przekrój")
Rysiek...
... odszedł niespodziewanie 22 września 2022 roku. Pozostanie we wspomnieniach...
Sławomir Sobczak
Ryśka poznałem na początku lat 80. Był wtedy aktorem-lalkarzem we wrocławskim Teatrze Lalek. Tam nota bene poznał piękną koleżankę z Krakowa rodem, która została jego żoną. Rysiek czasem w rozmowie zacinał się, ale nie
dotyczyło to pracy na scenie czy przed mikrofonem. Może to zdecydowało o pójściu w sztukę pantomimy? A może przypadek? We Wrocławiu działał znakomity Teatr Pantomimy Henryka Tomaszewskiego, w tych czasach mocno osłabiony po tym jak jego największe gwiazdy wybrały wolność na Zachodzie. Moim sąsiadem na Biskupinie był ówczesny lider zespołu, Marek Oleksy i to on poznał mnie z Ryśkiem. Na pewno było to pomiędzy dwoma najbardziej znanymi spektaklami z udziałem ich obu. "Rycerze króla Artura" i "Akcja - sen nocy letniej" to był swoisty opus magnum w twórczości Ryszarda. Często do nich wracał po latach. Dumny też był nadzwyczajnie
z dokonań swojej siostry Antoniny, aktorki od wielu lat błyszczącej na scenie poznańskiego Teatru Nowego (to na jej kolanach zmarł na zawał na próbie Króla Leara Tadeusz Łomnicki, którego imię dziś nosi ta placówka). Rysiek Choroszy był szalenie towarzyski. Wielokrotnie przekonałem się w Klubie Dziennikarza jakim był wspaniałym gawędziarzem. Raz przeraził nas śmiertelnie, gdy wpadł na Świdnicką (tam mieści się Wrocławski Klub Dziennikarza - przyp. red.) w krótkich spodenkach
i osmalonej koszulce z opowieścią o pożarze , który kompletnie strawił ich mieszkanie. Ten fakt chyba ostatecznie zdecydowł o emigracji Baśki do USA. Zresztą - z tego, co pamiętam, nie lubiła Wrocławia. W Chicago była już Ela Panas, byli Andrzej Szopa i Maciek Suszyński, a w Polsce beznadziejna szarzyzna...
Ryśkowi, który dołączył do żony i syna po paru latach nie było łatwo. Kryzys małżeński, kłopoty z adaptacją, ciężka fizyczna praca nie stwarzały warunków do artystycznego rozwoju. Były podejmowane próby, ale po powrocie na łono rodziny Rysiek poświęcił swoje ambicje dla dobra wspólnego. I tak został - moim zdaniem - najsympatyczniejszym sprzedawcą samochodów
w Wietrznym Mieście. Pomagał też Barbarze w jej projektach medialnych, ale to przerosło moją wyobraźnię
i nasz kontakt był już sporadyczny. Cześć Jego pamięci!
Ryszard Gajewski-Gębka
Utrzymywałem z nim kontakt przez parę lat jak mieszkałem w Chicago. Wiem, że ukończył wydział lalkarski krakowskiej Wyższej Szkoły Teatralnej z filią we Wrocławiu. Przez chwilę pracował jako aktor-lalkarz, później przeszedł do renomowanego na całym świecie Wrocławskiego Teatru Pantomimy za dyrekcji słynnego Henryka Tomaszewskiego.
Był wybitnie uzdolniony ruchowo, miał dużą wiedzę na temat plastyki ciała i ruchu scenicznego w zakresie pantomimy. Ale także wywodził się ze "starej szkoły aktorskiej", która wymagała aby aktor, obojętnie czy to mim czy aktor dramatyczny, miał świadomość po co wchodzi na scenę, co dla niektórych współczesnych aktorów staje się zbędne.
Często rozmawialiśmy i nie raz spieraliśmy się do białego rana, nie szczędząc papierosów i alkoholu, na temat teatru i pracy aktora tworzącego spektakl .
Lubiłem te rozmowy, bo Rysiek pokazywał mi inne spojrzenie na teatr, które było dla mnie nowością - skupiało się na mowie ciała i gestu.
Odbyłem nawet z nim parę sesji pantomimy, gdzie pokazywał mi jak powinno pracować ciało aktora, kiedy ma do dyspozycji tylko ruch i gest.
Był bardzo profesjonalny i pracując z nim można było wiele skorzystać. Miał mnóstwo pomysłów teatralnych na przyszłość, ale chyba nie zdążył ich zrealizować.
Przez ostatnie lata pracował jako sprzedawca samochodów Volvo
w Chicago. Wielka szkoda...
październik 2022 / 2 (2)
Andrzej Krukowski
Widziałem Ryśka w spektaklach u Tomaszewskiego.
W domu pogrzebowym byłem zdumiony, i jest to dla mnie tajemnicą,
że było kilka zdjęć, ale żadnego na temat jego aktorstwa. Zmarł jako sprzedawca samochodów!!!
Niesamowite.
Ciekawe.
Tajemnicze.
Większość ludzi w domu pogrzebowym to pracownicy od dilerów samochodowych. Coś niesamowitego. Rozmawiałem z Ryśka synem. Wiesz - powiedział - niesamowite, że ojciec miał zero znajomości na temat samochodów, a był najlepszym sprzedawcą!!!
Ani słowa, że był jednym z najlepszych aktorów u Henryka Tomaszewskiego.
I tak wygląda śmierć emigranta. NIE WAZNE KIM BYŁ, WAZNE CO MIAŁ! Odejście od zawodu było bardzo bolesne. Basia i ich syn byli świadkami powolnej śmierci artystycznej Ryśka. Dlatego spuścili zasłonę milczenia na to, kim był RYSZARD CHOROSZY. On też się z tym pogodził. Pracowałem z nim sam na sam przy Kubusiu Puchatku, Zemście, zaczęliśmy też spotkania w związku z przygotowywanym spektaklem Schultza. Oto moje ostatnie słowo o Ryśku.
Zdolny. Wrażliwy. Absolutny profesjonalista. Uczeń mistrza Tomaszewskiego. Zgłuszony przez rzeczywistość.
Atak serca. Bo serce, zawsze był ARTYSTA. I serce się o siebie upomniało. Miłości nie da się oszukać. Kochajmy to, co nas napędza. Z pewnością to nie pieniądze! Amen.
/ KULTURA wydarzenia
wrzesień 2022 / 1 (1)
Sezon artystyczny 2022-2023
rozpoczęty!
Chicago Lyric Opera
10 września’22 odbyło się premierowe przedstawienie operowe „Ernani” Giuseppe Verdiego (1830-1901) pod dyrekcją Enrique Mazzola (dyrektor muzyczny Lyric Opera)
i w reżyserii Louis Muller. W rolach solowych: Tamara Wilson (Elvira), Russell Thomas (Ernani), Quinn Kelsey (Don Carlo) oraz Christian Van Horn (Don Ruy Gomez de Silva).
„Ernani” to piąta opera w twórczości kompozytora i pierwsza napisana na zamówienie Teatro La Fenice w Wenecji. Podstawą libretta dramatyczno-lirycznej opery, autorstwa Francesco Maria Piave, stało się dzieło Victora Hugo „Hernani, czyli honor kastylijski” z roku 1830.
"Ernani" jest okazem sztuki kondensacji: zwięzłe i bardzo dobre libretto, muzyka zogniskowana na dylematach i emocjach bohaterów, kameralna obsada i zaledwie kilka scen zbiorowych. Trudne relacje między bohaterami, animozje, chwilowe sojusze, mieszanka porywczości, nadętej dumy i żądzy zemsty napędzają zwartą akcję.
Verdi i Piave przenieśli na scenę operową wszystkie główne wątki dramatu. Zmodyfikowali zakończenie, żeby było jak najkrótsze (u Hugo z życiem żegnają się wszystkie główne postaci z wyjątkiem Don Carlosa). Dramat Hugo porusza się między komedią a tragedią, karmi się niejednoznacznością i groteską. Verdi i Piave przekładają go w toku adaptacji na typowy dziewiętnastowieczny melodramat płaszcza i szpady. Nawet sam Hugo ostro zaprotestował przeciwko tej „niezdarnej parodii” swojej sztuki, a kiedy opera dotarła do Paryża, kazał zmienić jej tytuł i imiona bohaterów – wystawiono ją w Théâtre des Italiens jako "Il Proscritto".
We współczesnej wersji opery znakomity dyrektor muzyczny Enrique Mazzoli po raz kolejny zademonstruje swoje pełne pasji zaangażowanie, a reżyseria Louis Muller oraz luksusowe dekoracje i kostiumy Scotta Marre dodadzą blasku wspaniałej produkcji Verdiego w LyricOpera of Chicago.
Bilety na operę „Ernani”, która będzie grana do 1 października bieżącego roku, dostępne są na stronie internetowej
Lyric Opera. (ac)
Źródło: Lyric Opera of Chicago; "Przewodnik operowy"; Fot.: Lyric Opera of Chicago
"Skrzypek na dachu"
Kultowy musical od dziesięcioleci zachwyca publiczność. Nowsza wersja spektaklu zajmie ważne miejsce w jesiennym repertuarze chicagowskiej opery.
Oryginalny musical, podejmujący ponadczasowe tematy rodzinne, ideologiczne, religijne i związane ze wspólnotą i tradycją, wystawiono na Broadway'u
w 1964 roku.
Tegoroczna wersja, nieco "odświeżona" (pierwszy spektakl - 17 września'22), podczas której rolę Tevye'go zagra debiutujący Steven Skybell, zaskoczy miłośników teatru, pamiętających poprzednie produkcje musicalowe. Ten występ będzie znacząco inny, bogatszy, głośniejszy!
W przedstawieniu będzie można zobaczyć ponad sto artystów dramatycznych i muzycznych.
Reżyser, Barrie Kosky, który odmienił i wzbogacił scenicznie musical, wspomniał: „Myślę, że publiczność będzie oszołomiona muzyką, po prostu niebem. Partytura jest wspaniała, z pełną sekcją smyczkową… całą dętą blaszaną. Trzy basy zamiast jednego! A potem mamy cały chór” – dodał.
To trzeba zobaczyć! Tego trzeba posłuchać!
Lyric Opera House - od 17 września do 7 października. (ac)
Źródło: NBC, Lyric Opera of Chicago; Fot.: Lyric Opera of Chicago
Chicago Orchestra Hall
"Amadeus Live"
W większości filmów muzyka odgrywa cenną, wspierającą rolę, wzmacniając i rozwijając dramat. Ale
w „Amadeuszu” Miloša Formana (1984), nagrodzonym Oscarem filmie biograficznym o Wolfgangu Amadeuszu Mozarcie, muzyka jest równie ważna jak fabuła. Prezentowane są fragmenty niektórych z największych dzieł słynnego kompozytora, w tym „Wesela Figara”,
22. Koncertu fortepianowego, Wielkiej Mszy c-moll, 29. Symfonii i oczywiście „Requiem” kompozytora jako centralny punkt filmu.
Utwory te są sercem klasycznego repertuaru i znajdują się również w spektrum Chicago Symphony Orchestra (CSO). Trudno wyobrazić sobie bardziej odpowiedni film do otwarcia sezonu muzycznego 2022-23 w serii „Filmy” aniżeli „Amadeus”, który zdobył osiem Oscarów
(z 11 nominacji) i został dodany w 2019 roku do Narodowego Rejestru Filmowego Biblioteki Kongresu. Produkcja
„live-to-picture”, zatytułowana „Amadeus Live”, zostanie zaprezentowana w dniach 13-16 października, a orkiestra
i Chicago Symphony Chorus zapewnią synchroniczne wykonanie na żywo partytury, prowadzone przez Constantine'a Kitsopoulosa w jego debiucie z chicagowską orkiestrą. (Koncerty 13 i 15 października są częścią serii CSO Classical, a koncerty 14 i 16 października są częścią CSO at the Movies.)
„Nie mogę się tego doczekać” – powiedział. „W Chicago Symphony dorastałem z nagraniami różnych repertuarów. To po prostu legendarna orkiestra, a możliwość grania z nimi tej muzyki będzie bardzo ekscytująca”.
Film jest adaptacją sztuki teatralnej Petera Shaffera z 1979 roku „Amadeus” i koncentruje się na fabularyzowanej rywalizacji między Mozartem a Antonio Salieri, innym wybitnym kompozytorem tamtych czasów. W tym opowiadaniu ten ostatni wymyśla nawet plan zamówienia requiem, które uzna za własne po zabiciu Mozarta i premierze na pogrzebie. „Istnieje pewna licencja artystyczna związana z różnymi wydarzeniami” – powiedział Kitsopoulos. „Ale jest to opowieść o zazdrości i o tym, jak sobie z nią radzić w obliczu błyskotliwego umysłu, takiego jak Mozart, który jest całkowicie naturalny w tym, co robi. To bardzo ludzka
i uniwersalna historia, stworzona niesamowicie pięknie przez Formana”.
„Część muzyki, którą dyryguję, jest po prostu fantastyczna, od Bernarda Herrmanna po Johna Williamsa. A z „Amadeusem” nie można pokonać Mozarta”. — Konstantyn Kitsopoulos
Dużym wyzwaniem podczas pokazów filmów orkiestrowych jest synchronizacja akompaniamentu muzycznego z akcją na ekranie. „W filmie z orkiestrą na żywo jedyną rzeczą, która jest stała, która nigdy się nie zmienia, jest film” – powiedział Kitsopoulos. „Jeśli nie jesteś z filmem, film będzie trwał dalej, bez względu na to, co zrobisz”. W tym celu dyrygenci używają systemu znanego jako „streamery i stemple”, wizualne wskazówki osadzone w filmie, które są widoczne tylko na monitorze dyrygenta, które wskazują nadchodzącą linię dialogu lub wydarzenie filmowe. Taka synchronizacja jest szczególnie ważna
w „Amadeusie”, ponieważ muzyka i montaż filmu są ze sobą ściśle powiązane.
Muzykę na ścieżce dźwiękowej filmu dyrygował i nadzorował Sir Neville Marriner, a wykonała ją londyńska Academy of St. Martin in the Fields. Nagrodzony Grammy album ze ścieżką dźwiękową osiągnął 56. miejsce na liście albumów popowych Billboard i sprzedał się w ponad 6,5 miliona egzemplarzy, co czyni go jednym z najpopularniejszych klasycznych wydawnictw wszechczasów. W przypadku tych pokazów oryginalne występy orkiestry i chóru zostały usunięte ze ścieżki dźwiękowej, ale dodając warstwę złożoności, wokalne solówki pozostały, a Kitsopoulos musi upewnić się, że orkiestra i chór są z nimi dokładnie zsynchronizowane.
Współpracując z wieloma czołowymi orkiestrami, pracując w operze i na Broadwayu, Kitsopoulos miał zróżnicowaną karierę. Najważniejsze to piastowanie stanowiska asystenta chóru w nowojorskiej Operze w latach 1984-1989 oraz pełnienie funkcji dyrektora muzycznego i dyrygenta w broadwayowskiej produkcji Baza Luhrmanna z 2002 roku „Cyganeria”. Przez ostatnie pięć czy sześć lat poświęcał wiele czasu na pokazy filmowe, takie jak ten w Orchestra Hall; ma w swoim repertuarze ponad 40 partytur filmowych. „Kocham muzykę” – powiedział. „Część muzyki, którą dyryguję, jest po prostu fantastyczna, od Bernarda Herrmanna po Johna Williamsa. I oczywiście z „Amadeusem” nie można pokonać Mozarta”.
Idea orkiestr symfonicznych dostarczających na żywo akompaniamentu muzycznego do klasycznych filmów zaczęła się rozwijać około 25 lat temu. GUS po raz pierwszy zapuścił się w krainę w kwietniu 2001 roku z koncertami muzyki Charlie Chaplin do „Światła miasta” (1931), obok pokazów klasycznego filmu niemego. Sukces tego pomysłu doprowadził do powstania w latach 2004-05 serii o nazwie CSO at the Movies.
Od tego czasu niektórzy obserwatorzy branży zastanawiali się, czy te pokazy orkiestrowe w całym kraju były tylko modą, ale ich ogromna popularność i więź z publicznością okazała się trwała. „To wspaniałe doświadczenie” – powiedział Kitsopoulos.
„To świetny sposób na zapoznanie ludzi z brzmieniem orkiestry i wspaniałą muzyką”. (ac)
Źródło: Chicago Symphony Orchestra; Constantine Kitsopoulos; Fot.: Taste of Cinema