miesięcznik polonia kultura
pakamera.chicago
/ KULTURA książki
luty 2023 / 2 (6)

Catherine Dior w wieku 26 lat po powrocie do Paryża, w 1945 roku
Fot. Collection Christian Dior Parfums)
Miss Dior
Gdy Christian Dior projektował suknie
w Paryżu, jego siostra Catherine walczyła
o przeżycie w obozie
w Ravensbrück
PAULINA REITER
Miss Dior Opowieść o wojnie, odwadze i modzie
Autor: Justine Picardie
Przekład: Katarzyna Karłowska
Wydawnictwo Rebis
Data wydania: listopad 2022
Ilość stron: 376
Po wybuchu drugiej wojny światowej, losy rodzeństwa - do tej pory tak bliskiego sobie - się rozeszły. Christian Dior zamieszkał w Paryżu, gdzie podjął pracę jako projektant
u Luciena Lelonga. Catherine zakochała się w bohaterze francuskiego ruchu oporu Hervé des Charbonneries, który wciągnął ją w działania siatki F2. Stała się szpiegiem
o pseudonimie "Caro"

Justine Picardie, brytyjska powieściopisarka, biografka, dziennikarka modowa, chciała napisać biografię Christiana Diora, jednego
z największych projektantów i krawców XX wieku. Tymczasem gdy zaczęła zbierać materiały, w opowieść zaczęła się coraz śmielej wkradać najmłodsza, ukochana siostra Christiana – Catherine Dior, postać wcześniej nieodkryta, tajemnicza, która o swoim życiu wolała milczeć. Kobieta, na której cześć brat stworzył jedne
z najpiękniejszych perfum na świecie – Miss Dior.
Diorowie wychowali się w dobrobycie. Ich ojciec był producentem nawozu. Christian nienawidził śmierdzących fabryk ojca, on
i Catherine ukochali różane ogrody, w których czas spędzała ich matka, kochali sztukę i muzykę. Gdy wybuchła druga wojna światowa, losy rodzeństwa – do tej pory tak bliskiego sobie – się rozeszły. Christian zamieszkał w Paryżu, gdzie podjął pracę jako projektant
u Luciena Lelonga. Catherine zakochała się w bohaterze francuskiego ruchu oporu Hervé des Charbonneries, który wciągnął ją w działania siatki F2. Stała się szpiegiem, pseudonim „Caro". Jej zadanie polegało na zbieraniu i przekazywaniu informacji o ruchach niemieckich wojsk i floty.
Gdy wpadła i aresztowało ją Gestapo, choć została poddana straszliwym torturom przez bestialską grupę Bergera w siedzibie przy rue de la Pompe, bohatersko milczała, by nie wydać przyjaciół. W sierpniu 1944 roku wysłano ją do obozu w Ravensbrück. Gdy jej brat projektował piękne suknie w Paryżu (bezskutecznie próbując odnaleźć Catherine), ona walczyła o przeżycie w dramatycznych warunkach obozu, a potem fabryki, gdzie przydzielono ją do pracy przymusowej. O swoich doświadczeniach obozowych milczała przez resztę życia.
Do Paryża wróciła po wojnie wykończona, schorowana. Zwróciła się w stronę dawnej miłości – do kwiatów. Została ogrodniczką
i kwiaciarką. Szczególnie kochała róże. Znów była blisko brata, a także ukochanego Hervé. Christian zaś postanowił odważyć się na niezależność, otworzyć własny dom mody. Pierwsza kolekcja, New Look, miała odrywać kobiety od dramatu wojny i być zapowiedzią nowych czasów. Towarzyszyła jej premiera perfum Miss Dior pachnących różami.
Picardie niezwykle sprawnie łączy szereg opowieści – tę o modzie i marzeniach z tą o przeraźliwym okrucieństwie ludzi. Obraz Paryża w czasie wojny, który autorka maluje, jest fascynujący – ruch oporu to tylko garstka ludzi, Francuzi bardzo dobrze dogadują się
z nazistami, między innymi ci ze świata mody, jak Lelong czy Chanel. W tym czasie, gdy prezentują swoje kolekcje żonom niemieckich generałów, Catherine w obozie śmierci powstrzymuje się przed tym, by upaść na kolana i wylizać resztki zupy z miski, choć umiera
z głodu, ale nie chce stracić do siebie szacunku. (Wysokie obcasy)
/ KULTURA książki
luty 2023 / 2 (6)
Samotność po szwedzku
Wielu Szwedów woli mieć spokój, niektórzy nawet celowo unikają jeżdżenia windą z sąsiadami.
Milkliwość to szwedzka przywara narodowa. Czy zaczniecie się śmiać, jeśli przypomnę wam Gretę Garbo? Nie żartuję, Szwecja jest pełna prozaicznych
i pozbawionych wdzięków małych Garbo. I momentów
z filmów Bergmana, tych, w których bohaterowie niemo wyrażają męczarnię niezdolności wypowiedzenia tego, co czują.

KATARZYNA TUBYLEWICZ
Fot.: Paweł Tubylewicz
Książka ta jest opowieścią o różnych odcieniach samotności. O tym, czym samotność jest, czym bywa, co nas w niej przeraża, a co cieszy, jak nas zmienia, jakie stawia przed nami wyzwania. To historia uniwersalna, ale także na wiele sposobów osobista. Wiele w niej subiektywnych głosów, wiele prywatnych perspektyw, trochę moich własnych przemyśleń i wspomnień. Jednocześnie książka ta, jak większość moich książek, traktuje o Szwecji. O Szwedach. O ich wrażliwości. Dlaczego? Bo Szwecja to kraj, z którego czerpię inspirację. To także lustro, w którym oglądam Polskę i siebie samą. Poza tym wśród krążących po świecie narodowych stereotypów bardzo silny jest ten o szwedzkim samotnictwie. O zdystansowaniu Szwedów, ich małomówności, niechęci do kontaktów i chłodzie napisano i powiedziano już całkiem sporo. Jest w tym miejsce i na prawdę, i na wyolbrzymienie oraz brak zrozumienia kodów kulturowych.
Niewątpliwie odosobnieniu sprzyja w Szwecji demografia. Wprawdzie żyje tu dziesięć milionów ludzi, więc Islandia to zdecydowanie nie jest, ale 97 procent powierzchni kraju to teren niezamieszkany. Dziewicza ziemia. Szwecja bardzo różni się tym od Polski, w której gdziekolwiek człowiek się ruszy, zaraz znajdzie się w tłumie. Często irytującym, z parawanami na zatłoczonej plaży, z namolnym, zbyt głośnym gadaniem w pociągowej strefie ciszy, z tłokiem w środkach komunikacji miejskiej i nadmiarem spacerowiczów w miejskich parkach. W Lesie Kabackim bywa tak dużo rowerzystów, że człowiek ma wrażenie, że porusza się w peletonie kolarskim. W Szwecji przestrzeń, spokój i ciszę znajdziesz wszędzie, nawet w centrum miasta. Ma to także związek ze sposobem bycia mieszkańców szwedzkich miast. Susan Sontag w swoim niezbyt przychylnym dla Szwedów Liście ze Szwecji pisała: „Nie znam nowoczesnego miasta tak cichego jak Sztokholm, niemal każdy hałas pochodzi w nim od maszyn. Ludzie prowadzą ciche rozmowy, szepczą
i pomrukują w restauracjach, a wykłady i spektakle nagradzają stonowanym aplauzem”. Najsłynniejsza amerykańska intelektualistka napisała te słowa w 1969 roku po kilku miesiącach pobytu w stolicy Szwecji.
Ja po 20 latach życia w tym mieście napisałam książkę pod tytułem "Sztokholm. Miasto, które tętni ciszą", więc wygląda na to, że od lat 60. zeszłego wieku poziom hałasu i tłoku nie wzrósł. Nie zgadzam się za to z Sontag, że szwedzka publiczność reaguje zawsze
w sposób wyciszony i nieentuzjastyczny. Po genialnych spektaklach tanecznych w Dansens Hus trwające bez końca brawa i okrzyki nie ustępują spontanicznym reakcjom publiczności amerykańskiej. Susan Sontag męczyła się w szwedzkiej ciszy. Nie przepadała też za rozmowami ze Szwedami, którzy wprawdzie już w latach 60. świetnie mówili po angielsku, za to mieli problem z wyrażaniem siebie i przekraczaniem wewnętrznej samotności, w jakiej zdawali się nieustannie tkwić: „Mówienie nigdy nie przestaje być dla Szwedów kłopotliwe: to balansowanie nad przepaścią. Za każdym razem, gdy zaczyna się konwersacja, możesz poczuć, jak pomiędzy rozmówcami narasta fizyczne napięcie. (…) Rozmowom zawsze grozi wygaśnięcie, zarówno z powodu imperatywu dyskretności, jak
i ze względu na to, że tak kusi cisza.
Åke Daun, szwedzki kulturoznawca, który przez lata zajmował się badaniem i opisywaniem charakteru swoich rodaków, w książce Mentalność szwedzka konstatuje: „Dla wielu Szwedów jest coś poetyckiego w samotności, oczywiście jeśli nie jest ona permanentna i niechciana, zwłaszcza jeśli to samotność na łonie natury”.
Daun, badając Szwecję od środka, potwierdził też to, co szybko wyczuwają turyści, imigranci i inni nowo przybyli. Szwedzi mają
w sobie nieśmiałość i lekko introwertyczny rys przy pierwszym kontakcie: „Wielu Szwedów woli mieć »spokój«, choć trochę mniej jest takich, którzy posuwają się tak daleko, że celowo unikają jeżdżenia windą z sąsiadami. W towarzystwie nieznajomych nieliczni mają ochotę pogadać. (…) Samotność oferuje ulgę i wyzwolenie. Pozwala odpocząć od oczekiwań życia towarzyskiego. Poczucie spełnienia, jakie ma wielu Szwedów, błądząc samotnie po lesie, siedząc z wędką czy spacerując z psem, należy częściowo widzieć
w tym kontekście: chodzi o uwolnienie od społecznego nacisku, od konieczności mówienia i dopasowania się, by mówić”.
Może jest tak, że szwedzka samotność to po prostu marzenie o wolności? Pragnienie wyzwolenia od zobowiązań? Tęsknota za wyrwaniem się z kołowrotka zdarzeń i społecznych oczekiwań? Za oddychaniem pełną piersią? Za czuciem każdą komórką ciała_
Uroda Szwecji, jej rozległość i bogactwo natury oraz niezliczona liczba miejsc, w których można pobyć sam na sam ze sobą, bardzo sprzyja takim pokusom. Odkryłam to, kiedy jako piętnastolatka po raz pierwszy wyruszyłam do sąsiadów po drugiej stronie Bałtyku. Razem z mamą odwiedziłyśmy jej bliską przyjaciółkę, która zabrała nas do letniego domu na wyspie Öland (czyli na Olandii). Wyspa ta pojawi się w książce pośród porad, gdzie w Szwecji można odnaleźć samotność w pięknym miejscu. Ale najpierw wspomnienie. Piętnastoletnia ja i szwedzka wyspa pełna ciągnących się bez końca pastwisk, kamienistych, pustych plaż, łąk, wiatraków i lasów. Godzinami jeździłam sama na rowerze, uciekałam od towarzystwa, żeby samotnie kąpać się w morzu. Coś takiego we mnie wstąpiło, że rozkoszowałam się tym, że jestem i umiem być sama. Byłam tu i teraz, pełna skupienia i uważna, choć był to czas, kiedy świat jeszcze nie oszalał na punkcie mindfulness i innych technik medytacji. Bardzo dobrze mi to wówczas zrobiło, bo znajdowałam się
w pierwszej, burzliwej fazie dorastania i w moim polskim życiu nic nie liczyło się bardziej od grupy rówieśników, zdania koleżanek
i tego, czy tamten albo inny obiekt moich westchnień zwrócił na mnie uwagę. Było to przyczyną niezliczonych stresów oraz pogłębiającego się braku wiary w siebie. Na Olandii mogłam stać się niezależną, lubiącą wiatr, mech, morze i deszcz prawdziwą sobą. Tkwiła w tym radość i siła.
Samotny jak Szwed?
Reportaże, eseje, rozmowy o ludziach Północy, którzy lubią być sami
Autor: Katarzyna Tybulewicz
Wydawnictwo Wielka Litera
Ilość stron: 272
Rok wydania: 2021
/ KULTURA książki
luty 2023 / 2 (6)
„Jerozolima. Biografia”
O niektórych książkach mówi się, że to dzieła. Określenie to bez wątpienia pasuje do „Jerozolimy. Biografii” Simona Sebaga Montefiore, brytyjskiego historyka i dziennikarza o korzeniach sięgających żydowskiego rodu bankierów i filantropów. Pisząc o mieście, odnajduje on głębszy sens w zdarzeniach pozornie błahych, a tym uznanym za istotne nadaje właściwą miarę.
Trzeba być majstrem nie lada, by napisać międzynarodowy i ciągle wznawiany bestseller, tłumaczony na wiele języków – dostaliśmy kolejny przekład na polski „Jerozolimy. Biografii”.
Jerozolima, jedno z najciekawszych miast na świecie, swoją historią
i współczesnością daje materiał na dzieło wielkie, nie tylko pod względem objętości. Z powodu różnorodności, duchowości, wielości barw, nastrojów i wątków łatwo wytrąci pióro z ręki nawet niezłym pisarzom. Rzecz w tym, że Montefiore wyrasta o kilka długości ponad literacką przeciętność,
a z Jerozolimą się zaprzyjaźnił, więc odsłoniła mu wiele swoich sekretów.
Trzy wielkie religie uważają Jerozolimę za miasto święte
Streścić tej książki nie sposób. Bo jak opowiedzieć w kilku akapitach o tysiącach lat arcyciekawych dziejów. Dla mnie symbolem Jerozolimy jest budynek za bramą Syjonu. Na parterze znajduje się sarkofag – w którego świętość wierzą wyznawcy judaizmu i muzułmanie – kryjący szczątki Dawida, pasterza, wojownika, króla, proroka i wielkiego poety. Co z tego, że Biblia wskazuje miejsce pochówku psalmisty gdzie indziej, na pobliskim wzgórzu Ofel. Ponad sarkofagiem mieści się Wieczernik, gdzie Jezus spożywał wraz z apostołami ostatnią wieczerzę. Schowane w rogu sali schodki wiodą na dach, a tam wybija się w niebo wieżyczka minaretu. Trzy wielkie religie, uważające Jerozolimę za stolicę i miasto święte, mieszczą się bezkonfliktowo (to raczej tu wyjątek) na tak niewielkiej przestrzeni.
A przecież Jerozolima istniała już grubo przed Dawidem. Przetrzymała rozliczne najazdy, płakała nad ruinami dwóch żydowskich świątyń, paliła chanukowe światła, gdy powstańcy z rodu Machabeuszy przegnali greckich okupantów, darła szaty przy Chrystusowym krzyżu i machała na pożegnanie żydowskim wygnańcom epoki cesarza Trajana. Pomagała muzułmańskim robotnikom dźwigać kamienie na budowę świętego meczetu Al-Aksa. Ugościła krzyżowców, choć ci akurat zachowywali się w mieście jak typowe prostaki z wczesnośredniowiecznej Europy. Zmyśliła nadzwyczajną szlachetność i ogładę Saladyna, kurdyjskiego władcy Arabów, który aż tak bardzo ułożony i szlachetny chyba nie był, choć na tle swojej epoki mógł uchodzić za wzór dżentelmena. Przynależała do mameluków i tureckiego imperium Osmanów. Przeszła pod władztwo brytyjskie, by stać się najważniejszym miastem Izraela. Choć Palestyńczycy uważają, że Jerozolima – po arabsku Al-Quds – należy się im i raczej nikomu więcej.

Jerozolima. Biografia
historia
Autor:Simon Sebag Montefiore
Tłumaczenie:
Maciej Antosiewicz, Władysław Jeżewski
Wydawnictwo Magnum (I wydanie)
Wydawnictwo Znak Horyzont (II wydanie)
Ilość stron: 704
Rok wydania: 2011 (I wydanie)
2023 (II wydanie)
Książka już jest w Chicago! w księgarni The Polish Bookstore

Jerozolima / fot.: Getty Images
Jerozolima opisana przez Montefiore tętni życiem
A ile tam namiętności, ile wzruszeń, szaleństwa. Są psychiatrzy, leczący z unikalnej choroby, zwanej syndromem jerozolimskim, tych, którzy zbzikowali, podobno na skutek obcowania z pradawnymi pamiątkami czy w wyniku włóczęg uliczkami starej Jerozolimy, bezsprzecznie nasączonymi świętością. Jest Ściana Płaczu, czyli zachodni fragment muru Drugiej Świątyni, gdzie modlą się religijni Żydzi, ale zdarza się też, że nawet mało religijnym chrześcijanom lecą tam łzy z oczu. Jest bazylika Grobu Świętego, z miejscem, gdzie podobno pochowano Jezusa, choć całkiem niedaleko ludzie modlą się przy drugim grobie, dla niektórych znacznie prawdziwszym.
Poza murami starego miasta stoi hotel King David, a w księdze gości widnieją podpisy prezydentów i premierów, królów i książąt, gwiazd rocka i wielkich aktorów. Dziś nikt nie zauważy, że King David był obiektem krwawego zamachu żydowskich terrorystów podczas zmagań o państwo Izrael. A w odległości niedługiego spaceru od King David stoi mniejszy, ukryty w zieleni hotel American Colony, należący do arabskich chrześcijan. Rozgrywa się tu akcja niejednej szpiegowskiej powieści.
Wśród tego wszystkiego Montefiore rysuje portrety ludzi ważnych dla Jerozolimy, a często dla całego świata, narwańców, wizjonerów, fanatyków, polityków i poetów. Tłumaczy zawiłość intryg snutych tu od najdawniejszych czasów i objaśnia kruchość sojuszy, które podobno miały być nierozerwalne. Odnajduje głębszy sens w zdarzeniach pozornie błahych, a tym uznanym za istotne nadaje właściwą miarę. Opisana przez niego Jerozolima tętni życiem, zarówno wówczas, kiedy mieszkali tu prorocy, jak i dzisiaj, kiedy jest blisko milionowym miastem. To lektura z pewnością nie na jeden wieczór. Za to taka – co oczywiste – do której wraca się
i wraca, jak do Jerozolimy. Dobrze mieć przewodnika takiego jak Montefiore.