top of page

/ SPOTKANIA   felieton

  czerwiec 2023 / 6 (10)

Abstract Circles

Buty wypastowane​

JERZY PILCH

W Polsce jest coraz lepiej, ponieważ podnosi siÄ™ zarówno stopa życiowa jak i poziom obyczajowy kloszardów. Nie mam w tej sprawie przekonujÄ…cych rezultatów statystycznych, ale mam ten przywilej, że bezkarnie uogólniam wÅ‚asne spostrzeżenia. Nie muszÄ™ dodawać, że sÄ… to spostrzeżenia jednostkowe.

Kloszardzi koczujÄ…cy w wymiernej odlegÅ‚oÅ›ci od caÅ‚odobowego sklepu spożywczego przy ulicy Hożej w Warszawie sÄ… mi znani z wi-dzenia. WiedzÄ…, że od czasu do czasu - zwÅ‚aszcza jak widzÄ™, że sytuacja jest dramatyczna - mogÄ… liczyć na drobne wsparcie; choć sprawiedliwie trzeba przyznać, że zdarzajÄ… siÄ™ nam i caÅ‚kiem bezinteresowne wymiany ukÅ‚onów. Jak z kolei jest interes, to jest formuÅ‚owany wprawdzie fasadowo, ale wymiernie. Kloszardzi z Hożej należą mianowicie do tej grupy polskich biznesmenów, co wiedzÄ…, iż im Å›ciÅ›lej sformuÅ‚owane sÄ… warunki wstÄ™pnego kontraktu, tym lepiej wypada koÅ„cowy rezultat negocjacji. Toteż przy-stÄ™pujÄ… do rozmów operujÄ…c bardzo Å›cisÅ‚ymi danymi: - Kierowniku, brakuje nam do flaszki dokÅ‚adnie zÅ‚oty sześćdziesiÄ…t siedem. Suma bywa oczywiÅ›cie różna, nigdy wszakże nie przekracza wysokoÅ›ci dwu zÅ‚otych i zarazem zawsze zawiera sugestiÄ™ zaokrÄ…glenia (zbilansowania) w kierunku tej wÅ‚aÅ›nie liczby. StÄ…d też dwa zÅ‚ote jest podstawowÄ… kwotÄ… (kwotÄ… matkÄ…) ewentualnych dotacji.

OczywiÅ›cie bywa, że psujÄ™ harmoniczność ukÅ‚adu i wrÄ™czam zÅ‚otówkÄ™, pięćdziesiÄ…t, a nawet - wstyd wyznać - dwadzieÅ›cia groszy, ale wówczas wzrastajÄ… koszta niewymierne. W sensie widzialnym wyzbywam siÄ™ paru groszy, ale straty moralne, jakie ponoszÄ™ bÄ™dÄ…c przymuszonym do oglÄ…dania mimicznego spektaklu wyobrażajÄ…cego AlegoriÄ™ NiepojÄ™tego Bólu i Zdumienia, sÄ… o wiele wyższe. Kloszard, na którego dÅ‚oni spocznie moneta - dajmy na to - pięćdziesiÄ™ciogroszowa, wpierw zastyga niczym porażony gromem krzywdy, stoi niemo i nieruchomo niczym posÄ…g niesprawiedliwoÅ›ci, przez wiele sekund wpatruje siÄ™ z mistrzowsko markowanym niedowierzaniem w nikczemny nominaÅ‚, nastÄ™pnie jakby przeszywaÅ‚a go bÅ‚yskawica najwyższego niepokoju, wolno, niezwykle wolno unosi gÅ‚owÄ™ i patrzy na mnie rozdzierajÄ…co, w jego spojrzeniu jest zarówno poczucie krzywdy jak i napomnienie, zarówno pogodzenie siÄ™ z tragicznym losem jak i nadzieja na jego poprawÄ™ - jest to tak sugestywne i tak przeraźliwe, że zarÄ™czam: lepiej dać wiÄ™cej, a tego nie widzieć.

PostÄ™p obyczajowy, jaki w ostatnich czasach na przykÅ‚adzie kloszardów z Hożej odnotowujÄ™, polega gÅ‚ównie na zmianach jÄ™zykowych oraz widocznym wzroÅ›cie etosu. Z inicjalnych formuÅ‚ proszalnych znika mianowicie do cna zbanalizowana tytulatura (kierowniku, szefie, sÄ…siedzie), a zastÄ™puje jÄ… powszechnie przyjÄ™ta forma: pan, panie - to prawda - przez prostoduszny nadmiar kwiecistoÅ›ci sprawiajÄ…ca na razie nieco groteskowe wrażenie: Å‚askawy panie, czy szanowny pan zechciaÅ‚by itd.

Kiedy w zeszÅ‚ym tygodniu wracaÅ‚em do domu, znalazÅ‚em siÄ™ w wyjÄ…tkowo niezrÄ™cznej sytuacji, byÅ‚em objuczony ostatniÄ… partiÄ… prac konkursowych, dźwigaÅ‚em siatkÄ™ z podstawowymi artykuÅ‚ami spożywczymi, pod pachÄ… miaÅ‚em opasÅ‚y plik gazet, sÅ‚owem obie rÄ™ce zajÄ™te i wÅ‚aÅ›nie wówczas, w tak operacyjnie niefortunnym momencie, pod samÄ… już bramÄ… zbliżyÅ‚ siÄ™ jeden z kloszardzich liderów i konsekwentnie szerzÄ…c nowy wzorzec jÄ™zykowy, zagaiÅ‚ z wykwincjÄ…: - Najmocniej pana przepraszam, ale brakuje nam dosÅ‚ownie zÅ‚oty dziewięćdziesiÄ…t jeden, czy pan byÅ‚by Å‚askaw?

- Przepraszam - odparÅ‚em z uprzejmoÅ›ciÄ…, choć nie bez pewnej irytacji - przepraszam, ale jak pan widzi, nie mam wolnej rÄ™ki i nie mogÄ™ speÅ‚nić paÅ„skiej proÅ›by. JeÅ›li jednak - dodaÅ‚em skwapliwie, bo w jego twarzy nie tylko smutek, ale i gotowość do obrazy ujrzaÅ‚em - jeÅ›li jednak poczeka pan kilka minut, to ja zaraz ponownie wychodzÄ™ z domu i wówczas bÄ™dzie mi Å‚atwiej... On spojrzaÅ‚ na mnie z namysÅ‚em i po chwili zapytaÅ‚:

- Czy aby na pewno? - OczywiÅ›cie, zaraz bÄ™dÄ™ z powrotem... MuszÄ™ jeszcze wpaść do pralni - dodaÅ‚em szczery i przez to, przynajmniej w moim przekonaniu, w peÅ‚ni  uwiarygodniajÄ…cy  mnie  konkret.  I wtedy  lider  kloszardów przybliżyÅ‚ twarz na niebezpiecznÄ… odlegÅ‚ość

i rzekł: - Mogę panu zaufać?

- Tak - wyjÄ…kaÅ‚em i bez zwÅ‚oki poleciaÅ‚em na górÄ™ i wszystko, co miaÅ‚em, zostawiÅ‚em i z naszykowanÄ… dwuzÅ‚otówkÄ… jak najrychlej na dóÅ‚ wróciÅ‚em - jego jednak - choć sÅ‚owo dajÄ™, dÅ‚ugo nie zabawiÅ‚em - już nie byÅ‚o. MiaÅ‚em nawet - celem udowodnienia, że mimo wszystko można mi zaufać - odruch szukania, ale powÅ›ciÄ…gnÄ…Å‚em samego siebie. Mój etos byÅ‚ bez zmian, jemu wzrastaÅ‚ godność i ho-nor, z jakim olaÅ‚ czekanie, byÅ‚y tego wymownym Å›wiadectwem.

W przypadku pucybuta Å›wietnie znanego wszystkim podróżujÄ…cym popoÅ‚udniowymi ekspresami Kraków-Warszawa wzrost obycza-jowy i etyczny jest tak daleko idÄ…cy, że aż nadmierny. Sympatyczny ów czÅ‚owiek snadź zbiÅ‚ na czyszczeniu butów fortunÄ™, o czym Å›wiadczy choćby przyodziewek. Któż w koÅ„cu widziaÅ‚ pucybuta w kosztownej skórzanej kurtce, któż widziaÅ‚, żeby pucybut swoje akcesoria trzymaÅ‚ w wytwornym neseserze, jak nie od Baty, to z pewnoÅ›ciÄ… od Wittchena albo na odwrót.

Nigdy nie korzystaÅ‚em z jego usÅ‚ug, bo sytuacja, w której drugi czÅ‚owiek miaÅ‚by mi czyÅ›cić buty, byÅ‚aby dla mnie nie do zniesienia pod wzglÄ™dem egzystencjalnym. Tak siÄ™ wszakże skÅ‚ada, że od awansu Cracovii do pierwszej ligi moje podróże do Krakowa staÅ‚y siÄ™ niepomiernie czÄ™stsze i bywa, że nie ze wszystkim nadążam. ParÄ™ dosÅ‚ownie dni temu w biegu z hotelu do pociÄ…gu nie zdoÅ‚aÅ‚em należycie wypastować butów, a bycie w niewypastowanych butach jest - jak powszechnie wiadomo - absolutnie nie tylko pod wzglÄ™dem egzystencjalnym, ale pod każdym wzglÄ™dem nie do zniesienia. Toteż nie dziwota, że jak tym razem zziajany do pociÄ…gu wpadÅ‚em i króla pucybutów zastaÅ‚em w pierwszej klasie rozciÄ…gniÄ™tego w sybaryckiej pozie na fotelu - zgodziÅ‚em siÄ™. On zapytaÅ‚: - CzyÅ›cimy?  A  ja  nieoczekiwanie  odparÅ‚em:  - CzyÅ›cimy.  On  spojrzaÅ‚  na  mnie  opornie,  z  gnuÅ›noÅ›ciÄ…  zwlókÅ‚  siÄ™  z fotela i powiedziaÅ‚

z ociąganiem: - W takim razie idę kupić pastę.

Nie pytaÅ‚em, czy mogÄ™ mu zaufać. WiedziaÅ‚em, że wróci. Do sÄ…siedniego przedziaÅ‚u wÅ‚aÅ›nie wsiadali jego stali klienci - grupa amery-kaÅ„skich biznesmenów wprost nienasyconych w glansowaniu butów. WróciÅ‚. BÅ‚yskawicznie - co sprzyjaÅ‚o mi pod wzglÄ™dem moralnym - uporaÅ‚  siÄ™  z  moimi  trzewikami  i  ruszyÅ‚  ku  swym gÅ‚ównym obowiÄ…zkom. Przez cienkÄ… Å›cianÄ™ przedziaÅ‚u sÅ‚yszaÅ‚em, jak przecierajÄ…c

z kurzu, pastujÄ…c i glansujÄ…c najdroższe buty Å›wiata, z ich wÅ‚aÅ›cicielami nieÅ›piesznie pogaduje sobie po angielsku. Niespiesznie, bo do odjazdu byÅ‚o jeszcze dobrych parÄ™ minut.    (www.niniwa22.cba.pl)

Leibniz w pizzerii

/ SPOTKANIA   felieton

grudzień 2022 / 4 (4)

Abstract Circles

Leibniz w pizzerii

​

JERZY PILCH

Mniejsza o to, z jakich powodów od dÅ‚uższego czasu poszukujÄ™ książki pt. "Wyznanie wiary filozofa" Gottfrieda Wilhelma Leibniza, mniejsza o to, dlaczego chcÄ™ mieć ten legendarny tom i szczerze powiem mniejsza nawet o to, czy go kiedykolwiek porzÄ…dnie i ze zrozumieniem przeczytam.

W każdym razie przebieg wydarzeÅ„ jest nastÄ™pujÄ…cy: jak zwykle idÄ™ ÅšwiÄ™tokrzyskÄ…. To znaczy: nie tak caÅ‚kiem jak zwykle, bo widzÄ™, że w jednym miejscu, już blisko Nowego Åšwiatu, jest na ÅšwiÄ™tokrzyskiej coÅ› caÅ‚kiem niezwykle nowego - nowa pizzeria mianowicie. Dawniej byÅ‚a tam sÅ‚awna knajpa "U Matysiaków", a teraz proszÄ™: caÅ‚kiem nowa pizzeria. Zafrapowany nowoÅ›ciÄ… podchodzÄ™ bliżej i nie doznajÄ™ zawodu: pizzeria jest nie tylko nowa, jest ona też niezwykle nowoczesna. Z frajerskÄ… ciekawoÅ›ciÄ… zaglÄ…dam do Å›rodka przez panoramicznÄ… szybÄ™ i ciekawość moja nie tyle wzrasta, doznaje ona wrÄ™cz szoku poznawczego. Otóż na jednej z olbrzymich Å›cian lokalu najwyraźniej widnieje olbrzymi regaÅ‚ wypeÅ‚niony w dodatku olbrzymiÄ… iloÅ›ciÄ…  książek. Nowoczesność  plus  nowatorstwo plus tradycja plus niekonwencjonalne rozwiÄ…zanie wystroju; coÅ› dla ducha

i coś dla ciała, pomyślałem proroczo i sam sobie nie zdawałem sprawy, jak dalece myśl moja była prorocza.

Nie muszÄ™ dodawać: natychmiast wchodzÄ™ do Å›rodka, nie muszÄ™ dramatyzować: na pierwszy rzut oka widzÄ™ stojÄ…ce na póÅ‚ce "Wyznanie wiary filozofa" i to egzemplarz, sÄ…dzÄ…c po grzbiecie, w bardzo dobrym stanie. LecÄ™ do obsÅ‚ugi, dopytujÄ™ siÄ™, czy istnieje jakakolwiek możliwość nabycia, bÅ‚agam, oferujÄ™ bajoÅ„skie sumy, ale najwyraźniej widzÄ™, że obsÅ‚uga przyglÄ…da mi siÄ™ jakoÅ› dziwnie, szczerze mówiÄ…c widzÄ™, że obsÅ‚uga patrzy na mnie jak na gÅ‚upka. Ponieważ do tego rodzaju spojrzeÅ„ jestem silnie przyzwyczajony, wracam do regaÅ‚u, by raz jeszcze mityczny tom na spokojnie obejrzeć. WyjmujÄ™ Leibniza z póÅ‚ki i widzÄ™, że jest on owszem w dobrym stanie, posiada wszakże jeden defekt, jest mianowicie za wÄ…sko obciÄ™ty, tak, by elegancko mieÅ›ciÅ‚ siÄ™ w pÅ‚ytkim regale.

I widzÄ™, że wszystkie książki sÄ… identycznie, równiutko do mniej wiÄ™cej siedmiocentymetrowej szerokoÅ›ci obciÄ™te tak, by pa-sowaÅ‚y, widzÄ™, że caÅ‚a ta pizzeryjna biblioteka skÅ‚ada siÄ™ ze zgrabnie wychlastanych tomów, że nawet opasÅ‚e encyklopedie, których tu również nie brakuje, przeistoczone zostaÅ‚y w maÅ‚e, cudne tomiki.

I tyle. Dalej w gruncie rzeczy nie ma o czym mówić. Wiadomo w koÅ„cu, że tradycja niszczenia książek to jest dÅ‚uga i istotna dla ludzkoÅ›ci tradycja. EwentualnÄ… nowoÅ›ciÄ… może być fakt, że o ile w dawnych dobrych czasach książki bywaÅ‚y na przykÅ‚ad palone na stosach, bo zawieraÅ‚y jakieÅ› wrogie treÅ›ci, o tyle ksiÄ™gozbiór w pizzerii na ÅšwiÄ™tokrzyskiej zostaÅ‚ zniszczony dla piÄ™kna. Przecież o nic innego tu nie idzie jak o piÄ™kno, jak o to, by Å›ciana piÄ™knie wyglÄ…daÅ‚a, o to, by tworzÄ…ce tÄ™ Å›cianÄ™ tomy też piÄ™knie i harmonijnie wyglÄ…daÅ‚y. 

Przecież twórcom ich rÄ…bania na ćwierci iść musiaÅ‚o tylko o to, by równo oberżniÄ™ty Szekspir schludnie wyglÄ…daÅ‚, by Fredro mu dorównywaÅ‚, by caÅ‚a rzesza innych autorów też tu pasowaÅ‚a. Intencja szlachetna, zwÅ‚aszcza jeÅ›li idzie o autorów poÅ›led-nich, na ÅšwiÄ™tokrzyskiej zyskali oni szansÄ™ dorównania klasykom rozmiarem oberżniÄ™cia. I jaka tu gigantyczna praca zostaÅ‚a wykonana! Przecież te kilkaset równo przyciÄ™tych książek trzeba byÅ‚o wpierw nabyć, potem starannie wymierzyć, potem zawieźć do tartaku, potem jeszcze pracÄ™ pilarzy sowicie opÅ‚acić, bo w koÅ„cu każde dziecko wie, że książki siÄ™ przycina trudniej nawet od bukowych desek, tu trzeba piÅ‚ tarczowych o bardzo specjalnych parametrach.

Owszem, sÄ… czytelnicy co samym wodzeniem oczami po literach, samym duchowym miÄ™toszeniem lekturÄ™ - jakimÅ› cudem - fizycznie unicestwiajÄ…, ale co innego - że tak powiem - "czytanie dotykowe", co innego zamierzona kaźń. Książka niezbicie jest także przedmiotem i tak  jak  prawie  z  każdym  przedmiotem  można  z  niÄ…  zrobić prawie wszystko: podeprzeć mebel, napalić

w piecu, zdzielić w łeb krnąbrnego gnojka. Ale takie przedmiotowe jej okaleczenie, by okaleczona przestając być książką dalej

i jakby jeszcze złudniej udawała książkę, jest krwawą perwersją wyższego rzędu.

W tekÅ›cie zatytuÅ‚owanym "O kulcie książek" Jorge Luis Borges przytacza zdanie Mallarmégo, iż "wszystko na Å›wiecie istnieje po to, by skoÅ„czyć siÄ™ książkÄ…". W myÅ›li tej idzie gÅ‚ównie o to, że wszelkie dopusty boże, nieszczęścia i upokorzenia, jakich zaznaje ludzkość, być może sÄ… zsyÅ‚ane po to, by mogÅ‚y stać siÄ™ opiewane w książkach. MuszÄ™ wyznać, iż na rozważanie ciekawego paradoksu, czy ćwiartowanie książek może stać siÄ™ tematem opiewanym w książkach, nie mam teraz najmniejszej ochoty. W tym przypadku nie wydaje mi siÄ™ to godne nawet felietonu. Toteż piszÄ™ to co piszÄ™ z niejakim obrzydzeniem, toteż opuszczajÄ…c pizzeriÄ™ na ÅšwiÄ™tokrzyskiej nie zdobyÅ‚em siÄ™ na jakże facecyjne pytanie, czy aby obsÅ‚uga nie dysponuje obciÄ™tym fragmentem Leibniza, bo jakby byÅ‚, to przecież pracowicie strona po stronie na powrót przyspawaÅ‚bym go do reszty za pomocÄ… taÅ›my klejÄ…cej. W moich stronach obowiÄ…zuje wprawdzie bliska mi zasada, że "sranda musi być choćby starkÄ™ wieszali" (w wolnym przekÅ‚adzie: "zabawa musi trwać choćby babciÄ™ trzeba byÅ‚o powiesić"), ale zasada: "sranda musi być choćby bibliotekÄ™ piÅ‚Ä… rżnÄ™li", jest w jakiejÅ› mierze trudniejsza dla mnie do przyjÄ™cia. A poza tym, bo ja wiem? Może siÄ™ to komuÅ› istotnie podoba? Może na przykÅ‚ad zawiadowcy lokalu wolÄ… te przyciÄ™te na ksztaÅ‚t miniaturowych klocków bloczki makulatury od normalnych książek? W koÅ„cu "KoÅ„ wielki w mniemaniu mieszkaÅ„ca Walii wydaje siÄ™ bardzo maÅ‚y Flamandowi". Powiada tak oczywiÅ›cie nie kto inny jak zwężony na ÅšwiÄ™tokrzyskiej do siedmiu centymetrów Gottfried Wilhelm Leibniz.

Miłość zmysłowa w bibliotece

/ SPOTKANIA   felieton

listopad 2022 / 3 (3)

Abstract Circles

Miłość zmysłowa w Bibliotece

​

JERZY PILCH

Jak niedawno doniosÅ‚a "Gazeta StoÅ‚eczna", kierownictwo Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego postanowiÅ‚o radykalnie zaostrzyć regulamin, ponieważ czytajÄ…cy w Bibliotece książki studenci robili też tam inne rzeczy: sÅ‚uchali muzyki, gadali przez komórkÄ™, pili piwo, palili, jedli, spali, uprawiali seks itd. SÅ‚owem w BUW kwitÅ‚o życie we wszystkich swych przejawach, życie - ma siÄ™ rozumieć - bywa naganne, ale dla tych, co majÄ… BibliotekÄ™ za najwyższÄ… formÄ™ życia, dla prawdziwych mieszkaÅ„ców Biblioteki (zwanej też rzeczywistoÅ›ciÄ…) problem regulaminu Biblioteki jest sprawÄ… wolnoÅ›ci.

Nie jestem aż tak szalony, by ostentacyjnie popierać kopulacjÄ™ w cichych zakamarkach pomiÄ™dzy regaÅ‚ami, ale szczerze powiem: zachwyca mnie ona. ZwÅ‚aszcza jak jest dobrze napisana. Tak dobrze, jak uczyniÅ‚a to opisujÄ…ca swÄ… "przygodÄ™ z bib-lioteki" (BUW ogÅ‚osiÅ‚a taki konkurs) "studentka germanistyki ukrywajÄ…ca siÄ™ pod pseudonimem Rafa". "Dla mnie to miejsce (Biblioteka - J.P.) odreagowania i kochania. DosÅ‚ownie. Spotykam siÄ™ ze swoim chÅ‚opakiem na którymÅ› z poziomów, najlepszy jest poziom drugi, i dajemy sobie miÅ‚ość w tej Å›wiÄ…tyni wiedzy. Do tego trzeba znaleźć na te kilka minut spokojny zakÄ…tek miÄ™dzy regaÅ‚ami. Ostatnio kochaÅ‚am siÄ™ majÄ…c ze swej lewej strony dzieÅ‚a Marie von Ebner - Eschenbach, a z prawej kilka tom-ów Roberta Musila". Intensywny fragment i wart - na oko - klasycznego kontekstu.

Ulubionym - jak powszechnie wiadomo - cytatem piszÄ…cych o Bibliotece jest poczÄ…tek "Biblioteki Babel" Borgesa. "Wszech-Å›wiat (który  inni  nazywajÄ…  BibliotekÄ…)  skÅ‚ada  siÄ™  z  nieokreÅ›lonej  i  być  może  nieskoÅ„czonej  liczby  szeÅ›ciobocznych galerii

z obszernymi studniami wentylacyjnymi w środku, ogrodzonymi bardzo niskimi balustradami itd.".

Od przytoczenia fragmentu tego wÅ‚aÅ›nie tekstu rozpoczyna swój esej "O bibliotece" Umberto Eco. Finezyjna opowieść mieszkaÅ„ca wielu (wszystkich?) bibliotek Å›wiata zawiera też szyderczy regulamin Biblioteki wrogiej czÅ‚owiekowi. SÄ… w nim np. takie punkty:

C - sygnatury powinny być niemożliwe do przepisania. I - prawie cały personel powinien być dotknięty ułomnościami fizycz-nymi. J - dział informacji powinien być nieosiągalny.

O - niemożliwe powinno być odzyskanie czytanej książki nastÄ™pnego dnia. R - jeÅ›li tylko siÄ™ uda, żadnych ubikacji itd. itp. (Punkty podajÄ™ wybiórczo i w skróconej wersji).

Regulamin Biblioteki przyjaznej czÅ‚owiekowi, za jakÄ… - ma siÄ™ rozumieć - opowiada siÄ™ Eco, byÅ‚by - ma siÄ™ rozumieć - odwrot-noÅ›ciÄ… i rewersem regulaminu represyjnego. Czy w takim regulaminie byÅ‚oby przyzwolenie na uprawianie miÅ‚oÅ›ci w Bibliotece, autor nie mówi jasno. Niejasno i subtelnie jednak mówi, że "biblioteka na miarÄ™ czÅ‚owieka, to znaczy także biblioteka radosna, zapewniajÄ…ca możliwość wypicia kawy ze Å›mietankÄ…, zapewniajÄ…ca również to, iż para studentów usiÄ…dzie sobie po poÅ‚udniu na kanapie i - nie mam bynajmniej na myÅ›li nieprzystojnego obÅ‚apiania - czÄ…stkÄ™ flirtu dopeÅ‚ni, biorÄ…c z póÅ‚ki i odstawiajÄ…c książki naukowe; a zatem biblioteka, do której chodzi siÄ™ chÄ™tnie i która przeobrazi siÄ™ stopniowo w wielkÄ… machinÄ™ spÄ™dzania wolnego czasu, jak Museum of Modern Art, gdzie można pójść do kina, przejść siÄ™ po ogrodzie i zjeść obiad z dwóch daÅ„". JaÅ›niej  i  mocniej  (choć  też  krócej)  kwestiÄ™ zwiÄ…zku życia popÄ™dowego z życiem bibliotecznym Umberto Eco oÅ›wietla, 

gdy wspominajÄ…c biblioteki swego życia pisze o zielonych lampach na stoÅ‚ach rzymskiej Biblioteki Narodowej oraz o "popoÅ‚ud-niowych godzinach wielkiego napiÄ™cia erotycznego w Sainte Genevieve lub w Bibliotece Sorbony". Jest to jednak problem odmienny,  problem  zwiÄ…zku  pomiÄ™dzy  napiÄ™ciem  twórczym  a  napiÄ™ciem  erotycznym,  to sÄ… osobne i obszerne psychologie

i nie da siÄ™ ich sprowadzić do wzmożonej ochoty na Å‚óżko, jakÄ…, dajmy na to pisarz, miewa w Bibliotece, a z kolei obecność biblioteki przy Å‚óżku pisarza też niewiele innych skÅ‚onnoÅ›ci zdradza, poza skÅ‚onnoÅ›ciÄ… do wieczornej lektury.

WracajÄ…c do studentki germanistyki Rafy, której wyznanie - jak pisze "Gazeta StoÅ‚eczna" - przepeÅ‚niÅ‚o czarÄ™ goryczy biblio-tekarzy BUW i spowodowaÅ‚o radykalizacjÄ™ regulaminu, to sÄ…dzÄ™, iż nie tyle jest to Å›wiadectwo zwyciÄ™stwa nieprzystojnego obyczaju, co zwyciÄ™stwo literatury. Dobrze napisana historia Rafy jest najpewniej niestety fikcjÄ… (apokryfem, falsyfikatem, faÅ‚szywkÄ…), najpewniej nie przez studentkÄ™, a przez studenta napisanÄ…. W każdym razie tylko facet, i to mÅ‚ody, może z beztros-kÄ… wyznać, iżby dać sobie miÅ‚ość, potrzeba "kilka minut."

TrochÄ™ też za dobre jest miejsce, w którym Rafa ostatnio siÄ™ kochaÅ‚a, bo jeÅ›li studentka germanistyki moÅ›ci sobie Å‚oże pomiÄ™dzy tomami akurat niemieckojÄ™zycznej (w tym przypadku austriackiej) literatury, to jest w tym pewien - rzekÅ‚bym - nadmiar, zdradzajÄ…cej wymysÅ‚, harmonii. Jakby germanistka tarzaÅ‚a siÄ™ poÅ›ród woluminów zawierajÄ…cych historiÄ™ sztuki meblarskiej albo ekonomii, byÅ‚oby prawdziwiej.

A nawet piÄ™kniej. Dalej. JeÅ›li Rafa miaÅ‚a - jak pisze: Ebner - Eschenbach po lewej, a Musila po prawej, to owszem, jak byÅ‚a obrócona przodem do regaÅ‚u, jest to możliwe (i tylko wtedy, alfabet zawsze leci do prawej), ale wÄ…tpiÄ™, żeby Ebner - Eschenbach byÅ‚a z Musilem na jednej póÅ‚ce, ergo na jednej wysokoÅ›ci. A nawet jakby, to przecież maÅ‚o prawdopodobne, żeby wszystko pomiÄ™dzy Ebner a Musilem byÅ‚o szerokie akurat jak Rafa. Ramiona Rafa musiaÅ‚aby mieć w takim razie jak caÅ‚a lite-ratura austriacka od E do M, a to jest trochÄ™ książek. Chyba że rÄ™ce też miaÅ‚a rozÅ‚ożone, ale przecież wtedy na pewno wspom-niaÅ‚aby o Eliasie Cannetim znajdujÄ…cym siÄ™ akurat pod przedramieniem albo Å‚okciem. (Ewentualność, iż akt miaÅ‚ miejsce po-miÄ™dzy regaÅ‚ami jest - z powodu nikÅ‚ej dyskrecyjnoÅ›ci - nikÅ‚a).

SÅ‚owem  ksiÄ™gozbiór,  na  tle  którego  Rafa miaÅ‚a miÅ‚ość, jest raczej skomponowany niż autobiograficzny - reforma regulaminu

w BUW byÅ‚a niepotrzebna. Tym bardziej że naoczni Å›wiadkowie nie potwierdzajÄ…. "Sama stosunku nie widziaÅ‚am - komentuje na Å‚amach »Gazety StoÅ‚ecznej« Anna Gimlewicz z sekcji informacji i dydaktyki BUW - ale zaawansowanÄ… grÄ™ wstÄ™pnÄ… owszem". Otóż obawiam siÄ™, że to, co pani Gimlewicz z sekcji informacji i dydaktyki BUW bierze za "zaawansowanÄ… grÄ™ wstÄ™pnÄ…", byÅ‚o zwyczajnym macaniem. Zaawansowana gra wstÄ™pna jest zjawiskiem, które widuje siÄ™ rzadko. Nawet w kinie. Cóż dopiero w bibliotece. Na wszelki jednak wypadek proponujÄ™ - celem ochrony tej rzadkoÅ›ci - wprowadzenie do regulaminu punktu zakazujÄ…cego bibliotekarzom podglÄ…dania zaawansowanej gry wstÄ™pnej czytelników. W przyszÅ‚oÅ›ci można też bÄ™dzie pomyÅ›leć o jakichÅ› przywilejach dla dzieci poczÄ™tych w BUW. Np. przyznać im prawo pożyczania jednej książki wiÄ™cej - to bÄ™dÄ… w koÅ„cu bardzo przepadajÄ…ce za książkami dzieci.    (www.niniwa22.cba.pl)

Hand made

/ SPOTKANIA   felieton

październik 2022 / 2 (2)

Abstract Circles

Hand made
TADEUSZ NYCZEK

PoÅ‚owa lat siedemdziesiÄ…tych, Nowy Jork. Pewien bardzo utalentowany mÅ‚ody polski grafik, malarz i projektant (to siÄ™ teraz po polsku nazywa dizajner) wÅ‚aÅ›nie bryknÄ…Å‚ z ojczyzny. ByÅ‚o mu w niej ciasno i niemrawo, a jego rozsadzaÅ‚a energia twórcza i życiowa. ZaczÄ…Å‚ biegać po  Manhattanie  za  robotÄ….  Polecono mu  pewne znane  pismo drukujÄ…ce także ilustracje. ZaszedÅ‚, przedstawiÅ‚ siÄ™, wyciÄ…gnÄ…Å‚

z torby swoje dossier artystyczne, garść zdjęć i katalogów, jakieÅ› okÅ‚adki do książek, rysunki. Pokazali mu kÄ…t w redakcji – siadaj, pokaż, co potrafisz. Zaprojektuj, powiedzmy, okÅ‚adkÄ™ do naszej gazety.

​

Po póÅ‚ godzinie byÅ‚ gotów. Nie wierzyli wÅ‚asnym oczom. Rzecz, ku ich niebotycznemu zdumieniu, zostaÅ‚a mianowicie wykonana r Ä™ c z- n i e, przyniesionymi w torbie tuszami, pisakami i bodaj zwykÅ‚ym oÅ‚ówkiem. Dopytywali, dlaczego nie skorzystaÅ‚ z komputera stojÄ…-cego na biurku. PowiedziaÅ‚, że nie wie, z czym to siÄ™ je, a rÄ™cznie umie. Zatrudnili go natychmiast, pomimo epoki zaawansowanych technologii hand made wciąż byÅ‚a w cenie. Później oczywiÅ›cie nasz artysta nauczyÅ‚ siÄ™ komputera i tak dalej, ale to już nie należy do anegdoty.

​

PrzypomniaÅ‚em sobie tÄ™ historiÄ™, kiedym wracaÅ‚ do domu po prawie tygodniu spÄ™dzonym na pewnym festiwaliku teatralnym. Cokolwiek nietypowym, bo lalkowym. ObejrzaÅ‚em dziesiÄ…tki spektakli z różnych stron Polski i Europy, w rozmaitych konwencjach wykonanych. CzuÅ‚em siÄ™, jakby mnie ktoÅ› zdjÄ…Å‚ ze sporej karuzeli.

​

... teatr ten wymaga piekielnej siÅ‚yi odpornoÅ›ci. PonadprzeciÄ™tnej kondycji fizycznej. CzÄ™sto cyrkowej sprawnoÅ›ci.

​

Nie to, żebym nie wiedziaÅ‚, w czym rzecz. Na teatrze lalkowym wychowaÅ‚em siÄ™ w dzieciÅ„stwie jak każdy, prowadzaÅ‚em tak wÅ‚asne dzieci, a że los mnie nadal trzyma przy teatrze, miewaÅ‚em sporo okazji przyjrzenia siÄ™ dorosÅ‚ym okiem przedstawieniom tego gatunku, skÄ…dinÄ…d  cieszÄ…cych  siÄ™  niewielkim  poważaniem  wÅ›ród  braci  z  dramatycznych  scen. Niejednego kolegÄ™ i koleżankÄ™ miaÅ‚em, mam

w tym teatrze. Więc nie to, że nie znałem, nie wiedziałem. Ale nagle zobaczyłem to dziwne zwierzątko jakby innym okiem. Może dlatego, że po dłuższym z nim obcowaniu weszło we mnie i na tę parę dni zamieszkawszy w mojej wyobraźni, kazało spojrzeć na siebie całkiem inaczej.

​

Pierwsza i gÅ‚ówna obserwacja: to przede wszystkim teatr mÅ‚odych ludzi. Nawet starsi, bo i oni oczywiÅ›cie też w nim pracujÄ…, spra-wiajÄ… wrażenie mÅ‚odszych i żwawszych. Wszak teatr ten wymaga piekielnej siÅ‚y i odpornoÅ›ci. PonadprzeciÄ™tnej kondycji fizycznej. CzÄ™sto cyrkowej sprawnoÅ›ci. Nie tylko tej Å›ciÅ›le profesjonalnej, zwiÄ…zanej z obsÅ‚ugÄ… lalek czy innych urzÄ…dzeÅ„ sÅ‚użących animacji. Aktorzy sÄ… jak piÅ‚karze, którzy muszÄ… biegać po swoim boisku równo 90 minut i nie odpuszczać, bo inaczej ich przegrana. MuszÄ… panować jednoczeÅ›nie nad paroma rzeczami naraz, jak perkusista grajÄ…cy rÄ™kami i nogami na bÄ™bnach, czynelach i przeszka-dzajkach. Wielu ma opanowanÄ… sztukÄ™ brzuchomówstwa. Niejeden znakomicie gra na instrumentach muzycznych, taÅ„czy i Å›piewa.

I oczywiÅ›cie, bo to elementarz, umie grać rolÄ™ z partnerem, który może być lalkÄ…, żywym czÅ‚owiekiem, kawaÅ‚kiem drewna, szmatÄ…, krążkiem Å›wiatÅ‚a z latarki.

​

WidziaÅ‚em w jednym przedstawieniu brzydkÄ…, starszawÄ…, otyÅ‚Ä… kobietÄ™ przygrywajÄ…cÄ… do akcji na skrzypcach, która z równÄ… Å‚atwo-Å›ciÄ… wytwarzaÅ‚a dźwiÄ™ki szumiÄ…cego lasu, brzÄ™czÄ…cej pszczoÅ‚y i kraczÄ…cej wrony, by zaraz Å›licznie i czyÅ›ciutko odegrać cytat z kwin-tetu Schuberta. Ta sama aktorka w innym przedstawieniu byÅ‚a mÅ‚odÄ…, atrakcyjnÄ…, szczupÅ‚Ä… dziewczynÄ… uwodzÄ…cÄ… kilku facetów i parÄ™ lalek jednoczeÅ›nie. Trzy razy sprawdzaÅ‚em w programie, dÅ‚ugo nie dowierzaÅ‚em, że to ona.

​

WidziaÅ‚em dwóch chÅ‚opaków, dwudziestoparoletnich, którzy na zmianÄ™ grali ze sobÄ…, że swoimi pacynkami sobowtórami, przy okazji odgrywajÄ…c jeszcze kilkanaÅ›cie innych ról, nigdy nie mylÄ…c gÅ‚osów, tonów i charakterów, a wszystko w takim ruchu, że każdy aktor nie

z tego i nie z takiego teatru padłby bez tchu po kwadransie.

​

WyglÄ…da, że podniecam siÄ™ czystym rzemiosÅ‚em, technikÄ… wykonawczÄ…, w koÅ„cu elementem każdego zawodu. Otóż zapewniam, bez tego bardzo specyficznego rzemiosÅ‚a nie byÅ‚oby w takim teatrze kompletnie niczego. Ono jest gwarantem i jednym z elementarnych sensów tej sztuki. I najczęściej samÄ… sztukÄ…. Tu żadne cwaniactwa ani hochsztaplerki nie majÄ… szans, bo natychmiast siÄ™ skom-promitujÄ…. Chociaż oczywiÅ›cie chaÅ‚y artystycznej nie brakuje, jak wszÄ™dzie.

​

To już dawno nie jest żaden poczciwy teatr lalkowo-kukieÅ‚kowy z naszego dzieciÅ„stwa. Wlecze siÄ™ za nim ta nieszczÄ™sna nazwa, upupiajÄ…c go i infantylizujÄ…c. Najwyższy czas przemianować go nie tylko okazjonalnie, ale wrÄ™cz oficjalnie na… bo ja wiem – po prostu Teatr Animacji? Albo bardziej po polsku Teatr OżywieÅ„? (Choć to już gorzej brzmi).

​

Otóż zapewniam, bez tego bardzo specyficznego rzemiosÅ‚a nie byÅ‚oby

w takim teatrze kompletnie niczego. Ono jest gwarantem i jednym z elementarnych sensów tej sztuki. I najczęściej samÄ… sztukÄ….

​

Nie majÄ… w nim nic do roboty komputery i lasery, choć oczywiÅ›cie i one tam siÄ™ od pewnego czasu pojawiajÄ…. PiÄ™knej i czystej sztuki animacji nie zastÄ…piÄ… ani specjalna elektronika, ani holografia, telewizja kablowa i przemysÅ‚owa, projekcje i kamerowanie, samplowanie, slamowanie i te wszystkie efektowne audio- i wideomedialne zabawki, bez których teatr dramatyczny prawie siÄ™ już obyć nie może i które zjadajÄ… go powolutku, pomalutku.

​

Jeszcze trochę, a kto wie, może już tylko w tym teatrze będzie można zobaczyć goły w swoim radosnym bezwstydzie teatr.

​

 „Nawozy sztuczne dla artystów i sprzÄ…taczek”

bottom of page