miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
sztuka bez kompromisów
Voytek Glinkowski
styczeń 2023 / 1 (5)
kij w mrowisko...
Sztuka... Słowo używane często, głośno, „do rzeczy” i „od rzeczy”. Większość ludzi ma skonsolidowane zdanie na temat owej i głosi pamflety o znaczeniu niezwykłym jakie Szuka
wnosi w życie społeczności. Artykuły poświęcone Sztuce przeważnie zostawiają czytelnika w stanie ogłupienia, konfundacji i degradacji samooceny. Bełkot bez powiązania
podmiotu z orzeczeniem, odniesienia do kilku dat, nazwisk
i opinii z przeszłości, które nie wprowadzają żadnego argumentu do dysputy. Stanowią jedynie zasłonę dymną
i powiększają objętość artykułu. Na scenie pozostaje widz, słuchacz i czytelnik z poczuciem braku rozeznania w świecie Sztuki, bez której ponoć żyć się nie da. Przez świat
płynie rzeka populistycznego chłamu utkanego
z prymitywnych dźwięków, prostackiej liry
i bufonady doklejonej do rzędu „izmów”. Pasożyty wyrosłe na ciele Sztuki sprzedają gawiedzi za "ciężkie" pieniądze pomyje spływające po mistrzach pędzla, kompozycji, dźwięku
i głosu... Tłum konduktowany przez pasożytnicze i chciwe kreatury gwałci piękno, jakość, kunszt i autorytet. Taki mamy
dzisiaj stan faktyczny tego co popularnie Sztuką jest zwane. Media społecznościowe, telewizyjne i prasowe wiodą prym
w tym cyrku ogłupiającym masy. Wyczynem na skalę rekordu konformizmu w Księdze Guinessa był niedawny występ
profesora od Sztuki z uniwersytetu Duke w telewizji CNN przy okazji prezentacji portretów pary prezydenckiej Michelle i Barak Obama. Otóż portret prezydenta jest znakomitą pracą
i jak najbardziej miejsce w National Portrait Gallery ma.


Portret Michelle Obama natomiast, to zwykły knot. Konstrukcyjnie położony na łopatki z koszmarnym błędem anatomicznym szyi i skrótu uda. Ponadto paleta jest po prostu koszmarem. Profesorek z Duke tymczasem bredził o doskonałości i wybitności pracy owej, gdyż, cytuję: „kolor skóry Pierwszej Damy, mieszanka mleka z czekoladą, to rewelacja”. Przerażony zamarłem przed ekranem i czekałem, aby mnie ktoś obudził. Siedmiolatek po trwającej pięć minut instrukcji, taką samą mieszankę wyprodukuje... Student drugiego roku Akademii Sztuki już takich anatomicznych baboli nie popełni. Tymczasem w wizję i eter popłynęła bzdura, którą nieświadomy naród połknął. Król jest goły, ale oficjalnie spaceruje w szynszylach.
Wszechobecna demokracja przejęła wiodącą rolę w ustalaniu argumentów na temat malarstwa. Prymitywne rzężenie z lirą przedszkolaka opanowało sceny koncertowe. Filmowe wysiłki celebrytów przyprawiają myślących o mdłości. Produkty bez scenariusza, grane przez „aktorów” tworzących postacie z tektury dominują sceny teatralne.
Taki mamy, moi drodzy, stan Sztuki na progu roku 2023.

Zacznijmy od pytania, czy Sztuka jest światu potrzebna? Odpowiedź na owe mam okropną. Otóż Sztuka NIE jest światu potrzebna. Ględzenie frazesów o duchowym upojeniu
i lekarstwie na intelektualne zatwardzenie jest zabawną zapowiedzią dramatu kryjącego się za kurtyną zapotrzebowania na bylejakość. Obrazki na ścianę są zakupem
ostatnim i to nawet nie z tzw. „listy”. Na liście są: chata, bryka, druga chata, Rolex, Prada, Armani, narty w Dubaju, kochanka, druga kochanka... Kiedy wszystkie niezbędne
mebelki życia już są, pora aby udekorować ściany. Ot tak, aby nie odebrały włoskim mebelkom posmaku nadzwyczajności. Takie oto potrzeby reprezentuje większość i... nie
ma po co czynić nikomu wyrzutów. Na koncert do Centrum Kopernika aby wysłuchać że; „w Zakopanym polewamy się
szampanem...”, bilety wysprzedane do dna... na oglądanie i wsłuchiwanie się w dno.
Do teatru też idziemy. Na komedyjkę przystępną, gdzie podmiotem domyślnym są cycki (bardzo modne słowo ostatnio szczególnie wśród pań), dupa i stosunek płciowy owinięte super płaskim dowcipem. No i chichra się publika
i kabarecik do takiego samego dna wysprzedany. I jeszcze bluzgać trzeba, ponieważ stanowi to o braku zahamowań, co synonimem nowoczesności jest i prawdziwe życie pokazuje. Subtelność, zdanie złożone, kunszt werbalny, przenośnia,
refleksja, parafraza, satyra i sarkazm się nie przyjmują.
Dostajesz, drogi widzu i słuchaczu to, co aprobujesz. Jeżeli nie wymagasz jakości dostajesz towar tani po zawyżonej cenie, gdyż przebicie gotówkowe na twojej aprobacie cieszy
marszanda.
W Sztuce pojawiają się talenty. Jest to, wbrew popularnej konotacji, jedynie dobry początek. To podarunek od Natury, dający szczęściarzowi wrażliwość na detale, których
tak zwany "nieutalentowany" nie dostrzega. Ale od tego momentu zaczyna się ciężka praca. Talent trzeba obrobić, wykorzystać, udoskonalić i rozwinąć. W malarstwie to setki tysięcy szkiców, rysunków studyjnych i studiów światła. Tysiące godzin spędzonych nad rozważaniem kompozycji. Porównywanie form i kolorów. Rozpatrywanie zależności
decydujących o balansie wszechświata. Ustalanie doskonałości wizualnego komunikatu, wybranego spośród tysięcy kombinacji. Dwuwymiarowa przestrzeń płótna przekształcona w trójwymiarową wizualną atrakcję. Te transformacje są możliwe jedynie poprzez detaliczne studia. Artysta to ten, który jest w stanie dylematy kompozycji kontrolować. Spontaniczne wybryki mogą, ewentualnie objawić się przypadkowym trafieniem. Ale tylko raz na statystyczny wymiar czasu. Sztuka nie spada poniżej poprzeczki, która wyznacza próg jej istnienia. Te same cechy jakościowe przebiegają przez wszystkie formy Sztuki; malarstwo, poezję, prozę, muzykę... Kręgosłup Sztuki tworzy ten sam proces. Tak wyglądał świat Sztuki przez całe stulecia. Publiczność odnosiła się do autorytetów, które były rozpoznawalne przez jakość. Tak zwana nowoczesność głównie objawia się w zasięgu i tempie komunikacji.
Przykładanie tej kalki do Sztuki wprowadza masowy bełkot. Walorów jakościowych nie da się w Sztuce osiągać szybciej. To jest ten sam, starodawny, mozolny proces dochodzenia do JAKOŚCI!!!
Znieważając ten fakt otrzymujemy w Sztuce wizualnej przetwarzane w dziesiątkach komputerowych programów fotki, a w dźwięku łomot Disco Polo i kwaczących
śpiewaków. Bzdury owe, powtarzane tysiące razy,
w nowoczesnej masie komunikacyjnej dokonują reszty. Sankcjonują kłam jako prawdę. Ponadto, jako nośnik informacyjny, używa się powszechnie poznanych
w podstawówce manifestów z przełomu wieków i lat 50. jako

Sacha Jafri, "The Journey of Humanity"
Jeff Knoos, "Rabbit"

Jasper John, "False Start"
obligatoryjną nowoczesność. Tak też mamy wszechobecne dekoracje zwane abstrakcją. I proszę mnie źle nie zrozumieć. Dekoracje mają jak najbardziej miejsce swojego istnienia. Doskonale funkcjonują w dopełnianiu nowoczesnych wnętrz. Współpracują z architekturą. Natomiast absolutnie nie zasługują na finansowy ekwiwalent, który tak skutecznie eksploatują pasożyty wyrosłe na ciele Sztuki. „False Start” Jaspera Johnsa sprzedano za 80 milionów dolarów. „Królika” Jeff Knoos'a - za 91 milionów. „Podróże ludzkości” Saszy Jafri kosztowały w Dubaju 62 miliony. Domy aukcyjne to arcydzieła przekrętów,
a większość tych milionowych zakupów to odpisy podatkowe miliarderów i korporacji w machinacjach z muzeami. Tak powstają legendy i zostają ustalane dogmaty publiczne. Sztuka obraca się na orbicie kpiny wokół słoneczka zwanego
„cash”.
Czy jest już tak źle , że pora umierać? Nie... Ciągle są szanse na wyjście z tego ostrego zakrętu, prowadzącego na drogę do IDIOKRACJI. Po prostu nie dajcie się i nie kierujcie się na łatwiznę. W duszy każdego funkcjonuje czujnik jakościowy. Trzeba go jedynie od czasu do czasu przeczyścić i posłuchać dźwięku z głębi. Wtedy zaczniecie potrzebować Sztuki. Może się okazać, że się do czegoś przyda. Przerywnik w biegu codzienności jest potrzebny bardzo dla równowagi psychicznej. Ta nie jest bez wpływu na fizjonomię. Naczynia połączone to dogmat naszej egzystencji. Życzę wam, abyście używali tych wykonanych
z materiałów szlachetnych. Dajcie szansę JAKOŚCI...
sztuka bez kompromisów
Voytek Glinkowski
listopad 2022 / 3 (3)

Koń Trojański III, olej / grafit / płótno / 110cm x 110cm
pod prąd
wyznanie
Postanowiłem zostać Artystą...
Nawet brzmienie tego słowa jest, po trosze, pogardliwe.
Oczywiście dopóty, dopóki nie zadziwimy świata kompozycją, kolorem, brzmieniem, nikt nie traktuje nas poważnie. Większość ludzi nie uważa Sztuki za wartość niezbędną. Natomiast wszyscy, bez problemu korzystają na co dzień z jej dobrodziejstw. Meble, samochody, zastawy kuchenne, architektoniczne rozwiązania, portki, kiecki, lampeczki, podwiązki i skarpetki wychodzą
z pracowni Artystów. Projekty owych są konglomeratem doświadczeń, socjologii, ergonometrii i zachwytów... Tymczasem „Artysta” w potocznym znaczeniu to: osobnik nieodpowiedzialny, najczęściej pijak, maruda wypełniona szczerbatymi myślami, finansowa pierdoła, kobieciarz, Dyzio Marzyciel, ojciec nieślubnych dzieci, syn marnotrawny, wielkoduszny głupek
i chorowity chudzielec na krzywych nogach.
W taki oto świat rzuciłem się pewnego dnia głową do przodu.
Przeczuwałem jedynie, że nie potrafię pracować pod nadzorem. Zostałem stworzony do samotności, samostanowienia
i popełniania pomyłek na własny rachunek. Chciałem być niezależny. To były motywy mojej zbrodni – Aplikacji bujdy we własną myśl i ciało.
Do niedawna jeszcze wydawało mi się, że cena jaką za to zapłaciłem była wysoka i wciągnąłem na swój grzbiet status męczennika. Dlaczego „do niedawna”? Otóż zostałem absolutnie wyleczony w czasie zimowego spotkania rowerzystów w sali jednej z podmiejskich szkół. Odbywały się tam doroczne wyścigi na stacjonarnych, komputerowych symulatorach. Kiedy rozstawialiśmy swój sprzęt podszedł do nas znajomy Bośniak
i z niesmakiem ocenił naszą rozrzutność w zakupach najnowszych rowerowych techno-dziwadeł. Skwitował komentarzem o ubóstwie swoim w obliczu naszego bogactwa. Na to ja natychmiast zwierzyłem się ze swojej sześciomiesięcznej bezdomności z czasu kiedy dorastałem artystycznie i te świecidełka to moja rekompensata...
- Co mi tutaj, kurwa, pierdolisz o bezdomności – wypalił Bisi – Ja wolałbym być bezdomny!!!
Rozpiął koszulę... Na chudym torsie widniały trzy pomarszczone blizny.
- Trzy lata spędziłem w górach, w ziemiance ze swoją żoną... Snajperzy strzelali do nas prawie codziennie... Trafili mnie tylko dwa razy. Odwrócił się i odszedł.
Stałem wyprężony z szeroko otwartymi oczami. Było mi wstyd. Czułem się jak zezowaty kameleon, który spudłował strzelając pijaną muchę stojącą o trzy centymetry przed jego pyskiem... Albo jakoś tak podobnie...
W stosunku do życia tego człowieka, moje to prawie bajka. Szczęściarz ze mnie... Tak, muszę przyznać, że miałem wiele szczęścia. Jeżeli jest to forma nagrody od Sił Natury, to przyjmuję z wdzięcznością i obiecuję już nigdy nie biadolić. Uprawianie zawodu/misji Artysty pozwoliło mi zwiedzać obszary emocjonalne niedostępne dla wielu. Otrzymałem certyfikat na czynienie eksperymentów, za które zwykle zamykają
w psychiatrycznej instytucji. Nie posiadam pokaźnego konta

Dzień po..., olej / płótno / 120cm x 126cm

Ostatni Motyl, olej / grafit / płótno / 140cm x 110cm

Zaklinacz czasu, olej / płótno / 84cm x 120cm

Demo-kracja nadchodzi, olej / grafit / płótno / 110cm x 110cm
w banku, a jestem bogaty. Przez wiele lat próbowałem oszołomić publiczność. Siliłem się na akcje, od których sam dostawałem torsji. Jak choćby ta, kiedy przytargałem do pracowni rysunku kota rozjechanego przez samochód gdzieś pod Strykowem. Ta absurdalna aranżacja rozwiązania ćwiczenia pod tytułem „SAMOCHÓD” miała być sekcją i ustaleniem przyczyn zejścia denata... O wielki Profesorze Jacku Bigoszewski, który nie wyzwałeś mnie od durni niedorobionych. Dzięki za
wielkoduszność. Przepraszam...
Przez wiele lat miałem ten sam pęd do inności, do niesamowitości, do jedynej w rodzaju swoim wypowiedzi... Wszystko pozornie właściwe. Z tym tylko, że obrabiałem niewłaściwe pole. Można bowiem nabierać wszystkich przez czas jakiś albo niektórych zawsze. Wszystkich i zawsze nabrać się nie uda! Okazało się że „mniej” jest „więcej”. Okazało się, ze struktura jakości składa się z małych poletek. Należy obrabiać je perfekcyjnie, bez ugorów i nierozumnych zasiewów. Jeżeli ktoś myśli, że wyrzucili mnie po drodze z Akademii Rolniczej, to nie. Nic takiego się nie wydarzyło. To intuicja podpowiada mi farmerską metaforę na znak jedności z zaspokajaniem potrzeb podstawowych. Drobne niuanse w temperaturze koloru czynią różnicę pomiędzy Sztuką, a jej brakiem. Przemieszczenie formy o kilka stopni lub kilka centymetrów czyni zrównoważoną Kompozycję. Czyni Sztukę... Nie eksplozje, dziwolągi, karykatury, wrzask, gołe dupy i cycki na klawiaturze... Delikatne, subtelne dźwięki i oddech koloru pobudzający emocje, o które jeszcze przed chwilą siebie nie podejrzewaliśmy. Tak jak u Jana Sztaudyngera; „Najkrótszy erotyk – Dotyk”. Historyjka nie ma większego znaczenia. To tylko nośnik pomysłu na relację pomiędzy Formą i Kolorem. Sposób w jaki widz odbiera Sztukę jest manipulowany przez Artystę za pomocą jedynego waloru – Kompozycji. Oczywiście, aby się nie nudzić, zmieniam „nośniki”.
Dlatego, szanowny Sztuki znawco/sztukbiurokrato nie znajdziesz u mnie tego, bez czego żyć nie potrafisz. Nie znajdziesz „jedności” czyli jednostajności aby poskładać teczkę z plombą od „A” do „Z”. Figa z makiem...Mam nadzieję, że po drodze przekształciłem się z pseudoskomplikowanego chłopca w czującego płótnomaza o szerokich horyzontach. Przestałem ukrywać, ze uwielbiam Gregoriańskie Chóry za ich gęstą monumentalność. Allanis Morisette za dziecinną prostotę i uczciwość. Pod Budą za refleksyjną nadzieję. Wojtka Młynarskiego za mądrość i celność. Vivaldiego, Mozarta i Bacha z zazdrości o talent. Franza Halsa za radość. Mistrza Pavarotti za wielkość ponadczasową, do której nawet zazdrość ma się nijak gdyż jest nieosiągalna... geniusz dźwięku. I, przede wszystkim, Marię i Elżbietę za ich prostą Miłość...Z tego właśnie jestem poskładany i to są moje narzędzia. Nie mogę ich nie używać. Proste uczucia i słowa stają się najtrudniejsze. Mają nieskomplikowaną strukturę i nie ma za czym się schować. Wielu wybiera maskaradę zasłony dymnej frazesów, pompy i oszołomu... Nie można umknąć od prostoty. Nie da się jej naciągać i deformować. Tak już jest. Nie mylić z prostactwem...